Legalizacja marihuany po prostu się nie opłaca
Wezwania do legalizacji marihuany burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, uważa za nieporozumienie. Martwi się, za co handlarze wyżywią siebie i swoje rodziny.
Argument ten tylko pozornie jest absurdem. W rzeczywistości Bloomberg wyraża uzasadniony niepokój o przyszłość ekonomiczną znacznej części społeczeństwa.
Rozpoczęta za prezydenta Nixona wojna z narkotykami nie przyniosła oczekiwanych skutków. Chyba że głównym założeniem było stworzenie nowych miejsc pracy i częściowe pozbycie się kłopotów z młodzieżą, bezrobotną i niezatrudnialną z braku kwalifikacji.
Bloomberg nie bez powodu obawia się o źródło dochodu sprzedawców "trawki". Jako polityk i biznesman dostrzega szerszy wachlarz problemów związanych z ewentualną legalizacją marihuany
W przeciwieństwie do ludzi zatrudnionych w legalnych przedsięborstwach, handlarze wydają pieniądze bez zastanowienia. Tym samym przyczyniają się do rozwoju biznesu. Choć siedzą u matki lub babki w dofinansowanym przez miasto mieszkaniu, często kupują luksusowe przedmioty. Trudno o lepszego niż oni klienta.
Czym się zajmą po odebraniu tego źródła dochodu? Nie znajdą pracy, bo nic nie potrafią, a robotników do łopaty i tak jest za dużo. Nie przyjmą ich do fabryk, bo te przeniosły się do Chin i Afryki. Do zbierania warzyw na kalifornijskich polach lub przewracania hamburgerów w McDonald´s nikt ich nie zmusi.
Pozbawieni zarobku zaczną szukać nowego zajęcia, by może – jak mówi Bloomberg – dużo bardziej szkodliwego społecznie niż handel marihuaną.
Komu zależy na wojnie?
W razie legalizacji maruhuany pracę stracą również dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy innych ludzi. Wojna z narkotykami to program zatrudnienia dla wszystkich pracowników Drug Enforcement Administration, znacznej części personelu FBI, INS, straży granicznej, stanowej i lokalnej policji, sędziów, prokuratorów, adwokatów i pracowników więzień. Blisko milion ludzi za kratkami za przestępstwa narkotykowe, to gwarancja rozwoju biznesu więziennego i przedsiębiorstw obsługujących więzienia.
Ta wojna zaspokaja także potrzeby rządu, ponieważ usprawiedliwia militarne interwencje i operacje wywiadu za granicą oraz daje większe przywileje policji w kraju.
Koszty
Jak każda wojna, również wojna z narkotykami jest bardzo kosztowna. Od początku tego roku do 31 maja wydano na ten cel ponad 17 mld dolarów. Kwota ta obejmuje fundusze przeznaczone na wypłaty i świadczenia dla pracowników wszystkich wyżej wymienionych instytucji.
W porównaniu z wydatkami na pomoc społeczną jest to raczej skromna suma. Według konserwatywnego "Daily Caller" w 2012 roku na programy socjalne wydano ponad bilion dolarów. Podobne dane przedstawia liberalne pismo "Mother Jones", które od ogólnych wydatków odlicza pieniądze wypłacane z tytułu Medicare, Social Security i bezrobocia, a więc te programy, na które pracując regularnie płacimy. Mimo to fundusze na "welfare" wielokrotnie przekroczyły wydatki na wojnę z narkotykami.
Konkluzja
Burmistrz Bloomberg nie bez powodu martwi się o legalizację marihuany. Jeśli to źródło dochodu zostanie odcięte, to drobni sprzedawcy obciążą znacznie programy pomocowe, a także kasę miasta i pozbawią zarobków lokalne biznesy oraz więzienia.
Jakby na to nie patrzeć dzisiejsza sytuacja ekonomiczna całego państwa przemawia za kontynuowaniem wojny z narkotykami, bez względu na to czy jest skuteczna, czy nie.
Elżbieta Glinka