Rozmowa Dziennika Związkowego z dr. Marianem Ołpińskim
Alicja Otap: Nasza gazeta dowiedziała się, że wraz z żoną Barbarą przygotowuje się Pan do wyjazdu do Guatemala City z misją pomocową dla rodzin mieszkających w slumsach, przy wysypisku śmieci. W ramach tej akcji ma być m.in. wybudowany dom dla jednej z rodzin i właśnie na ten cel odbyła się w poprzedni weekend impreza charytatywna. Czy się udała?
Dr Marian Ołpiński: Wspaniale! Na nasze zaproszenie odpowiedziało około 30 osób, wśród nich rodzina, przyjaciele, znajomi, a także współpracownicy z mojego miejsca pracy, czyli Women's & Children's Health Care Associates LLC. W czasie tego spotkania w naszym domu pokazaliśmy film nominowany do Oscara w kategorii filmów dokumentalnych noszący tytuł "Recycled Life", który też można obejrzeć na witrynie YouTube (http://www.youtube.com/watch?v=VEe8nmwd4iE).
Niezwykle prawdziwie pokazuje on pracę i warunki życia około 11 tys. ludzi, w tym 6 tys. dzieci, mieszkających wokół 40-akrowego wysypiska śmieci w pobliżu centrum stolicy Gwatemali – Ciudad de Guatemala, lub Guatemala City. Jest to największe wysypisko w Ameryce Środkowej. Codziennie wyrzucanych jest tam 500 ton odpadów. Jego sąsiedzi żyją z tego, co na nim znajdą – również do jedzenia. Zbierają też butelki, aluminium, inne metale, karton i wszystko co mogą sprzedać. Dzienny utarg to 5-6 dolarów.
W czasie sobotniego spotkania zgromadziliśmy kwotę wystarczającą na wybudowanie połowy domu, którego całkowity koszt wynosi 5100 dolarów. Wszyscy uczestnicy spotkania byli niezwykle poruszeni tym, co zobaczyli i czego się dowiedzieli o slumsach przy wysypisku oraz ich mieszkańcach.
Jak Pan trafił do gwatemalskich slumsów?
– Dzięki żonie. W sierpniu 2008 r. po raz pierwszy, jeszcze z Polski, pojechałem do Gwatemali. Moja żona Basia, rodowita Amerykanka, wyjeżdżała tam z misją z wiernymi jej kościoła w New Jersey. Wyjeżdżają oni do Gwatemali od 2005 r. i postawili sobie za cel pomoc najbiedniejszym z najbiedniejszych. Tak znaleźli wysypisko w Guatemala City i żyjącej z niego społeczności. Następnie ci wolontariusze utworzyli organizację charytatywną Beyond the Walls (www.beyond-the-walls.org), która nie jest już bezpośrednio powiązana z kościołem, ale z Potter's House International (www.potterhouse.org.gt/about-potters-house/accountability), gwatemalską organizacją charytatywną, której budynki znajdują się przy wysypisku. Beyond the Walls organizuje około 6 wyjazdów w roku w to miejsce. W skład każdej misji wchodzi 45 wolunatariuszy.
Proszę podzielić się swoimi wspomnieniami, wrażeniami i odczuciami z chwili, w której po raz pierwszy zobaczył Pan slumsy.
– Pamiętam, staliśmy na obrzeżu wysypiska wielkości 40 boisk piłkarskich. Patrzyliśmy na jego ogrom. Panował smród. To było przerażające. Dziwiłem się, jak ludzie mogą żyć w takich warunkach.
Co dla Pana jako lekarza pediatry było najtrudniejsze?
– Najgorsze było to, że rozpoznając pewne choroby nie mogłem ich leczyć, ponieważ brakowało środków, np. bardzo drogich lekarstw. Musiałem przezwyciężyć poczucie bezradności i dać moim pacjentom taką pomoc, która była dostępna. W wielu przypadkach poważniejszych chorób, pomóc po prostu nie można i serce się kraje, ale zdarzają się takie przypadki, jak kobieta potrzebującą wszczepienia stawu biodrowego, dla której udało się ściągnąć protezę z USA i opłacić gwatemalskich lekarzy, by ją wstawili. Ogromna większość mieszkańców slumsów nigdy nie widziała lekarza.
Na czym polega misja medyczna w Gwatemali?
– Misja medyczna ma na celu rozpoznawanie i leczenie prostych, i nieskomplikowanych zakażeń, urazów czy skaleczeń, chorób skóry, spowodowanych toksynami, ale także grzybami czy bakteriami. Wysypisko jest tzw. wysypiskiem otwartym, gdzie wyrzucane są wszelkie odpady, w tym medyczne. Na terenie Potters House jest mała przychodnia, w której pracują lekarze wolontariusze. W czasie nadchodzącej misji na przełomie lipca i sierpnia będę tam ja - pediatra, mój przyjaciel z New Jersey dr Billy Diehl oraz dr Sara Potasch - ginekolog-położnik, dwoje asystentów medycznych i kilka dyplomowanych pielęgniarek.
Pozostałe rodzaje akcji pomocowej to m.in. budowanie domów, rozprowadzanie żywności i organizowanie obozu piłki nożnej. Jak wygląda ich realizacja?
– Każda grupa wolontariuszy w ciągu tygodniowego pobytu buduje od podstaw jeden lub dwa domy dla rodzin z wysypiska. Jest to bardzo proste, zbudowane z pustaków schronienie z betonową podłogą. Podłoga jest niezwykle ważna, ponieważ jej brak powoduje przedostawanie się do pomieszczenia trujących gazów, a głównie metanu. Dom jest bardzo mały – o wymiarach 3,6 x 4,8 metrów. Ma drzwi, proste łóżka piętrowe i pokryty jest blachą falistą. Wyboru rodziny, która dostaje dom, dokonuje Potter's House według określonych kryteriów. Wybrana rodzina musi uczestniczyć w budowaniu domu. Na ceremonię wręczenia kluczy schodzi się cała społeczność. Jest to niezwykle wzruszające.
Ważną formą pomocy jest dystrybucja żywności, którą kupujemy. Grupy kobiet rozprowadzają ją codziennie wśród społeczności wysypiska.
Ponadto organizujemy obóz piłki nożnej. Gwatemala to państwo, gdzie chłopcy grają w piłkę, również chłopcy z wysypiska. Wolontariusze przywożą im oryginalne koszulki, dobre piłki, urządzają przez tydzień mecze i karmią "sportowców". Po zakończeniu obozu cały sprzęt zostaje na miejscu.
Czy już wiadomo, która rodzina otrzyma nowy dom i jakie znaczenie będzie miała dla niej pomoc uzyskana za pośrednictwem misji charytatywnej z USA?
– Jeszcze nie mam takich informacji. Wiem jednak ze statystyk, że najprawdopodobniej będzie to matka z 4-5 dzieci, czasem może z mężem. Niestety wielu mężczyzn wykoleja się, głównie wdychając opary kleju. W nowym domu, czyli w bardzo małym pomieszczeniu zamieszka więc 6-8 osób. Proszę sobie to spróbować wyobrazić!
Proszę opowiedzieć nam coś o sobie...
– Jestem lekarzem pediatrą od 31 lat. Przyjechałem do USA 4,5 roku temu. Po zdaniu egzaminów licencyjnych i odbyciu rezydentury z pediatrii w St. Louis od 1,5 roku pracuję ponownie jako pediatra w Elk Grove Village.
Moja żona Barbara Ołpiński jest rodowitą Amerykanką i dyrektorem w Home Helpers (National Franchise), instytucji pomagającej ludziom starszym.
Co powiedziałby Pan rodakowi, który się dziwi, że pomaga Pan biednym w Gwatemali zamiast np. bezdomnym w Polsce?
– Zapytałbym, ilu osobom pomógł. Zwykle okazuje się, że ludzie, którzy tak mówią, nic nie zrobili. Są też tacy, którzy wyjazdy w celach charytatywnych łączą z wakacjami i traktują jako okazję do zwiedzania świata. My z żoną tego nie robimy i sami pokrywamy koszty swojego pobytu w Gwatemali. Nie zbieramy funduszy na własną podróż, tylko na pomoc dla potrzebujących.
Gdyby ktoś chciał wspomóc naszą misję, to może to zrobić za pośrednictwem internetu: http://www.beyond-the-walls.org/support-a-volunteer/ (w okienku wpisać "OLPINSKI"). W chwili obecnej brakuje nam z żoną 2 tys.dol., by osiągnąć cel, jakim jest 5100 dol. na budowę domu. Dodam jeszcze, że pomagać można też poprzez sponsorowanie dzieci mieszkających przy wysypisku. Zaledwie 30 dol. miesięcznie zapewnia im szkołę i posiłek. Mają wtedy większe szanse na wyjście z wysypiska. Ratunek jest możliwy poprzez edukację. Później już jako osoby wykształcone, z zawodami powracają na wysypisko, by pomagać z zewnątrz tym, którzy tam ciągle mieszkają.
Dziękuję za rozmowę.
Alicja Otap