Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 15:47
Reklama KD Market

Wyrok podszyty strachem

Rasizm ciągle żywy


Wyrok uniewinniający George´a Zimmermana oskarżonego o zabicie czarnego nastolatka Trayvona Martina znaczna część amerykańskiego społeczeństwa przyjęła z niedowierzaniem. Tego samego dnia, w sobotę 13 lipca, w wielu miastach odbyły się protesty z udziałem przedstawicieli wszystkich ras.

W czasie postępowania sądowego nieustannie podkreślano, że sprawa ta nie ma żadnego związku z rasowymi uprzedzeniami. To oczywiste kłamstwo rozgniewało czarnoskórych Amerykanów i usatysfakcjonowało białych, którzy uparcie powtarzają, że czas dyskryminacji rasowej minął wraz z wyborem Baracka Obamy na prezydenta. Nic bardziej błędnego. Zwycięstwo Obamy z całą mocą ujawniło, że o zgodnym, bezkonfliktowym współżyciu całego społeczeństwa możemy tylko pomarzyć.



Biali Amerykanie (na szczęście nie wszyscy) mają lekceważący, podszyty strachem stosunek do czarnych współobywateli. Potwierdza to wyrok w sprawie Zimmermana. Dyskutujemy o tym, kto sprowokował tragiczne zajście, choć odpowiedź jest oczywista. Zimmerman obserwował Martina i wbrew poleceniom policji wysiadł z samochodu. Miał przy sobie broń, więc czuł się bezpiecznie. Zainicjował konfrontację ruszając w stronę chłopaka. Podczas procesu nie poinformowano ławy przysięgłych, że osoba która wszczyna kłótnię, a więc w tym przypadku Zimmerman, nie może powoływać się na prawo do samoobrony, jeśli nie usiłuje wycofać się z awantury wiedząc, że grożą jej obrażenia.

Nie będziemy przytaczać przebiegu rozprawy. Zajmijmy się raczej pytaniem, czy Zimmerman zwróciłby uwagę na Trayvona, gdyby chłopak był biały? Wątpliwe. O przekonaniu samozwańczego dzielnicowego ochroniarza (w Sanford na Florydzie), że ma do czynienia z czarnym łobuzem świadczy jego uwaga do dyspozytora policji: "Te pieprzone punki zawsze unikają kary". Problem w tym, że Trayvon nie zasłużył na żadną karę. Maszerował do domu przyjaciółki swego ojca z torebką cukierków kupioną w pobliskim sklepie.

Podczas procesu adwokat Zimmermana ubolewał nad smutną egzystencją swego klienta zmuszonego pogróżkami do przybywania w ukryciu. O Trayvonie powiedział, że w dniu, w którym zginął, był tam, gdzie być nie powinien. Jak w czasach niewolnictwa, gdy Murzyni chodzili według wskazówek swego właściciela.

Czarnoskórzy ludzie sztuki, m.in. aktorzy Lance Gross i Alex Fraser, nie wzruszają się kłopotami Zimmermana. Mają nadzieję, że spotka go to, co ich spotyka na co dzień. W liście otwartym piszą: "Od teraz do końca swego życia, jako osoba łatwo rozpoznawalna i znienawidzona, odczujesz jak wygląda życie czarnego mężczyzny w Ameryce. Ludzie zaczną się na ciebie gapić. Bez przyczyny będą cię osądzać. Będziesz zwalniany z pracy z powodów pozostających poza twoją kontrolą. Będziesz wierzył, że jesteś wzorowym obywatelem i dziwił się, dlaczego inni tego nie dostrzegają. Widząc cię ludzie będą przechodzić na drugą stronę ulicy. Będą obrzucać cię obelgami. Czasami doprowadzi cię to do takiego szału, że zechcesz głośno krzyczeć, ale będziesz się starał wyglądać normalnie. Jesteśmy pewni, że strzelając do czarnego chłopaka nie przypuszczałeś, że odziedziczysz jego wszystkie problemy".

Biała część społeczeństwa uzasadania swe uprzedzenia tym, co dzieje się w najgorszych czarnych dzielnicach, gdzie rządzi prawo pięści. Gdzie niemal codziennie giną dzieci, a zastraszeni przez gangi mieszkańcy nie współpracują z policją. Gdzie dotowane przez miasto i państwo domy są błyskawicznie niszczone z powodu zwykłego niechlujstwa i zobojętnienia na otoczenie. Gdzie człowiek nie szanuje innego człowieka, a dzielnicowi liderzy zdają się być bezradni. Część młodych ludzi potrafi się wyrwać z tego marazmu. Robią kariery w świecie sportu, filmu i biznesu. Jeśli pokażą się w typowo białej dzielnicy, to ludzie będą pośpiesznie przechodzić na drugą stronę ulicy. Łatwo zrozumieć, co wtedy czują.

Amerykańskie życie jest obwarowane tysiącem antydyskryminacyjnych praw. Nie wolno dyskryminować ze względu na rasę, płeć, wyznanie, wiek, upodobania seksualne itd. Nie wolno dyskryminować w szkole, pracy, na uczelni, w restauracji, przy sprzedaży domów. Życie rządzi się jednak własnymi prawami. Żaden regulamin nie zmieni zastarzałych pojęć o tej, czy innej grupie ludzi. Wzajemne animozje nie ustąpią, jeśli tak popularne postacie, jak muzyk rockowy Ted Nugent, czy radiowiec Rush Limbaugh nie przestaną szczuć jednej grupy społeczeństwa na drugą. Dla Nugenta zabicie Trayvona było "najczystszą formą samoobrony".

"Bojąc się o własne życie, bliski utraty przytomności w rękach rozwścieczonego napastnika, George Zimmerman zrobił to, co zrobiłby każdy, kto chce żyć. Sięgnął po broń i jednym strzałem zneutralizował bestię" – dramatyzował Nugent w artykule opublikowanym przez konserwatywny magazyn internetowy Rare. Muzyk dodał, że "nierasistowska Ameryka jest zadowolona z wyroku", który nazwał "zwycięstwem zdrowego rozsądku i uczciwości". Trayvona Martina uznał za rasistę odpowiedzialnego za własną śmierć.

Rush Limbaugh przekonywał słuchaczy, że sprawa nabrała rozgłosu, tylko dlatego, że liberalne media usiłują "ograniczyć indywidualne swobody i wolność". Do czego? Zabijania nastolatków sprowokowanych do obronnej reakcji przez podejrzliwego ochroniarza-wolontariusza?

Uprzedzenia do przedstawicieli innych ras i pochodzenia nigdy nie zaginą. Trzeba się do nich przyzwyczaić tak, jak ja przywykłam do mojej amerykańskiej sąsiadki. Nieznana mi nawet z imenia kobieta z upodobaniem wystawia środkowy palec ilekroć mnie zobaczy. Nie pomija okazji nawet wtedy, gdy ciągnie cieżki kosz na śmieci z garażu na podjazd. Zawsze jedną rękę rezerwuje na wystawienie palucha licząc na to, że zobaczę ją przez okno. Dlaczego? Bo nienawidzi Polaków.

 Elżbieta Glinka


[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama