W meczu dwóch najlepszych drużyn obecnego sezonu piłkarskiej ekstraklasy Jagiellonia Białystok wygrała u siebie ze Śląskiem Wrocław 3:1 w 24. kolejce i awansowała na pierwsze miejsce w tabeli. W drugim piątkowym spotkaniu Radomiak Radom wygrał na wyjeździe z Piastem Gliwice 3:2.
Jagiellonia przełamała się w wielkim stylu, bo w trzech poprzednich meczach zdobyła tylko punkt.
W pierwszej połowie Jagiellonia wypunktowała lidera z Wrocławia. Mecz lepiej zaczął jednak Śląsk, to jego piłkarze utrzymywali się przy piłce - w 3. min mocny strzał z linii "szesnastki" Erica Exposito obronił Zlatan Alomerovic, a w kolejnej akcji prawą stroną Piotra Samca-Talara piłka tylko przeleciała w poprzek pola karnego Jagiellonii.
Ale już w 7. min gospodarze objęli prowadzenie. Z lewej strony zagrał w pole karne Nene, Dominik Marczuk wyprzedził Leivę i technicznym strzałem przy słupku zdobył gola. W odpowiedzi obrońcy z Białegostoku zablokowali strzał z pola karnego Petra Schwarza.
Z minuty na minutę tej części meczu Jagiellonia coraz bardziej przypominała, w jakim stylu wygrywała wcześniejsze spotkania, zwłaszcza u siebie. Jej piłkarze z dużą swobodą rozgrywali piłkę i zdobywali przestrzeń, byli też bardzo skuteczni w polu karnym gości. W 17. min podwyższyli prowadzenie; Rafał Leszczyński zdołał co prawda odbić strzał Jesusa Imaza, ale był bezradny przy dobitce Michala Sacka, nominalnie prawego defensora, który znalazł się w środku pola karnego Śląska.
W 23. min Jagiellonia z dużym szczęściem wybroniła się przed golem samobójczym, po tym jak piłkę w jej pole karne zagrał z prawej strony Martin Konczkowski. Białostoczanie dominowali coraz bardziej, wszyscy ofensywni piłkarze Śląska byli zupełnie niewidoczni, akcji indywidualnych próbowali Leiva i Exposito, ale bez rezultatu.
W 30. min doskonałą okazję dla Jagiellonii zmarnował Kristoffer Hansen, który w sytuacji sam na sam przestrzelił. Norweski skrzydłowy zrehabilitował się jednak już minutę później, doskonale wypatrzył w polu karnym Marczuka, a ten zdobył swoją drugą bramkę w tym spotkaniu.
W drugiej połowie scenariusz meczu uległ zmianie. Atakował Śląsk i w 53. min zdobył gola. Konczkowski dośrodkował w pole karne Jagiellonii, a Piotr Samiec-Talar, nie pilnowany przez stoperów, głową trafił do bramki. Goście próbowali pójść za ciosem; w 63. min znowu szansę miał Samiec-Talar, ale tym razem obrońcy strzał zablokowali.
Jagiellonia nie grała tak efektownie jak przed przerwą, jej piłkarze skupiali się na obronie, akcje ofensywne były rzadsze. Ale z upływem czasu gra się wyrównała i to Jagiellonia zaczęła stwarzać sytuacje. W 59. min szansę miał Hansen, ale uderzył niecelnie, w 72. min przestrzelił Imaz, a minutę później Pululu. W kolejnej akcji Leszczyński uratował Śląsk przed bramką samobójczą, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Bartłomieja Wdowika.
Wrocławianie próbowali zmienić wynik, ale mądrze broniąca się Jagiellonia nie pozwoliła gościom zdobyć już kolejnej bramki. Zwycięstwo dało jej powrót na fotel lidera ekstraklasy.
W Gliwicach kibice obejrzeli pięć goli, z których dwa padły z rzutów karnych. W doliczonym czasie „jedenastki” dla Piasta nie wykorzystał Patryk Dziczek.
„Ten mecz musimy wygrać” – skandowali gliwiccy kibice na początku spotkania. Po kilku minutach nastroje się zmieniły, bo prowadzenie objęli goście. Po wrzucie z autu w polu karnym Piasta pierwszy strzał 17-letniego Luki Vuskovica został co prawda zablokowany, ale poprawka była już skuteczna.
Chwilę potem mogło być 0:2. Bramkarz Piasta wygrał pojedynek jeden na jeden z Lisandro Semedo i obronił dobitkę Rafała Wolskiego.
Gliwiczanie wymieniali dużo podań, ale absolutnie nic z tego nie wynikało. Gol wyrównujący padł z rzutu karnego, podyktowanego po faulu Dawida Abramowicza na Michale Chrapku. Pewnym egzekutorem „jedenastki” był Patryk Dziczek, który wykorzystał siódmą taką okazję w tym sezonie ligowym.
Bramka podbudowała gospodarzy, ruszyli do natarcia. Najlepszą okazję do zmiany wyniku miał w doliczonym czasie Michael Ameyaw, który z bliska strzelił obok słupka.
Pierwsze 10 minut po przerwie nie przyniosło niczego ciekawego, ale zrekompensował to Leonardo Rocha. Po dośrodkowaniu Wolskiego z lewej strony pola karnego napastnik Radomiaka zaprezentował widowiskową i skuteczną „przewrotkę”, po której bramkarz gliwiczan skapitulował.
Radość grupy kibiców goście trwała krótko, bowiem Ameyaw, wykorzystując dogranie Jorge Felixa spod końcowej linii, pokonał z kilku metrów Gabriela Kobylaka.
Remis nie zadowalał żadnej z drużyn, toteż kibice oglądali szybką, ofensywną grę.
W 75. minucie ponownie na prowadzenie wyszła ekipa trenera Macieja Kędziorka. Felix zagrał ręką przed własną bramką, a rzut karny wykorzystał Lisandro Semedo.
To nie był koniec emocji i rzutów karnych w piątkowy wieczór. W 90. minucie po drugiej żółtej kartce (w ciągu dwóch minut) musiał opuścić boisko zawodnik Radomiaka Bruno Jordao, a do rzutu karego podszedł ponownie niezawodny dotąd Dziczek. Tym razem Kobylak wyczuł jego intencje i uratował komplet punktów gościom.
Piłkarze gospodarzy wystąpili w piątek w okazjonalnych różowo-czarnych koszulkach, przygotowanych w ramach kampanii mającej na celu zwrócenie uwagi na przemoc domowej. Koszulki zostaną wystawione na aukcje charytatywne, z których dochód będzie przekazany na rzecz Fundacji "Pomoc Kobietom i Dzieciom".
(PAP)