Ameryka od środka
Wypowiedziałem się ostatnio dwukrotnie na tych łamach w sprawie toczącej się dyskusji nt. prawa do posiadania broni w USA. I choć moje poglądy na ten temat nie są bynajmniej w żaden sposób skrajne, na odzew nie trzeba było długo czekać. Dostałem sporo poczty elektronicznej, w większości zawierającej dość sensowne argumenty zarówno za zwiększeniem kontroli nad sprzedażą i posiadaniem broni, jak i też przeciw. Jak to jednak zwykle bywa, pojawiły się też głosy ze środowisk, które w USA zwane są często “lunatic fringe”, co w przekładzie na nasze winno zapewne brzmieć jako “stuknięci na obrzeżach”.
Jeden z moich korespondentów wyraził na przykład odważny pogląd, że jestem “czerwonym zdrajcą”, który pragnie rozbrojenia Ameryki. Dodał też na koniec, że poniosę za to konsekwencje. Ponieważ ta ostatnia sentencja brzmiała w dość oczywisty sposób jak pogróżka, przesłałem na wszelki wypadek ów list do lokalnego biura FBI. Nie mam zresztą czasu, by się tego rodzaju rzeczami osobiście zajmować, jako że jestem całkowicie pochłonięty organizacją komunistycznych bojówek oraz ćwiczeniem chóralnego śpiewania Międzynarodówki. Ponadto, sporo czasu zabiera mi też budowa w piwnicy wielkiego kontenera, do którego wrzucane będą wszystkie sztucery, wyrwane z rąk opornych Amerykanów.
A swoją drogą, zastanowienie musi budzić przywiązanie niektórych naszych rodaków do definiowania jako “komunizm” wszystkiego tego, z czym się nie zgadzają. Ktoś chce znieść karę śmierci – trockista i czerwona szmata, ktoś twierdzi, że aborcja winna zostać legalna – czysty maoizm, jeszcze ktoś inny kwestionuje “zamachowe” teorie o katastrofie w Smoleńsku – pachołek Rosji. Poglądy można mieć oczywiście różne, tym bardziej, że niezbadane są wertepy ludzkiego umysłu, ale nie dajmy się zwariować. Komuny i komunistów już dawno nie ma, poza groteskowymi skansenami typu Korea Północna. “Wróg” nie istnieje – czas zapomnieć i żyć dalej!
Oczywiście nie wszyscy dyskusję o drugiej poprawce do konstytucji USA sprowadzają do idiotycznego kociokwiku. W Waszyngtonie są nadal ludzie, dla których jest to poważny problem, wymagający równie poważnych przemyśleń i dyskusji. W tym obozie rozsądku zdecydowanie nie mieści się jednak kierownictwo National Rifle Association, które na każdą próbę podjęcia rozmowy o nawet nieśmiałej kontroli dostępu do niektórych rodzajów broni palnej reaguje histerycznym wyciem. W Internecie pojawiła się niedawno “reklama” NRA, w której pada pytanie: dlaczego córki prezydenta Obamy są chronione przez Secret Service, a dzieci w szkołach nie mogą być chronione przez uzbrojonych nauczycieli? Pytania tego rodzaju mogą zadawać tylko kompletni idioci.
Po pierwsze, od niepamiętnych czasów każda rodzina prezydencka chroniona jest przez Secret Service, niezależnie od tego, z jakiej partii politycznej dany prezydent się wywodzi. Po drugie, wieloletnia – choć niepisana – tradycja nakazuje, by nie używać dzieci prezydenta do jakichkolwiek publicznych przetargów politycznych. Każdy, kto tę tradycję łamie jest niemal automatycznie karcony i krytykowany. Wreszcie po trzecie, ochrona ze strony Secret Service nie ma absolutnie nic wspólnego z codziennym życiem Ameryki, bezpieczeństwem w szkołach, kontrolowaniem dostępu do broni palnej, itd.
Wideo NRA to niezwykły, odrażający blamaż, którego zapewne wstydzi się wielu szeregowych członków tej organizacji. Szefowie NRA twierdzą, iż wyrażają poglądy większości Amerykanów. Jednak sondaże opinii publicznej mówią coś zupełnie innego. Ostatnie tygodnie przyniosły spory wyłom w politycznej “sile przebicia” tej organizacji. Ja osobiście życzę jej wszystkiego najlepszego, a szczególnie otrzeźwienia.
Andrzej Heyduk