W ostatnim moim artykule, napisałam prawie wszystko, co chciałam w związku z początkiem nowego roku. Skoro jednak wiemy doskonale, że „prawie” może robić naprawdę dużą różnicę, to dziś dodam jeszcze kilka słów. Choć wspominałam już o tym niejednokrotnie, to wydaje mi się ważnym, aby właśnie teraz i tutaj, wybrzmiało podejście długodystansowe do wszelkich zmian, które postanawiamy wprowadzić do swojego życia, szczególnie w tak „gorącym” okresie.
Ponieważ przynajmniej część naszych postanowień, może dotyczyć spraw rodzinnych, myślę sobie, że niejeden rodzic wyrzuca sobie, że nie jest taki, jakim chciałby być, że popełnia te same błędy, co jego rodzice, że nie jest wystarczająco dobry… Niekiedy wiemy już, gdzie popełniamy błędy, co chcemy zmienić, ale… po kilku całkiem udanych próbach, znów wracają schematy, a my załamujemy ręce, w duchu śpiewając: „Znowu w życiu mi nie wyszło…” I tak właśnie – w życiu, bo mamy przedziwną skłonność do generalizowania, a jedno potknięcie, oznacza porażkę w każdej jednej dziedzinie życia. Jak zatem do tego podejść inaczej?
Olbrzymy są przerażające
Podejrzewam, że nie tylko ja mam tak, że duże i skomplikowane zadania stają się sporym wyzwaniem, z którym nie wiadomo, co zrobić. Ciężko jest się za nie zabrać, więc przynajmniej ja odkładam takie na później, aż w końcu już nie ma tego później i robi się nie tylko nerwowo, ale nawet przerażająco. Znacznie wcześniej, kiedy jest jeszcze jakiś zapas czasowy, ciężko jest zacząć, bo często zupełnie nie wiadomo od czego lub też, człowiek nawet nie ma ochoty się nad tym zastanawiać. Wielkie zadania bywają przerażające.
W ostatnich dniach, wraz z moim synem czytamy Hobbita, J.R.R. Tolkiena. Bohaterowie książki w trakcie swojej podróży spotykają się z wieloma stworami i potworami. Staczają wiele bitew, ale kiedy przeciwników jest wielu, lub są ogromni, pokonanie ich wymaga nie tyle siły, co przede wszystkim sprytu. Jest to wspomniane przeze mnie ostatnio inne podejście do tematu, zmiana schematu działania. Innym działaniem uzupełniającym okazuje się być również osłabianie przeciwników, aby ich w końcu pokonać, czy też opracowanie planu, aby realizować go etapami. To bowiem suma mniejszych działań tworzy największy efekt.
Codzienne dodawanie
Mój syn jest bardzo dobry z matematyki, szczególnie kiedy przelicza, ile stron lektury musi przeczytać każdego dnia, żeby zdążyć przed wyznaczonym terminem. Przeliczenia trwają do ostatnich dni, kiedy okazuje się, że choć dzielenie było prawidłowe, to zabrakło dodawania. Liczenie nie pociągało za sobą powiązanych działań i ostatniego dnia, nie sposób przeczytać wszystkiego, co jeszcze zostało.
Bardzo często zapominamy, że te kilka stron przeczytanych każdego dnia, da w efekcie przeczytaną na czas lekturę, a drobne gesty, miłe słowa, czy kilka minut codziennie spędzone z dzieckiem na zabawie/grze, czy śmianiu się do rozpuku, zbuduje silną więź. Choć bardzo często próbujemy silić się na wielkie czyny, to właśnie na nich najczęściej koncertowo się przewracamy. Tymczasem małe rzeczy są zdecydowanie łatwiejsze do wykonanie, zastąpienia czymś innym, czy też w ostateczności nadrobienia.
To właśnie jest nasza codzienna matematyka, aby zamiast dzielić, nauczyć się dodawać… do siebie drobnostki. Niech to będzie uśmiech, przytulenie, pogłaskanie, miła rozmowa, wspólne wyjście, razem wypite kakao z piankami, posłuchanie muzyki. W skrócie, róbcie to, co sprawia Wam przyjemność, bez spinania się i wyrzucania sobie, że za krótko, że nie wystarczająco. Tutaj nie chodzi o doskonałość, ale o to, aby było na początku jakoś, a z każdym dniem coraz lepiej.
W tym szaleństwie
W tym miejscu przychodzi też czas na fantazję, ponieważ okazuje się, że kiedy działamy z lekkością, przyjemnością i wspomnianymi małymi etapami, znacznie łatwiej nam o eksperymenty. Chciałoby się powiedzieć, że „w tym szaleństwie jest metoda” i rzeczywiście, bo właśnie odrobina szaleństwa urozmaica naszą codzienność, wprowadza świeżość i całkowicie nowe spojrzenie na rzeczywistość, również tą rodzicielską. Jednocześnie znacznie łatwiej o to szaleństwo, jeżeli nie czujemy się przygnieceni wielkością tego, co właśnie robimy.
Nasze dzieci lubią fantazjować? A może i my damy się czasem wciągnąć do tego świata? Ciekawe, co kryje się w miejscach, gdzie nie ma „muszę”, „należy”, „powinno się”, a zostaje jedynie „mogę” i „chcę”. Spokojnie, później wrócimy, ale to co wspólnie przeżyjemy pozostanie jako cząsteczka budująca nić porozumienia między nami.
Małe etapy, na które podzielimy nasze plany, nadzieje, marzenia, a w końcu i naszą codzienność, zdecydowanie zmieniają ich obraz. To właśnie w taki sposób, każdego dnia budujemy coś, co kiedyś było tylko mrzonką, fantazją, a dziś… Warto jednak, przyjrzeć się uważniej, co regularnie powtarzamy, jakie nawyki budujemy, bo przecież nie wszystkie są dobre i korzystne dla nas. Wierzę jednak głęboko, że jako rodzice, w tym roku, skupimy się bardziej na tym, co możemy zbudować, aby za rok zacząć już dostrzegać efekty.
Iwona Kozłowska