Piłkarze Legii Warszawa pokonali w Prisztinie kosowską Dritę Gnjilane 1:0 (0:0) w rewanżowym meczu czwartej, ostatniej rundy eliminacji Ligi Konferencji i awansowali do fazy zasadniczej tych rozgrywek. Pierwsze spotkanie polski zespół wygrał u siebie 2:0.
W poprzednich rundach Legia wyeliminowała walijski Caernarfon Town i duńskie Broendby Kopenhaga. Ostatnią przeszkodą w drodze do fazy zasadniczej Ligi Konferencji, co było jednym z głównych celów na pierwszą część sezonu, była Drita, która wcześniej pokonała islandzki Breidablik Kopavogur i Audę Ryga z Łotwy.
Warszawianie przed tygodniem na własnym stadionie wygrali 2:0, ale nie zabrali wielu pochlebnych recenzji za ten występ, a z kolei ekipa z Kosowa zapowiadała, że przy takim wynik powalczy na własnym terenie o niespodziankę.
Gospodarze zaczęli ze sporym animuszem i grający w specjalnym ochronnym kasku Kacper Tobiasz już w drugiej minucie był w opałach, ale po zagraniu Kolumbijczyka Juana Camilo Mesy i dobrej interwencji Rafała Augustyniaka skończyło się na strachu. W odpowiedzi w 10. minucie z dystansu uderzył groźnie Luquinhas, ale piłka przeleciała nad poprzeczką.
Dwie minuty później po składnym ataku Legii w idealnej sytuacji do zdobycia gola znalazł się Paweł Wszołek, ale z bliska kopnął wysoko nad bramką.
Gra długimi fragmentami była wyrównana, ale nie stała na najwyższym poziomie. Akcje były szarpane, mało było składnych ataków, choć częściej pod bramkę rywala przedostawali się gospodarze, m.in. domagali się rzutu karnego za sposób, w jaki Ruben Vinagre potraktował w polu karnym Alexandre'a Fressange'a.
Trzeci zespół poprzedniego sezonu polskiej ekstraklasy nie potrafił dłużej utrzymać się przy piłce, przyjął chaotyczny sposób gry miejscowych, przy czym niektóre zagrania i akcje Luquinhasa znamionowały jego sporą sportową klasę, choć w 41. minucie źle strzelił z linii pola karnego, a okazja była dogodna.
Do drugiej połowy obie drużyny przystąpiły ze zmianami w składach, ale obraz gry był identyczny jak przed przerwą. Na boisku nie działo się nic ciekawego, a było mnóstwo niedokładności, nieudanych zagrań, mnożyły się też faule.
W 75. minucie w doskonałej sytuacji znalazł się Ilir Mustafa, uderzył z powietrza ze środka pola karnego, ale piłka minęła prawy słupek bramki Tobiasza. Chwilę później za drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę boisko musiał opuścić Rron Broja i stało się jasne, że mimo nie najlepszej dyspozycji piłkarzom Feio krzywda się w Prisztinie nie stanie.
W 86. minucie koncentrację i umiejętności Tobiasza sprawdził Alamir Ajzeraj, ale golkiper Legii nie dał się zaskoczyć, podobnie jak po główce Blerima Krasniqiego w samej końcówce. Po drugiej stronie były niecelne strzały Marca Guala i Luquinhasa, aż w pierwszej doliczonej przez sędziego minucie po serii błędów obrońców gospodarzy piłka spadła pod nogi Tomasa Pekharta i Czech z bliska płaskim strzałem zdobył jedynego gola.
W piątek o godz. 14.30 legioniści poznają sześciu rywali w fazie ligowej, w której sam udział UEFA wyceniła na 3,17 mln euro.
(PAP)