Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 12:28
Reklama KD Market

Nowa dyskusja

Ameryka od środka





Mitt Romney wybrał na swojego partnera wyborczego Paula Ryana, polityka z Wisconsin, znanego przede wszystkim ze swoich niezwykle kontrowersyjnych planów budżetowych, przewidujących między innymi daleko idącą prywatyzację programów Medicare i Medicaid. Niezależnie od tego, jak ktoś Ryana ocenia – a ma on zarówno zwolenników jak i przeciwników - nie ma wątpliwości co do tego, że jego kandydatura na wiceprezydenta zmienia w bardzo istotny sposób przedwyborczą, ogólnonarodową dyskusję.


 


Zwykle jest tak, że wybory prezydenckie, w których jednym z kandydatów jest lokator Białego Domu, są w zasadzie referendum dotyczącym jego pierwszej kadencji. I wszystko wskazywało na to, że w obliczu takiego referendum stanie w listopadzie prezydent Barack Obama. Teraz jest jednak inaczej. Ryan w ekipie Romneya to niemal pewna i niezwykle poważna dla narodu dyskusja o tym, jaka winna być rola rządu federalnego w życiu przeciętnego obywatela kraju. A różnica w poglądach na ten temat między poszczególnymi kandydatami jest ogromna.


 


Paul Ryan nie znosi “państwa opiekuńczego”, w którym władze centralne wspomagają wszystkich tych, którzy pomocy potrzebują. Wielokrotnie stwierdzał już, że takie elementy “siatki bezpieczeństwa społecznego” jak Medicare, Medicaid, Social Security, a nawet program “food stamps” uzależniają ludzi od zapomóg, datków i darowizn, odbierając im jednocześnie motywację do samodzielnego szukania rozwiązań, podejmowania indywidualnych inicjatyw, etc. Jego wizja amerykańskiego państwa zakłada, że dominującą rolę w życiu każdego mieszkańca kraju winien odgrywać sektor prywatny, który jest w stanie skutecznie pomagać wszędzie tak, gdzie pomoc jest potrzebna. Natomiast rola rządu federalnego powinna ograniczać się do obrony Ameryki przed zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Tym samym Ameryka Ryana to zbiór indywidualistów, którzy sami potrafią sobie poradzić z przeciwieństwami losu.


 


Obama nie kryje, że taka wizja kraju jest w jego mniemaniu nie tylko błędna, ale również niemoralna. Argumentuje, że rządz każdego cywilizowanego kraju ma obowiązek ochraniać tych, którzy z takich czy innych przyczyn sami nie są w stanie przetrwać: dzieci, osoby w zaawansowanym wieku, ludzi żyjącej w skrajnej biedzie, itd. Dla niego programy typu Medicaid i Medicare to największe osiągnięcia społeczne Ameryki XX wieku, a nie neosocjalistyczne narzędzia uzależniania ludzi od rządu.


 


W ten sposób tegoroczne wybory przerodziły się w spór o bardzo ważkie sprawy, a nie tylko o to, czy pierwsza kadencja Obamy to sukces, czy porażka. W tym sensie, wybór Ryana na partnera Romneya może się okazać korzystny dla wszystkich. Prędzej czy później amerykańscy wyborcy muszą sami zdecydować, czy chcą rządu federalnego odgrywającego rolę “drzemiącego policjanta”, który do niczego się za bardzo nie wtrąca, czy też chcą mieć władze bardziej zaangażowane.


 


Jeśli w listopadzie sukces odniesie team Romney-Ryan, kraj czekać będą zapewne dość dramatyczne zmiany, i to na dużą skalę. Nikt nie wie, czy w ostatecznym rozrachunku będą to zmiany pozytywne, czy też negatywne. W każdym razie wydaje się, że akurat w tym roku niezwykle ważne jest to, by do urn poszli niemal wszyscy uprawnieni. Wbrew pozorom, tym razem nie jest to tylko wybór nowego mieszkańca Białego Domu, ale również ogólnej filozofii państwa.


 


Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama