Mechaniczny szachista o wyglądzie Turka, z długą fajką w ręku, był pokazywany na dworach europejskich i w Ameryce. Ta niezwykła maszyna wszędzie budziła ogromne zaciekawienie, a czasem przerażenie. Mechaniczny Turek słynął ze znakomitej gry w szachy. Wygrał z ambasadorem Stanów Zjednoczonych we Francji Benjaminem Franklinem i z namiętnym szachistą Napoleonem Bonaparte...
Fenomenalna maszyna
To była jedna z najsłynniejszych maszyn w dziejach światowej techniki. Jej konstruktorem i zarazem twórcą genialnej mistyfikacji był węgierski fizyk baron Wolfgang von Kempelen. On też opracował system fontann w pałacu wiedeńskim Schönbrunn, wymyślił przyrząd do pisania dla niewidomych i lalkę potrafiącą mówić. Lecz prawdziwą sławę zyskał jako twórca Mechanicznego Turka.
Była to ubrana w turecki strój drewniana kukła, której tułów wystawał z drewnianej skrzyni. Skrzynia wypełniona była metalowymi przewodami, zębatkami, sprężynami, magnesami. W sumie była to tak skomplikowana maszyneria, że aż dziw, iż w ogóle działała.
Po raz pierwszy Mechaniczny Turek został pokazany w pałacu Schönbrunn w 1769 roku. Turek po nakręceniu mechanizmu grał z ludźmi w szachy ustawione na skrzyni. Przenosił figury i poruszał nimi według własnego uznania. Grał znakomicie. Na ponad trzysta udokumentowanych partii szachowych przegrał tylko sześć razy.
Jednym z tych, który go pokonał, był francuski arcymistrz szachowy i kompozytor François Philidor. Wówczas najlepszy szachista na świecie. Stoczył morderczą partię z maszyną. Później przyznał, że była to najbardziej wyczerpująca gra w jego życiu.
Napoleon Bonaparte grał kilka razy z Mechanicznym Turkiem. Ani razu nie wygrał. Wściekał się, że nie może zwyciężyć „głupiej maszyny”. Próbował oszukiwać, stawiając figury na niewłaściwych polach. Wówczas Turek zastygał w bezruchu i tak trwał, dopóki cesarz nie postawił figury w prawidłowy sposób. Bliscy Napoleonowi oficerowie mówili, że wódz miał obsesję na punkcie tego, żeby wygrać z maszyną. O tej obsesji dowiedzieli się angielscy spiskowcy i później wykorzystali Mechanicznego Turka, aby porwać Napoleona Bonaparte.
Genialna mistyfikacja
Turek nie mógł wygrać z najlepszym szachistą na świecie, gdyż mózgiem maszyny byli ludzie z krwi i kości. Też mistrzowie szachów, lecz nie tak dobrzy jak Philidor. Ci najęci przez barona von Kempelena szachiści na przemian podróżowali z Mechanicznym Turkiem. Można się domyślić, że oprócz frajdy z tej mistyfikacji dostawali też od barona odpowiednią gratyfikację pieniężną.
Obecności ludzi w maszynie nigdy nie odkryto. Genialny von Kempelen stworzył tak przekonującą iluzję, że nawet po otwarciu szafek skrzyni Turka nie można się było w niej dopatrzyć człowieka. Przez ponad 60 lat zasada działania Mechanicznego Turka była pilnie strzeżonym sekretem. Dbał o to sam jego twórca. Turek nigdy nie był bez nadzoru. Gdy nie grał, zawsze pozostawał w dobrze zamkniętym pomieszczeniu.
W czasie licznych wojen w Europie zapomniano o Mechanicznym Turku. Ludzie myśleli o tym, żeby przeżyć, szachy zeszły na dalszy plan. Von Kempelen zmarł w 1804 roku. Kilkanaście lat przed śmiercią rozebrał maszynę i ukrył ją. Po kilku latach ktoś przypadkowo znalazł rozmontowanego Turka w jednym z pomieszczeń pałacu królewskiego w Berlinie. Dowiedzieli się o tym wścibscy angielscy szpiedzy.
Porwać cesarza
Mechaniczny Turek miał teraz odegrać swoją rolę w akcji porwania francuskiego cesarza przez Anglików. W tej operacji jeszcze bardziej odznaczył się polski ksiądz Stefan Błażewski. Przez angielskich spiskowców został wykorzystany jako sobowtór Napoleona Bonaparte. I to dzięki Błażewskiemu cały misterny plan Anglików się zawalił. W ten sposób Polak po raz kolejny wpisał się w tajną historię świata.
Angielscy agenci, dybiąc na życie Napoleona, przypomnieli sobie o fascynacji cesarza Mechanicznym Turkiem. Wykradli go z berlińskiego pałacu i oddali go grupie spiskowców, która miała dokonać zamachu na Napoleona. A ci postanowili użyć Turka jako wabika, który przyciągnie cesarza. Nie wszystko poszło zgodnie z ich planem. Jak często się zdarza, plany a ich realizacja to dwie różne sprawy.
W 1806 roku we władaniu Napoleona znalazła się cała Europa, z wyjątkiem Anglii i Rosji. Anglicy nie mogli znieść, że o wszystkim, co dzieje się na kontynencie, decyduje „Korsykanin”. Zaś Anglia spadła do roli jedynie kibica działań o światowym znaczeniu. A jeszcze niedawno rządziła na morzach i oceanach świata.
W głowach kilku brytyjskich polityków zrodził się szalony plan dokonania zamachu na cesarza Francji. Postanowili go porwać i uczynić zakładnikiem podczas negocjacji z Francją. Na jego miejsce chcieli podstawić sobowtóra. Ten miałby swoimi decyzjami doprowadzić do chaosu w Wielkiej Armii i w efekcie do upadku cesarstwa. Zaś prawdziwy cesarz stanowiłby kartę przetargową podczas spodziewanych w takiej sytuacji rokowań z Francją.
Faktycznie szalony plan. Bo jak porwać cesarza, którego zawsze otaczało tysiące żołnierzy? Do tego gwardia przyboczna, złożona z zabijaków władających każdą bronią, nie odstępowała Napoleona na krok. Lecz Anglicy, jak zawsze, myśleli, że są najlepsi. Dopiero II wojna światowa odebrała im to złudzenie.
Ich plan zakładał, że porwą Napoleona na terenie Wielkopolski, gdzie ostatnio przebywał. A trzeba przyznać, że mieli dobrych szpiegów. Ci dowiedzieli się, że cesarz ma zwyczaj wyruszania na poranne przejażdżki konne zazwyczaj tylko z kilkuosobową obstawą kawalerzystów gwardii. Właśnie w takim momencie zamierzali uderzyć.
Obezwładnionego Napoleona chcieli przewieźć na brzeg kanału La Manche i stamtąd statkiem wywieźć do Anglii. Lecz drogi były pełne francuskich żołnierzy i tajnej policji, która sprawdzała wozy. Więc do transportu cesarza na brzeg kanału La Manche miał posłużyć Mechaniczny Turek. Liczyli, że nikt nie będzie zaglądał do skrzyni sławnego Turka. Pierwotnie zakładali, że Napoleon, ciekawy, co jest w środku Mechanicznego Turka, sam wejdzie do skrzyni i oni go w niej zatrzasną. A w Prusach pozostanie sobowtór cesarza. To pokazuje, że chwalenie inteligencji Anglików jest czasami zupełnie na wyrost.
Sobowtór
Angielscy spiskowcy mieli sobowtóra Napoleona. Wypatrzyli go już dużo wcześniej. Był nim polski ksiądz Stefan Błażewski, cztery lata młodszy od cesarza. Błażewski, ponieważ doskonale władał językiem francuskim, został delegatem polskiego kleru na francuskim dworze. Niejeden raz z bliska obserwował Napoleona. Wiedział, jak cesarz zachowuje się publicznie. I właśnie na to liczyli spiskowcy – że, poinstruowany, dobrze zagra rolę cesarza.
Poza tym Błażewski był wręcz nieprawdopodobnie podobny do Napoleona. Nawet miał znamię na szyi w tym samym miejscu co cesarz. Skądinąd zastanawiające. Tylko że Błażewski nie chciał współpracować z Anglikami. Nie skusiły go duże pieniądze i synekury po udanym zamachu na cesarza.
Grupą wykonawczą spiskowców dowodził młody hrabia Benjamin Bathurst. Człowiek odważny do szaleństwa i pozbawiony skrupułów. Aby zmusić księdza Błażewskiego do współpracy, porwał jego ukochaną siostrzenicę. Zagroził, że ją zabije, jeśli ksiądz nie będzie mu posłuszny.
Zamiana zamienionego
Finał operacji „Szachista” rozegrał się w grudniu 1806 roku w Szamotułach koło Poznania. Czternastu zbirów brytyjskich pod dowództwem Bathursta wybiło obstawę cesarza w szamotulskiej Baszcie Halszki, gdzie znajdował się Mechaniczny Turek. Napoleon rzeczywiście chciał go obejrzeć od środka. Następnie cesarza zapakowanego do skrzyni Turka przewieziono do Kołobrzegu. Tam już czekał statek.
Ale wszystko nie było tak, jakby chcieli spiskowcy. Koniec akcji był więcej niż zaskakujący. Po przewiezieniu nad kanał La Manche Mechanicznego Turka okazało się, że porwanym nie jest cesarz, tylko jego sobowtór. Do dziś nie są znane szczegóły tej akcji. Historycy spierają się, jak ona naprawdę przebiegała. Brytyjscy spiskowcy nic nie zdążyli wyjawić, gdyż zostali jeden po drugim zamordowani. Nie wiadomo, przez Francuzów czy Anglików, którzy nie chcieli dopuścić do kompromitacji swojego wywiadu.
Jak do tego doszło? Otóż ksiądz Błażewski o wszystkim, co mu proponowali spiskowcy, powiadomił szefa osobistej ochrony Napoleona, generała Savary’ego. Savary, zwany cesarzem szpiegów, nieomal od początku kontrolował działania grupy wykonawczej spiskowców. Instruował Błażewskiego, jak ma postępować. Co ciekawe, w tę grę wciągnął się sam Napoleon. Ryzykował, ale był ryzykantem. Dzięki temu wygrał niejedną bitwę.
Gdy nad kanałem La Manche spiskowcy zorientowali się, że porwali nie cesarza, a jego sobowtóra, chcieli zabić Błażewskiego. Jednak Bathurst, obawiając się zemsty Savary’ego na jego rodzinie, darował księdzu życie.
Kontrwywiad francuski roztoczył opiekę nad księdzem Błażewskim. Ale mimo to kazali mu się na jakiś czas gdzieś ukryć i nie pokazywać publicznie. Błażewski zaszył się w jednym z klasztorów. Zmarł w 1846 roku, dwadzieścia osiem lat po Napoleonie. Do końca życia oglądał się przez ramię, czy ktoś go nie śledzi.
Ryszard Sadaj