Prowadząca w tabeli ekstraklasy piłkarskiej Jagiellonia Białystok uległa Cracovii 1:3, a wicelider Śląsk Wrocław przegrał w Zabrzu 0:2 z Górnikiem, który dołączył do szerokiej czołówki. Spośród sześciu najlepszych drużyn w 28. kolejce wygrała tylko Pogoń Szczecin.
Porażka lidera, który do tej pory był najlepiej punktującym zespołem na własnym stadionie, z broniącymi się przed spadkiem "Pasami" to największa niespodzianka tej serii spotkań.
W Białymstoku wszystko zaczęło się po myśli gospodarzy - w 10. minucie objęli prowadzenie po samobójczym trafieniu Rumuna Virgila Ghity. Na przebieg spotkania duży wpływ miało wydarzenie z 17. minuty - wychodzącego na czystą pozycję fińskiego napastnika krakowian nieprzepisowo - zdaniem sędziego Pawła Raczkowskiego - zatrzymał Adrian Dieguez i hiszpański obrońca "Jagi" obejrzał czerwoną kartkę.
Goście, prowadzeni po raz pierwszy przez Dawida Kroczka, choć do protokołu - ze względu na brak stosownej licencji - oficjalnie został wpisany Tomasz Jasik, złapali wiatr w żagle i szybko zdobyli dwa gole. Białostoczanie mogli wyrównać tuż przed przerwą, kiedy rzutu karnego nie wykorzystał Afimico Pululu - jego strzał obronił Sebastian Madejski, podobnie jak dobitkę Jesusa Imaza.
Krótko po przerwie Macedończyk Jani Atanasov uzyskał trzeciego gola dla "Pasów" i - jak się okazało - ustalił rezultat.
"Oczywiście jesteśmy rozczarowani, ale zdajemy sobie sprawę, że trudności będą. Teraz musimy się zregenerować i dobrze przygotować do spotkania w Lubinie. Pojedziemy tam wygrać" - skomentował trener lidera Adrian Siemieniec, który chwalił swoich piłkarzy za odwagę i chęć odrobienia strat, a kibicom dziękował za stworzenie świetnej atmosfery i wspieranie drużyny.
W sukurs Jagiellonii przyszedł dwie godziny później Górnik Zabrze, który pokonał drugi w tabeli Śląsk 2:0 i ekipa z Białegostoku utrzymała dwupunktową przewagę nad wrocławianami. Oba gole dla zabrzan zdobył Kamil Lukoszek.
Mimo różnicy w tabeli wynik nie jest niespodzianką. Śląsk w tym roku zawodzi - w tabeli wiosny jest dopiero 15., z czterech wyjazdów przywiózł dwa "oczka", a do tego w Zabrzu nie grał pauzujący za kartki kapitan i lider ligowych strzelców Erik Exposito. Z kolei piłkarze trenera Jana Urbana z 19 punktami to najlepiej punktujący zespół ekstraklasy w tym roku.
Dzięki niedzielnemu zwycięstwu Górnik ma 45 punktów i choć jest siódmy, to wydaje się, że na dobre włączył się do walki o udział w europejskich pucharach.
Do trzeciego Lecha Poznań traci trzy punkty, do czwartej Pogoni dwa, a wyprzedzające go bezpośrednio Raków Częstochowa i Legia Warszawa mają o jeden więcej.
Mistrz spod Jasnej Góry z wicemistrzem ze stolicy spotkały się w sobotę i skończyło się polubownym 1:1, które nikogo w tych klubach i wśród ich sympatyków nie zadowala, bo cel - jakim było mistrzostwo - oddala się coraz bardziej.
W roli trenera legionistów zadebiutował Goncalo Feio, który w środę zastąpił zwolnionego Kostę Runjaica. 34-letni Portugalczyk dotychczas samodzielnie nie pracował w ekstraklasie, a w marcu rozstał się z pierwszoligowym Motorem Lublin.
Niewiele brakowało, żeby Feio zaliczył świetny debiut. Goście prowadzili aż do 82. minuty po golu już na początku spotkania Czecha Tomasa Pekharta. Wtedy jednak wyrównał - także uderzeniem głową - chorwacki napastnik Ante Crnac.
Raków nie wygrał czwartego meczu z rzędu (trzy remisy i porażka), ale na pocieszenie pozostaje mu fakt, że jako jedyny w tym sezonie jest niepokonany na swoim stadionie.
"Żaden rezultat oprócz zwycięstwa nie może dawać zadowolenia. Po trzech dniach pracy jestem jednak zadowolony z postawy drużyny, ale z wyniku nie" - ocenił nowy szkoleniowiec Legii, która przed tygodniem także w okolicach 82-83. minuty straciła prowadzenie i dwa punkty z Jagiellonią (1:1).
Trzeci w tabeli jest Lech Poznań (48), którego kibice są jednak w coraz gorszych humorach. "Kolejorz" przegrał w sobotę na stadionie Cracovii z występującą tam w roli gospodarza i walczącą o utrzymanie Puszczą Niepołomice 1:2.
Piłkarze beniaminka prowadzili do przerwy już 2:0 po golach Jordana Majchrzaka i mołdawskiego obrońcy Artura Craciuna, który uderzył głową po bardzo ciekawie rozegranym rzucie wolnym. Lecha stać było tylko na trafienie Szweda Mikaela Ishaka w 87. minucie.
"Zawiedliśmy siebie, kibiców, swoje rodziny, klub. Dopóki są szanse, będziemy grali o mistrzostwo. Nie poddaję się, ale mam teraz wiele myśli w głowie" - przyznał trener poznaniaków Mariusz Rumak.
Dzięki pierwszemu w 2024 roku zwycięstwu zespół z Niepołomic wydostał się ze strefy spadkowej. Awansował na 15. miejsce (29 pkt), spychając na 16. Koronę (27).
Kielczanie już w piątek - w bardzo ważnym meczu dla jego uczestników - ulegli w Grodzisku Wielkopolskim gospodarzowi Warcie Poznań 0:1. "Zieloni" awansowali na 13. miejsce w tabeli - 31 pkt.
Do Korony na sześć punktów zbliżył się w niedzielę ŁKS, który pokonał Radomiaka 3:2 i opuścił ostatnią pozycję w tabeli. Od strefy "bezpiecznej" wciąż dzieli łodzian jednak osiem punktów, a sześć kolejek przed końcem rozgrywek to wyraźny dystans.
Tabelę zamyka chorzowski Ruch (20 pkt), który w piątek został rozbity w Szczecinie przez Pogoń. Gospodarze wygrali 5:0, a bohaterem spotkania został grecki napastnik Efthymis Koulouris, który między 48. i 59. minutą zdobył trzy gole. Wkrótce po skompletowaniu klasycznego hat-tricka został zmieniony. Łącznie w tym sezonie ekstraklasy ma 12 trafień i jest drugi w klasyfikacji strzelców.
Natomiast pierwszą bramkę w ekstraklasie odnotował 17-letni Adrian Przyborek.
"Portowcy" w końcówce sezonu będą się starać "złapać dwie sroki za ogon" - walcząc o jak najwyższą lokatę w lidze 2 maja na PGE Narodowym, zagrają z Wisłą Kraków w finale Pucharu Polski, który może być pierwszym trofeum w klubowej gablocie.
W ostatnim rozegranym już meczu tej serii Stal Mielec - w rywalizacji drużyn ze środka tabeli - zremisowała u siebie z osłabionym z powodu kartek i kontuzji Widzewem Łódź 0:0.
W poniedziałek 14. w tabeli Piast, który ma tylko dwa punkty więcej niż balansujące na krawędzi strefy spadkowej Puszcza i Korona, a wiosną powiększył dorobek jedynie o pięć punktów, podejmie Zagłębie Lubin. To będzie sentymentalna podróż dla trenera Waldemara Fornalika, który pracował w Gliwicach pięć lat i sięgnął m.in. po mistrzostwo kraju, a teraz po raz pierwszy zasiądzie na tym stadionie na ławce rezerwowych gości.
(PAP)