Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 12 kwietnia 2025 06:59
Reklama KD Market

Premier Netanjahu to pierwszy przywódca, który będzie bezpośrednio negocjował cła z prezydentem Trumpem

Premier Izraela Benjamin Netanjahu będzie pierwszym przywódcą, który spotka się z prezydentem Donaldem Trumpem po wprowadzeniu przez niego ceł na towary z kilkudziesięciu państwa świata. Netanjahu i Trump przeprowadzą rozmowy w poniedziałek. Oprócz tematu taryf mają poruszyć m.in. kwestie Strefy Gazy i Iranu.
Reklama
Premier Netanjahu to pierwszy przywódca, który będzie bezpośrednio negocjował cła z prezydentem Trumpem
Premier Benjamin Netanyahu i prezydent Donald Trump

Autor: Facebook/Benjamin Netanyahu

"Jestem pierwszym zagranicznym przywódcą, który spotka się z prezydentem Trumpem w tej tak ważnej dla Izraela sprawie. Jest długa kolejka liderów, którzy chcą to zrobić dla swoich gospodarek. Myślę, że to pokazuje szczególną osobistą więź, a także szczególne relacje między USA i Izraelem, które są obecnie tak żywe" - powiedział w niedzielę Netanjahu przed odlotem do Waszyngtonu.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Politycy mają spotkać się w Białym Domu o godz. 13 czasu lokalnego (godz. 19 w Polsce). Netanjahu po przylocie rozmawiał już z sekretarzem handlu Howardem Lutnickiem. Według biura izraelskiego premiera rozmowy były "produktywne". Do Waszyngtonu Netanjahu poleciał z Budapesztu, gdzie od środy składał wizytę, w czasie której spotkał się m.in. z premierem Węgier Viktorem Orbanem.

Trump jest najważniejszym sojusznikiem Netanjahu. Chociaż osobiste stosunki między tymi politykami nie zawsze dobrze się układały, obaj wykorzystują swoją bliską relację do własnych celów w polityce zagranicznej i wewnętrznej.

Premier Izraela był w lutym pierwszym oficjalnym gościem Trumpa po ponownym objęciu przez niego urzędu. Po tej wizycie Netanjahu wznowił ataki na Strefę Gazy. Jego koalicja przyspieszyła też procedowanie reformy ograniczającej władzę sędziów, a także postanowiła zwolnić szefa służb specjalnych i prokurator generalną.

Według niektórych krytyków rządu Netanjahu jego działania są ośmielane podobnymi krokami Trumpa. Obu przywódców łączy przekonanie, że muszą walczyć z biurokracją i sędziami, którzy uniemożliwiają im realizację swojego programu i obietnic wyborczych.

USA od lat są kluczowym sojusznikiem Izraela, który wysyła do tego państwa znaczną pomoc militarną i chroni je na arenie międzynarodowej. Po wybuchu wojny w Strefie Gazy ówczesny demokratyczny prezydent Joe Biden deklarował niezachwiane wsparcie dla Izraela, ale z czasem widoczne stały się coraz większe napięcia między nim a Netanjahu.

Biden wyrażał obawy dotyczące losu palestyńskich cywilów i zablokował w związku z tym dostawy niektórych typów bomb. Według relacji dziennikarzy Biden miał być tak sfrustrowany zachowaniem Netanjahu - brakiem jasnej strategii wojennej czy zwodzeniem w kwestii rozejmu z Hamasem - że krzyczał na niego, a w prywatnych rozmowach określał go wulgarnymi epitetami.

Relacje Netanjahu z Trumpem w nowej kadencji wydają się układać znacznie bardziej harmonijnie, a nowy prezydent wykonał szereg gestów wspierających izraelski rząd. Spotkało się to z wzajemnością. Izrael był m.in. jednym z kilku państw, które wraz z USA, Węgrami czy Rosją głosowały przeciwko ukraińskiej rezolucji w ONZ, potępiającej Moskwę w trzecią rocznicę jej pełnowymiarowej napaści na Ukrainę.

Jeszcze przed zaprzysiężeniem Trumpa zawarto rozejm w Strefie Gazy, a nowy prezydent przypisał sobie tę zasługę, przypominając, że zapowiadał szybkie zakończenie wojny. Jednak Izrael dwa miesiące później wznowił walki, a amerykańska administracja konsekwentnie obarcza winą za wznowienie wojny Hamas i grozi dalszymi konsekwencjami, jeżeli ta terrorystyczna organizacja nie przyjmie izraelskich i amerykańskich warunków dalszego rozejmu.

Podczas lutowego spotkania z Netanjahu w Białym Domu amerykański prezydent ogłosił plan przesiedlenia ludności Strefy Gazy i przejęcia tego terenu przez USA. Trump z czasem częściowo wycofał się przynajmniej z niektórych spośród tych propozycji, które spotkały się z ciepłym przyjęciem izraelskiej prawicy, chociaż zostały powszechnie skrytykowane na niemal całym świecie.

Izraelska opinia publiczna z zaskoczeniem przyjęła więc decyzję Trumpa o nałożeniu 17-procentowych ceł na import towarów z Izraela. Tym bardziej, że dzień przed ogłoszeniem tej decyzji Izrael zniósł nieliczne pozostające jeszcze w mocy cła importowe na amerykańskie towary, w nadziei, że uchroni to państwo przed nałożeniem ceł wzajemnych.

"To haniebna zdrada, (...) Trump ukarał swojego sojusznika. (...) Mimo polityki +America First+, nie tak traktuje się przyjaciół" - komentował centroprawicowy dziennik "Jerusalem Post".

Trump "może kocha Izrael, ale cła kocha bardziej" - pisał z kolei lewicowy dziennik "Haarec". Na łamach gazety już wcześniej ostrzegano, że nieprzewidywalność i zmienność Trumpa, w połączeniu z tak jednoznacznym poparciem dla niego ze strony Netanjahu, może być w przyszłości problemem dla izraelskiego bezpieczeństwa.

Stany Zjednoczone są największym partnerem handlowym Izraela. Według statystyk amerykańskiego rządu, w 2024 r. izraelski eksport do USA osiągnął wartość ponad 22 mld dolarów, a import ze Stanów Zjednoczonych - blisko 15 mld dolarów.

Izraelskie Stowarzyszenie Producentów przekazało premierowi raport, według którego nowe cła mogą zmniejszyć eksport do USA o 2,3 mld dolarów i doprowadzić do zwolnienia 18-26 tys. izraelskich pracowników. Najbardziej narażone są branże chemiczna, metalurgiczna, wysokich technologii, elektroniczna i biotechnologiczna.

Jerzy Adamiak (PAP)

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama