Najczęściej namawiam Cię Drogi Rodzicu, aby żyć w „tu i teraz”. Wczoraj przecież już minęło, a jutra jeszcze nie ma i to właśnie dziś jesteśmy, działamy i możemy zmieniać przyszłość, czy też naprawiać przeszłość.
Mimo wszystko bardzo często rozpamiętujemy sytuacje, które już się wydarzyły lub też z obawą, czy nadzieją patrzymy do przodu. To właśnie te rozmyślania mają wpływ na nasze działania obecne, niekiedy dodając nam energii, czy też blokując. Co więcej, niekiedy mamy wrażenie, że wszystkie nasze obecne działania dodane do tego, co było są jak rozpędzona ciężarówka zmierzająca prostym kursem w kierunku ściany. Co w takim razie czeka nas w przyszłości? Rozbijemy się na tych rodzicielskich i życiowych doświadczenia, czy skręcimy w jakąś boczną uliczkę?
Codzienność
Nie ma się co oszukiwać, że rodzicielska codzienność jest zawsze kolorowa, nieustannie pełna wzruszeń i słońca. Patrząc prawdzie w oczy, często jest dość daleka od ideałów. Już od pierwszych wspólnych chwil potrafi mocno różnić się od polukrowanych reklam, na których widzimy perfekcyjnie umalowaną kobietę spoglądającą z czułością i wielkim uśmiechem we wpatrzone w nią niemowlę. Zwykły dzień to często kolki, płacz z niewiadomych przyczyn, przemęczenie i swego rodzaju monotonia.
Z czasem wcale nie jest lepiej, bo dochodzą słynne „bunty”, kiedy dziecko przeżywa burze emocjonalne i potrafi rzucać się na ziemię na ulicy, czy rozkręcić prawdziwą awanturę w sklepie. Kiedy idzie do szkoły, to najpierw pani w szkole staje się ważniejsza, a następnie koleżanki, których zdanie traktowane jest jak wyrocznia. W końcu nastolatki, które niekiedy zwyczajnie dążą do awantury, w której potrafią wykrzyczeć swojej mamie, że jej nienawidzą, czy że jest najgorszą matką na świecie.
W tych wszystkich sytuacjach i wielu innych, dodatkowo jesteśmy oceniani. Nie tylko przez nasze nastoletnie dzieci, ale przede wszystkim przez samych siebie i najróżniejsze poboczne, czy przypadkowe osoby, które bez skrupułów potrafią dać nam znać, że jesteśmy beznadziejnymi matkami, bo karmiłyśmy dziecko butelką i nie potrafiłyśmy go wychować, bo awanturuje się w miejscu publicznym i to najpewniej dlatego, że za szybko wróciłyśmy do pracy po porodzie lub właśnie dlatego, że za dużo czasu z nim spędzamy i je rozpieszczamy.
Najgorzej…
Wśród nastolatków bardzo często słyszę to stwierdzenie. Trzeba rano wstać do szkoły – „Najgorzej”, bo będę cały dzień niewyspany. Mama namawia na zjedzenie śniadania – „Najgorzej”, bo na pewno siądzie na żołądku i będę się czuć ociężale przez resztę dnia. Przegrałem jedną grę z dwudziestu, które stoczyłem – „Najgorzej”, bo jestem beznadziejny w tą grę i nic mi nie wychodzi…
To zaledwie kilka przykładów z nastoletnich dylematów i optymizmu – inaczej w wykonaniu młodych ludzi. Dla niejednego dorosłego takie problemy, to żadne problemu, ale w tej nastoletniej głowie są one całkiem realne i ciężko przejść obok nich obojętnie. A kiedy nasze dziecko tak patrzy na otaczający je świat, postrzegając większość sytuacji jako „najgorsze”, sytuacja taka staje się trudna również dla nas, rodziców.
Kolejny raz trudno jest nam wszystkim patrzeć z optymizmem w przyszłość, znacznie częściej zadajemy sobie pytania: „Co zrobiliśmy źle?”, „Gdzie zawaliliśmy?”. Obawiamy się o przyszłość naszych dzieci, kiedy natrafiamy na takie ich podejście do świata, mając przecież wciąż z tyłu głowy myśli, że nie sprawdziliśmy się w tej jednej z najważniejszych roli naszego życia.
A to, co ważne…
Kiedy nachodzą mnie takie czarne myśli, czy też słyszę od któregoś z moich dzieci, że znów cały świat jest „najgorszy”, zadaję sobie, ale też i jemu pytanie: „Jakie ta konkretna sytuacja będzie miała znaczenie za dziesięć lat?” Czy będzie miała jakiekolwiek, czy będziemy w ogóle o niej pamiętać? Odpowiedź jest prosta i w 90% przypadków brzmi: żadne!
Zostawiam sobie oczywiście margines błędu z uwagi na sytuacje, które są z pozoru błahe, mogą się zbiec w czasie z innym potężnym ciosem i w ten sposób nabrać ogromnego znaczenia. Niezależnie, większość codziennych zdarzeń, szczególnie tych postrzeganych dziś jako negatywne, trudne, nie będzie miała większego wpływu na nasze życie w przyszłości.
Są jednak sytuacje, które wpłyną na naszą rodzinę, na nasze dzieci, na naszą rodzicielską przyszłość. Wszystkie one są nierozerwalnie związane ze wspólnie spędzonym czasem, kiedy gramy, spacerujemy, wspólnie czytamy, śmiejemy się, czy tarzamy po podłodze. Wszystkie słowa „Kocham” skierowane do siebie nawzajem, wszystkie przytulasy, które ofiarowujemy sobie tak zwyczajnie na „dzień dobry”, czy o każdej dowolne porze dnia mają niezwykłą moc i budują wszystkich nas silniejszymi. To, co ważne, to również miłość wyrażona w obecności, pocieszeniu, w tym czego uczymy nasze dzieci każdego dnia i co czyni je lepszymi, silniejszymi ludźmi.
Skupmy się zatem na tym, co rzeczywiście ważne i przestańmy przejmować chwilowymi trudnościami, czy też komentarzami postronnych osób, przyzwyczajonych do zupełnie innych relacji z dziećmi. Robimy, co możemy żeby być jak najlepszymi ludźmi i rodzicami – to jest ważne. Powodzenia!
Iwona Kozłowska