Okiem felietonisty
W Chicago nie było śniegu w styczniu. Podobno ma trochę popadać w ostatnim tygodniu tego miesiąca. W Europie śniegu w nadmiarze, a na Antarktydzie topnieją lodowce. Pogoda jest “pokręcona” jak polityka globalna. Trudno doszukać się ładu i składu.
Jak mówią najstarsi górale, tak było zawsze. Tylko teraz ten nurt przemian jest szybszy, ale on nie ożywia nastrojów, a wręcz przygnębia. Politycy stracili punkt odniesienia i zgubili polityczną busolę.
W drugiej połowie XX wieku politycy mieli łatwe życie. Demokracja była radosna i silna ekonomicznie, a komuna była smutna i zacofana cywilizacyjnie.
Na początku XXI wieku komuna (chińska) jest prężna gospodarczo i technologicznie, a demokracja zachodnia zblazowana i bezrobotna.
Demokracja zawłaszczona przez libertynów emanuje publiczność regulacją praw mniejszości seksualnych i narodowych, a w tym samym czasie zwykła większość się deprawuje z lenistwa umysłowego i braku pracy. Polityka zagraniczna staje się zupełnie niezrozumiała. Nieudane wielkie wojny i małe “pomarańczowe” rewolucje zawiesiły się w próżni, a ich owoce zbierają ekstremiści, dla których demokracja jest wytworem Belzebuba. Dobrymi intencjami demokratów wybrukowane jest piekło. Kolejnych “małych” rewolucji wymyślonych w gabinetach politycznych jak na razie nie można skonsumować. Afryka i Azja Mniejsza nie mają apetytu na dania lekkostrawne proponowane im przez ponadnarodowy kapitał.
W autentycznych rewolucjach nie ma drogi na skróty.
W Polsce prawdziwy kryzys ekonomiczny i polityczny dopiero zaczyna kiełkować, ale astmatyczny oddech polskiej gospodarki przekłada się na wyniki sprzedaży w supermarketach. Niby to nic Polaków nie powinno obchodzić. Supermarkety są własnością zagranicznych korporacji, przemysł jest własnością zagranicznego kapitału i banki są również zagraniczne. Niech się więc martwią zagraniczni właściciele tych biznesów.
Pozornie to jest nawet dowcipne. Jednak politykom koalicji rządzącej w Polsce mina rzednie. Niewiele mogą, bo zrezygnowali z narodowej własności środków produkcji oraz z własności instytucji finansowych.
Z Polski uciekają biznesy i wraz z nimi wypływa kapitał. Nie pomogą wpływy do budżetu z fotoradarów. Nie pomoże błazenada Palikota z Ruchu Palikota, który w masce premiera przekracza dozwoloną prędkość na publicznej drodze. Te happeningi już się w Polsce przejadły i nie zatrzymają refleksji nad narodową kondycją Polski.
Ilustracją globalnego zadęcia polskich nuworyszy są losy spółki Petrolinvest. “Zamiast zysków wielkie straty” — czytamy w Wyborcza.biz.
“Żeby to zrozumieć, musimy się cofnąć do lipca 2007 roku, czyli do momentu, w którym jeden z najbogatszych Polaków Ryszard Krauze wprowadził spółkę na giełdę w Warszawie. Debiut miał zapewnić Petrolinvestowi pieniądze na realizację ambitnego celu — w grę wchodziło poszukiwanie złóż ropy naftowej, głównie na terenie Kazachstanu. Jedna akcja w ofercie publicznej kosztowała 227 zł za sztukę”...”Pomimo wielokrotnych przecieków, że spółka już prawie dowierciła się do bogatych złóż ropy, kosztują dziś około 1,4 złotego za sztukę. Kto przed debiutem kupił akcje spółki za 10 tys. złotych i zatrzymał je do dzisiaj, może je teraz odsprzedać za 50,4 zł, ze stratą 99,5 procent” — koniec cytatu.
Niby nic takiego się nie stało. Zdarzają się nie takie wpadki. Pozostaje płonna nadzieja, że znajdą ropę, a polityczna stabilizacja tej części świata utrzyma się na dotychczasowym poziomie i da im czas na odrobienie strat. Powiązanie polityki z ambicjami biznesowych graczy przynosi nieraz opłakane rezultaty. Po latach, żaden z polityków nie przyznaje się do popierania tego kierunku “ekspansji” polskiego kapitału. Kto teraz ma pamięć do takich szczegółów. Ze względów politycznych kupowano nie takie koty w worku. Tylko jak długo można drwić sobie z zasad, które miały budować nowy ład w Polsce wyzwolonej z reżimu totalitarnego.
Kryzys wyostrza zmysły i przywraca pamięć.
23 stycznia 2013