Koszykarze Minnesota Timberwolves pokonali na wyjeździe Phoenix Suns 122:116, wygrali rywalizację 4-0 i jako pierwsi w lidze NBA osiągnęli drugą rundę play off. Sukces okupili jednak kontuzją... trenera Chrisa Fincha, który ucierpiał w zderzeniu ze swoim zawodnikiem Mike'iem Conleyem.
Do zdarzenia doszło w ostatniej kwarcie, kiedy kozłujący piłkę przy linii bocznej Conley zderzył się z graczem Suns Devinem Bookerem i wpadł na szkoleniowca. Finch skrzywił się z bólu i natychmiast chwycił się za prawe kolano. Przez kilka minut leżał przy ławce rezerwowych i był opatrywany przez sztab medyczny swojej drużyny, a następnie powoli wstał i przy pomocy lekarzy udał się do szatni.
W ostatnich niespełna dwóch minutach gry zespół z Minneapolis prowadził asystent Fincha - Micah Nori. W tym czasie zespół utrzymał sześciopunktowe prowadzenie, na które wyszedł w czwartej kwarcie, a zaczął ją, przegrywając 90:92.
"Trener jest w dobrym nastroju, podobnie jak cała ekipa, ale trudno się dziwić po zwycięstwie i awansie" – przekazał Nori.
Sprawę w żart starał się obrócić Conley.
"Mówiłem mu, żeby usiadł, bo stojąc w końcówce przy linii, tylko przeszkadza. Nie posłuchał. A tak poważnie - wspieram go z całego serca, modlę się za niego, ale jestem pewny, że nic poważnego się nie stało" - zaznaczył koszykarz.
Zespół "Leśnych Wilków" do wygranej poprowadził Anthony Edwards, który uzyskał 40 punktów, z czego 31 w drugiej połowie, gdy jego drużyna musiała odrabiać straty. Karl-Anthony Towns dodał 28.
Gra "Słońc" tradycyjnie opierała się na duecie Booker - Kevin Durant. W sumie zdobyli 82 pkt, przy czym młodszy z gwiazdorów gospodarzy uzbierał ich aż 49.
"Wolves to silny, wyrównany, zbilansowany zespół. W rywalizacji z nami nie miał słabych punktów, wszyscy stanęli na wysokości zdania. Każdy ma swoją rolę do odegrania i się z niej wywiązał, a wyrastający na gwiazdę Edwards to wyjątkowy talent" - komplementował rywali trener Suns Frank Vogel.
Timberwolves awansowali do drugiej rundy play-off po 20 latach i dopiero drugi raz w historii założonego w 1989 roku klubu. W 2004 dotarli do finału Konferencji Zachodniej, w którym musieli uznać wyższość Los Angeles Lakers.
Teraz mogą trafić na "Jeziorowców" już w półfinale konferencji, ale ekipa z Los Angeles musiałaby wygrać trzy kolejne starcia z Denver Nuggets, bo na razie obrońcy tytułu prowadzą 3-1.
Ta para w niedzielę nie grała, ale w innych - na Wschodzie - trzecie zwycięstwa odniosły New York Knicks i Indiana Pacers.
Nowojorczycy, m.in. dzięki 47 pkt Jalena Brunsona, który ustanowił osobisty rekord play-off, wygrali na wyjeździe z Philadelphia 76ers 97:92 i objęli prowadzenie 3-1.
Z kolei koszykarze Indiana Pacers wygrali na własnym parkiecie z Milwaukee Bucks 126:113 i również odskoczyli na 3-1.
Na Zachodzie najbardziej wyrównana na razie jest rywalizacja Dallas Mavericks z Los Angeles Clippers. W niedzielę goście zwyciężyli 116:111 i wyrównali stan play-off na 2-2.
W połowie drugiej kwarty Clippers prowadzili różnicą 31 punktów (55:24), ale później ich przewaga zaczęła regularnie topnieć. Na początku ostatniej odsłony po trafieniu Słoweńca Luki Doncica zrobiło się tylko 82:80 dla przyjezdnych, a później był nawet remis 100:100. Końcówka to jednak skuteczna gra dwójki liderów zespołu z Los Angeles - Jamesa Hardena i Paula George'a, którzy przechylili ostatecznie szalę na korzyść Clippers.
Obaj uzyskali po 33 pkt, a 40 dla gospodarzy zdobył Kyrie Irving. Doncic dodał 29.
Kontynuacja rywalizacji - w czwartek w Los Angeles.
(PAP)