Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 18:19
Reklama KD Market
Reklama

Licytacja tragediami

Ameryka od środka




Od samego początku wiadomo było, że przesłuchania w Kongresie na temat niedawnych wydarzeń w Benghazi będą politycznym cyrkiem. Na dzień przed odejściem na emeryturę sekretarz stanu Hilary Clinton pojawiła się na forum dwóch różnych komisji, by wytłumaczyć, jak doszło w amerykańskim konsulacie do śmierci 4 Amerykanów, w tym ambasadora USA w Libii. Ale tak naprawdę wcale nie chodziło o wyjaśnienie czegokolwiek. Republikanie od samego początku upatrywali w tych wydarzeniach szansę na osłabienie Baracka Obamy w ostatniej fazie wyborów. A gdy nic z tego nie wyszło, rozpoczęło się polowanie na Clinton, co jest o tyle niezrozumiałe, że jej kariera w Departamencie Stanu i tak dobiegała końca.


 


W niektórych wystąpieniach pojawiły się nawet sugestie, że postępowanie Białego Domu w obliczu ataku na amerykański konsulat to największa afera rządowa od czasów Watergate. Z tej śmiałej tezy zapewne uśmiałby się sam Richard Nixon, gdyby jeszcze żył. Benghazi stało się swoistą obsesją pewnej części republikańskich polityków, wietrzących w tym wszystkim jakąś wielką korzyść, która się nigdy nie zmaterializowała.


 


Gdy zatem doszło w końcu do przesłuchań, uciechy było co niemiara, za to faktów bardzo niewiele. Był to przede wszystkim kuriozalny “show”, który polegał na tym, że republikańscy kongresmani krytykowali Clinton, Departament Stanu oraz administrację Obamy, na co sekretarz stanu reagowała zdecydowanie i rzeczowo, choć musiała zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie swoich “interlokutorów” zadowolić. Zdarzały się od czasu do czasu pytania rzeczowe i ważne, dotyczące sposobu chronienia amerykańskich placówek dyplomatycznych, ale w sumie zdecydowanie przeważała totalna głupawka.


 


Zdecydowanie najwięcej pustego rechotu sprowokował senator z Wisconsin, Ron Johnson, na którego bezpardonowe ataki w pewnym momencie Hilary Clinton zareagowała dość gniewnym wybuchem. Pan senator zaraz potem wyraził pogląd, iż atak w Benghazi jest “największą tragedią Ameryki od czasu 9/11”. Czyżby? Nie umniejszając w żaden sposób znaczenia śmierci 4 osób, od czasu pamiętnych ataków terrorystycznych z roku 2001 w wojnach w Afganistanie i Iraku zginęło ponad 8 tysięcy młodych Amerykanów. Natomiast na ulicach amerykańskich miast miesiąc w miesiąc giną w wyniku przeróżnych strzelanin setki ludzi. Jednak dla senatora Johnsona tego rodzaju rzezie to znacznie mniejsze tragedie niż ta, która pod wieloma względami jest typowym przykładem niebezpieczeństw, jakie czyhają na amerykańskich dyplomatów na całym świecie.


 


Jedynym powodem, dla którego akurat ten atak w Benghazi stał się aż tak wielką tragedią jest to, że pojawiła się nagle szansa zbicia politycznego kapitału, przypuszczenia ataku na rzekomo ukrywający fakty Biały Dom i na pojawienie się przed telewizyjnymi kamerami w trakcie niczego nie wnoszących do sprawy przesłuchań.


 


Senator Rand Paul stwierdził w pewnym momencie, że gdyby to on był prezydentem, za to co stało się w Libii zwolniłby natychmiast Clinton ze stanowiska. No i bardzo dobrze. Ale właśnie dlatego Rand Paul nie jest prezydentem, za co Amerykanie winni dziękować Bogu.



Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama