Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 25 grudnia 2024 22:26
Reklama KD Market

Gdzie trafiła pomoc dla Adrianka? Co z funduszami po niedoszłym balu Fundacji Bliżej Boga?

Zdjęcie ze strony Fundacji Bliżej Boga

Co z funduszami po balu, którego nie było Fundacji Bliżej Boga?


Kiedy Fundacja Bliżej Boga ogłosiła akcję pomocy walczącemu z nowotworem dwulatkowi, polonijni darczyńcy i sponsorzy otworzyli serca i portfele. Szumnie ogłaszany dobroczynny bal nigdy się jednak nie odbył, pieniądze wpłynęły na niewiadome konto, pojawiły się także wątpliwości, czy chory na raka Adrianek w ogóle istnieje. Sprawą zajęłą się nasza gazeta.

/a> fot. ze strony internetowej F-cji


„Nowo powstała fundacja, która pomaga Polskim rodzinom, dotkniętym chorobą nowotworową dzieci, jak też osób dorosłych, oraz przypadków nagłej śmierci na wylew krwi do mózgu czy zawał serca. Wydarzenia takie nie należą do miłych rzeczy. Fundacja zajmuje się związanymi z takimi przypadkami sytuacjami finansowymi, gdyż bardzo mała ilość polskich rodzin posiada ubezpieczenia zdrowotne w USA” (zapis oryginalny) - czytamy na stronie internetowej chicagowskiej Fundacji Bliżej Boga.

Cel rzeczywiście godny pochwały, a działalność warta szerokiego poparcia. Do składania datków zachęca na portalu wzruszające zdjęcie czarnoskórego dziecka ze złożonymi rękami, proszącego o pomoc. Fundacja rzekomo posiada swój adres w Hickory Hills w Illinois.

Założycielem i aktywistą Fundacji, jak ustaliła redakcja, jest Bogdan S. (nazwisko do wiad. red.). To on zajął się zbieraniem funduszy dla potrzebujących dzieci dobierając w późniejszym okresie niewielkie grono współpracowników, którzy aktywnie szukali ofiarodawców i sponsorów. Pomagali również w organizacji balu charytatywnego na rzecz chorego chłopca.

Wcześniej „charytatywną” działalność p. Bogdan rozpoczął w parafii pw. św. Fabiana w Bridgeview, na południowym przedmieściu Chicago.

„Na spotkanie informacyjne przyszło ok. 30 osób” - mówi zastrzegający sobie anonimowość przedstawiciel parafii św. Fabiana. „Można powiedzieć, że wówczas cel Fundacji spotkał się z poparciem zgromadzonych, choć trudno z tej perspektywy powiedzieć, ile datków zebrano. Umożliwiliśmy p. Bogdanowi wykorzystanie naszej auli, choć wiedzieliśmy, że nie był naszym parafianinem”.

Później p. Bogdan widziany był u św. Fabiana raczej rzadko. „Pojawiał się sporadycznie, bo widać było, że rozszerza swą działalność na całą metropolię chicagowską, a może nawet cały stan” – komentuje wspomniany przedstawiciel parafii. Dodaje, iż „od samego początku p. Bogdan prowadził Fundację na własną rękę, a parafia św. Fabiana nie miała z tym nic wspólnego”.

P. Bogdan zebrał, m.in. za pośrednictwem ogłoszeń w mediach grupę osób, które zachwyciła zarówno Fundacja, jak i jej chęć pomocy chorym i potrzebującym.

„Od p. Bogdana otrzymaliśmy listę sponsorów, do których mieliśmy zwracać się o pomoc finansową” - wyjaśnia nam jedna z ochotniczek pomagająca Fundacji, prosząc, by nie podawać jej imienia ani nazwiska.

A pomocy potrzebował Adrianek, dwuletni chłopiec chory na raka jelita grubego. Padł  pomysł zorganizowania balu dobroczynnnego na rzecz dziecka. Pierwszy miał odbyć się w restauracji Camelot na południu Wietrznego Miasta. Nie doszedł do skutku, bo lokal spłonął. Drugi termin ustalono na 22 czerwca br. w sali bankietowej White Eagle w Niles koło Chicago.

„Wydrukowaliśmy plakaty reklamowe, bilety, daliśmy ogłoszenia w mediach. Większość kosztów pokryłam z własnej kieszeni i kieszeni innych współpracowników” - wyjaśnia b. ochotniczka. Zapewnia, że znaleziono wielu sponsorów, którzy wyłożyli gotówkę tylko po to, by ratować ciężko chorego Adrianka.

Kłopot w tym, że nikt nigdy – chyba oprócz p. Bogdana − Adrianka na własne oczy nie widział. „Chcieliśmy nawiązać kontakt chociaż z rodzicami Adrianka. Nigdy do tego doszło. P. Bogdan utrzymywał, że rodzice dziecka pragną pozostawać w medialnym cieniu”− kontynuuje nasza rozmówczyni.

Starania o zorganizowanie dobroczynnego balu trwały jednak nadal. Wydrukowano 500 biletów, które próbowano rozprowadzać w polonijnych delikatesach, księgarniach i biurach podróży. W rozmowie z naszą gazetą p. Bogdan zapewniał, że biletów sprzedano "sztuk sześć". Pozostałe 494 ma w ręku. Nasza rozmówczyni z kolei twierdzi, że osobiście rozprowadziła przynajmniej kilkanaście biletów (w cenie 40 dol. za sztukę), a pieniądze przekazała na konto Fundacji w MB Bank.

Pierwotnie salę w White Eagle zarezerwowano na 150 osób, później listę ewentualnych gości zmniejszono do 50, by ostatecznie bal „Dla Adrianka” odwołać. „P. Bogdan poinformował o tym salę bankietową na dwie godziny przed imprezą. Wszyscy, którzy wykupili bilety zostali na lodzie” − mówi b. współpracownica.

Nie tylko posiadacze biletów. Także sponsorzy, z których wielu przelało pokaźne sumy na konto Fundacji. Tylko, czy rzeczywiście było to konto Fundacji? Po krótkim dochodzeniu naszego wysłannika, wyszło na jaw, że było to (i jest w dalszym ciągu) osobiste konto czekowe p. Bogdana w banku MB Financial.

W ogłoszeniach w mediach Fundacja zapewniała, że wystawia pokwitowania uprawniające do odpisania wpłaconych sum od podatku. Twierdziła, że darczyńcy zostaną umieszczeni na stronie internetowej fundacji.

Tymczasem nigdy tak się nie stało. Poszkodowani, posiadacze biletów i sponsorzy, współpracownicy, którzy ponieśli koszty związane z organizacją balu „Dla Adrianka", czekają na zwrot pieniędzy. P. Bogdan zapewnił nas, że wszelkie wyjaśnienia i rozliczenia zostaną umieszczone na portalu Fundacji Bliżej Boga. Minęło kilkanaście dni, a miejsce na takie oświadczenia pozostaje puste.

„P. Bogdan nie odbiera telefonów, a na pozostawiane wiadomości nie odpowiada” – twierdzi nasza rozmówczyni. Przyznaje jednak, że małe kwoty małymi porcjami wracają do poszkodowanych.

Spory nadal jednak trwają. Tylko, gdzie w tym wszystkim jest Adrianek? Nasz wysłannik ustalił, że adres, pod którym miał rzekomo mieszkać z rodzicami - nie istnieje.

Andrzej Kazimierczak             

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama