Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 11:12
Reklama KD Market

Troski, kłopoty i coś pozytywnego

Troski, kłopoty i coś pozytywnego
fot. Depositphotos.com

Dorośli często postrzegają swoje życie jako pasmo wielu trosk, zmartwień i kłopotów. Nie lepiej jest niestety wśród rodziców, którzy etap satysfakcji z dobrze wykonanej pracy mają wciąż przed sobą. Na etapie „posiadania” dzieci przedszkolnych i szkolnych oprócz swoich problemów, dochodzą im jeszcze te związane z latoroślami. Szkoła, konflikty z nauczycielami, czy rówieśnikami, pierwsze miłości, niepowodzenia, zawody, itp. – to wszystko dotyka nasze wchodzące w życie dzieci, ale nierzadko również mniej lub bardziej i my obrywamy rykoszetem.

Czy tak wygląda rzeczywistość, czy to tylko nasza perspektywa? Czy tak mają wszyscy, czy taki stan dotyka tylko nielicznych? Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.

Kwestia mózgu

Kiedy nasi praprzodkowie nie mieli jeszcze ciepłych domów, ale mieszkali w jaskiniach, czy w szałasach, kwestią przeżycia stawało się wyłapanie zbliżającego się niebezpieczeństwa w odpowiednim czasie. Chwila nieuwagi mogła kosztować utratę nie tylko zdrowia, ale i życia, w związku z czym priorytetem było wyspecjalizowanie mózgu w rejestrowaniu zagrożeń.

Współczesny świat jest spokojniejszy, a przed potencjalnymi zagrożeniami chronią nas ściany naszych domów, specjalne służby, ubrania, ochraniacze i wiele różnych innych rzeczy, czy sprzętów. Przystosowanie ludzi do osiągnięć cywilizacji okazuje się jednak znacznie prostsze i szybsze niż przystosowanie naszych mózgów do realiów współczesnego świata. „Komputery” w naszych głowach pozostają skoncentrowane na potencjalnych zagrożeniach, z możliwością „negocjacji” i możliwych modyfikacji. Te możliwe odstępstwa od normy polegają z jednej strony na wyciszeniu naszego mózgu, a z drugiej na zwiększaniu umiejętności wyłapywania pozytywów.

Dla kogo?

Przypomina mi się pewne niezwykle proste ćwiczenie, które pokazuje, na czym przede wszystkim się skupiamy. Kiedy spojrzymy na białą kartkę, na której narysowana jest ciemna kropka, natychmiast dostrzegamy właśnie tą małą drobinkę, a zupełnie umyka nam białe tło, którego przecież jest znacznie więcej… 

Ten przykład świetnie nawiązuje do analogicznej sytuacji, kiedy w zwyczajny dzień zdarza nam się nieprzyjemna sytuacja. Potrafi ona całkowicie skupić naszą uwagę i spowodować zignorowanie wszystkiego, co miłe. Zamiast cieszyć się i doceniać to, czego było więcej, zaczynamy myśleć, analizować i przeżywać na nowo w różnych konfiguracjach tą jedną „chwilę”.

Jeżeli jednak myślisz Drogi Rodzicu, że jest to wyłącznie dorosła przypadłość, to spieszę z wyjaśnieniami, że zupełnie nie. Już dzieci w wieku szkolnym zaczynają wyszukiwać, choć może lepszym określeniem będzie dostrzegać, problemy i przeszkody. Mistrzowskim czasem w takim podejściu do świata i życia, jest okres nastoletni. To właśnie wtedy dostrzegamy błędy cudze, nasze prowadzą niemal do końca świata, a codzienność nierzadko maluje się w ciemnych barwach.

W tym czasie wielką ulgę może przynieść uważność, która ćwiczona już we wcześniejszych latach, ma szansę być pozytywnym nawykiem. Jeżeli jednak Twoje dziecko nie miało szansy wypróbować uważności, być może warto spróbować zaproponować kilka ćwiczeń.

W jaki sposób?

Podczas gdy moja szklanka jest zawsze do połowy pełna, moje dziecko od zawsze potrafiło przewidzieć deszcz przy bezchmurnym niebie. Śmiałam się niejednokrotnie, że jesteśmy trochę jak Tygrysek i Kłapouchy, którzy patrząc na tą samą rzecz, dostrzegają coś zupełnie odmiennego. 

Dr Shefali Tsabary napisała kiedyś: „Obyś został obdarowany dzieckiem …. Które ci się przeciwstawia, abyś mógł nauczyć się odpuszczać kontrolę (…) Które jest nieuważne, abyś nauczył się koncentrować (…) Obyś został pobłogosławiony dzieckiem… które nauczy cię, że nigdy nie chodzi o nie, lecz zawsze o CIEBIE”.

Podobnie i ja powtarzam sobie, że dzięki naszym różnicom, potrafimy osiągnąć równowagę  i dostrzec inne opcje. Czasem ostudzić głowę przy dużym zapale, innym razem zachęcić, złapać wiatr w żagle, który popchnie do przodu.

Aby jednak osiągnąć to wszystko trzeba pozwolić sobie na wyjście z „ciemności”, dostrzeżenie choć odrobiny kolorów. Skoro jednak nie dzieje się to samoistnie, warto sobie nieco pomóc. Jest to możliwe chociażby poprzez założenie dzienniczka, w którym codziennie będziemy zapisywać przynajmniej po 2-3 dobre rzeczy z danego dnia. Innym, niezwykle ważnym „procesem” jest wspólny wieczór, kiedy dziecko idzie już spać, a my mamy okazję powiedzieć mu kilka miłych słów, na które nie było wcześniej czasu lub takie, które łatwiej wypowiedzieć po ciemku. Powiedzmy wtedy jak wiele ten młody człowiek dla nas znaczy, jak bardzo go kochamy… Kiedy świat jest zły, dobrze wiedzieć, że dla kogoś jest się naprawdę ważnym!

Kiedy sami nauczymy się dostrzegać więcej kolorów w życiu, znacznie łatwiej będzie nam podzielić się tymi obserwacjami z dziećmi. Nie muszę chyba dodawać, że najlepsze efekty osiągniemy przy regularnych ćwiczeniach, które będą świetną inwestycją dla naszego indywidualnego i rodzinnego zdrowia psychicznego.

Iwona Kozłowska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama