Premier Donald Tusk przyznał, że nastąpił błąd ws. kontrasygnaty postanowienia prezydenta, na mocy którego sędzia Krzysztof Wesołowski został wyznaczony na przewodniczącego zgromadzenia Izby Cywilnej SN. Jak dodał, urzędnik przygotowujący ten dokument nie dostrzegł polityczności tej nominacji.
Jednocześnie Tusk zapowiedział, że minister sprawiedliwości Adam Bodnar w najbliższym czasie przedstawi trzy projekty dotyczące: statusu sędziów, Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego; te zmiany ustawowe są już przygotowane. "Wierzę, że po wyborach prezydenckich (w 2025 r.) nowy prezydent dostanie od razu na stół te ustawy do podpisu i będziemy mogli wykonać to, do czego się zobowiązaliśmy" - dodał premier.
Tusk podczas środowej konferencji prasowej odniósł się do postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy, na mocy którego sędzia Krzysztof Wesołowski został wyznaczony na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej mającego wyłonić kandydatów na prezesa tej izby.
Postanowienie prezydenta w tej sprawie zostało opublikowane w Monitorze Polskim. Zgodnie z przepisami postanowienie kontrasygnował premier Donald Tusk. Sędzia Wesołowski został powołany do Izby Cywilnej SN w marcu 2022 r. - do SN wyłoniony został w procedurze przed Krajową Radą Sądownictwa po zmianach wprowadzonych przez rząd PiS od 2018 r.
Informacja o akceptacji przez szefa rządu nominacji sędziego Wesołowskiego wywołała liczne komentarze prawników.
"Należy się wyjaśnienie w sprawie, która zbulwersowała przede wszystkim środowisko niezależnych prawników, tych wszystkich, którzy angażowali się w walkę o przywrócenie elementarnego poczucia praworządności w Polsce. Nie będę owijał w bawełnę, chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, nastąpił błąd" - powiedział Tusk.
Jak wyjaśnił "zadaniem premiera jest podpisywanie setek dokumentów, czasami kilkudziesięciu dziennie". "One się dzielą na dokumenty bardziej techniczne i bardziej merytoryczne. Urzędnik odpowiedzialny za przygotowanie do podpisywania nie dostrzegł polityczności dokumentu, który stanowił o nominacji dla neosędziego przez prezydenta; nominacji, która wymagała mojej kontrasygnaty, mojego podpisu" - mówił Tusk.
Odnosząc się do kontrasygnowanego przez niego postanowienia, powiedział, że ma świadomość., kto jest odpowiedzialny za ten "błąd" i wyciąga wnioski.
"Doszło do sytuacji, do której nie powinno dojść. Paradoks polega na tym, że minister Maciej Berek (szef Komitetu Rady Ministrów - PAP), który przygotowywał mi dokumenty do podpisania, jest jednym z najbardziej kompetentnych ludzi w rządzie, jakich w ogóle w życiu spotkałem, i był bardzo zaangażowany osobiście w walkę o praworządność. To do niego bardzo pasuje: powiedział oczywiście, że oddaje się do dyspozycji" - zaznaczył Tusk.
Premier podkreślił jednak, że nie będzie nikomu "ścinał głowy z tego powodu". "Wiem, kto odpowiada za to, co mi przedstawia, i wyciągam z tego wnioski. Natomiast nie będę ścinał głowy z tego powodu" - oświadczył.
Jak dodał, mówi o ministrze, który "jest jednym z najwybitniejszych urzędników państwowych (...) właściwie jest bezbłędny w robocie". "Tym bardziej jestem w środku trochę rozgoryczony tym, co się stało" - powiedział Tusk.
"Muszę robić też bilans: rząd z panem ministrem Berkiem jest dużo lepszym rządem niż bez (ministra Berka - PAP)" - ocenił Tusk.
Jednocześnie poprosił, aby "nie spekulować o jakichś politycznych układach z prezydentem w tej sprawie". "Nie będę ani z prezydentem Dudą, ani z nikim układał się w sprawach, w które naprawdę głęboko wierzę i to z ich powodu zaangażowałem się bez reszty w polską politykę w ostatnich latach. Całe zwycięstwo i fakt, że objęliśmy władzę, będą miały sens tylko wtedy, jeśli skutecznie przywrócimy praworządność" - wskazał premier.
Ocenił także, że praktyczne konsekwencje tej sytuacji nie są jednak "szczególnie istotne". Jak ocenił, gdyby nie doszło do podpisania przez niego postanowienia ws. sędziego Wesołowskiego, "większość neosędziowska i tak doprowadziłaby do rzeczy, które zamierza zrobić".
Premier zapowiedział, że będzie prosił wszystkie środowiska prawnicze o spotkanie w pierwszej połowie września, aby przedyskutować, w jaki sposób "zmienić ustrojowo" sytuację w sądownictwie.
"Bez zmian ustawowych nie naprawimy sytuacji w sądownictwie i tak jak powiedziałem, też biorę odpowiedzialność za to, co się dzieje, i będę prosił wszystkie środowiska prawnicze - wspólnie z nimi byliśmy w to zaangażowani (...) o spotkanie jeszcze w pierwszej połowie września, żebyśmy opisali krok po kroku, co możemy i co chcemy razem zrobić, żeby tę sytuację ustrojowo zmienić. Mam nadzieję, że to zaufanie, nadwyrężone dzisiaj, powróci" - dodał.
Zgodnie z ustawą o Sądzie Najwyższym kadencja prezesa izby tego sądu trwa trzy lata. Prezes izby jest powoływany przez prezydenta na trzyletnią kadencję spośród trzech kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów izby SN i może zostać ponownie powołany tylko dwukrotnie.
Zgromadzeniu sędziów danej izby, co do zasady, przewodniczy jej dotychczasowy prezes, ale nie jest to możliwe, jeśli ubiega się on o kolejną kadencję i chce być jednym z kandydatów przedstawionych prezydentowi. W takim wypadku zgromadzeniu przewodniczy sędzia SN, którego kandydatura na prezesa nie została zgłoszona, wyznaczony przez prezydenta - co jednak wymaga kontrasygnaty premiera.
Właśnie to postanowienie prezydenta - wyznaczające przewodniczącego zgromadzenia - opublikowano we wtorek po południu w Monitorze Polskim. (PAP)
autor: Marcin Jabłoński