Ameryka od środka
Słynny dziennikarz Bob Woodward, z którym bardzo dawno temu miałem przyjemność jeździć przez tydzień po Polsce w roli jego tłumacza, znany jest oczywiście przede wszystkim z tego, że w latach 70 minionego stulecia wraz ze swoim kolegą Carlem Bernsteinem zgłębił aferę Watergate i doprowadził do rezygnacji prezydenta Nixona z zajmowanego urzędu. W latach znacznie nam bliższych Woodward opublikował serię książek, traktujących zwykle o kulisach kolejnych administracji waszygtońskich.
Gdy przyszło do napisania pierwszej książki dotyczącej prezydentury Baracka Obamy, reporter gazety „The Washington Post“ nie zabłysnął specjalnie, a jego dzieło nie było zbyt popularne. Natomiast krytycy zarzucili mu brak obiektywizmu i ogólne „czepianie się“ obecnej administracji bez żadnego wyraźnego powodu.
Ostatnie dni przyniosły szereg dziwnych wydarzeń, które zdają się sugerować, że Woodward z obiektywizmem rozstał się na dłużej i że jest w stosunku do Obamy po prostu uprzedzony. Ma do tego oczywiście prawo, tyle że tego rodzaju postawa w przypadku dziennikarza stawia go w dość trudnej sytuacji.
Zaczęło się od wygłoszonego przez niego kilkakrotnie komentarza, w którym stwierdzał, że w dyskusji o zbliżających się nieuchronnie automatycznych cięciach budżetowych Obama i spółka „ciągle przesuwają bramkę“, co miało znaczyć, że zmieniają parametry dyskusji. Jednak jest to oczywista bzdura, gdyż w negocjacjach tych od dawna absolutnie nic się nie zmienia: Obama chce ciąć deficyt budżetowy przez jednoczesne ograniczenie wydatków oraz podniesienie niektórych podatków, natomiast republikanie żądają wyłącznie redukcji rządowych inwestycji. Nikt zatem żadnych bramek nie przesuwa po obu stronach barykady.
Gdy fakt ten wytknęło Woodwardowi kilku komentatorów, ów wpadł w mało charakterystyczną dla siebie furię i oświadczył, że wysoko postawiony członek administracji wysłał do niego emailem pogróżki. Zaraz potem okazało się, że człowiekiem tym był Gene Sperling, szef Narodowej Rady Ekonomicznej, który Woodwardowi niczym nie groził, a jedynie wyraził pogląd, iż zapewne będzie kiedyś żałował trzymania się teorii, które są po prostu nieprawdziwe. Jednak Woodward w żaden sposób nie ustąpił i umówił się na telewizyjny wywiad z bohaterem ultrakonserwatystów, Seanem Hannitym z telewizji Fox.
Jest to wszystko dość kuriozalne, jako że grozi mocnym nadszarpnięciem legendy, jaką postać Woodwarda jest owiana. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów dziennikarz „The Washington Post“ nie prezentuje się jako człowiek bezstronny, lecz wyraźnie deklaruje się politycznie. Nikt mu nie może tego zabronić, ani też zabraniać nie powinien, ale nie zmienia to faktu, że jeden z najbardziej znanych reporterów w historii USA zawiesił obiektywizm na kołku.
Być może jest to działanie celowe, którego głównym przesłaniem jest zwrócenie na siebie uwagi. Jeśli tak, to Woodward z pewnością odniósł sukces.
Andrzej Heyduk