Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 03:34
Reklama KD Market

Bez wymówek! Jak wytrwać w postanowieniach noworocznych (PODCAST)

Adam Kosa Kosacki i Katarzyna Tansey fot. arch. DZ

Rozmowa z Katarzyną Tansey, która po 50. stała się zawodniczką bikini fitness i jej trenerem, kulturystą Adamem „Kosą” Kosackim

Spełniła marzenie o starcie w zawodach bikini fitness

Moją motywacją owszem był wygląd, zrzucenie nadwagi, ale też spełnienie młodzieńczych marzeń o startach w zawodach bikini fitness – tak o swojej niezwykłej transformacji mówi w rozmowie z „Dziennikiem Związkowym” Katarzyna (Catrina) Tansey. Kiedy rok temu rozpoczęła współpracę z trenerem osobistym i kulturystą Adamem „Kosą” Kosackim była nowicjuszką na siłowni, ale z jasno określonym celem, który dzięki determinacji udało jej się osiągnąć i to w 10 miesięcy! 

Joanna Trzos: Tradycyjnie w nowy rok wiele osób wejdzie z nowymi postanowieniami, a jednymi z tych najpopularniejszych jest zrzucenie zbędnych kilogramów, rozpoczęcie diety i poprawa formy. Kasiu, czy Twoja transformacja z fitnessowej nowicjuszki do kobiety odnoszącej sukcesy w zawodach bikini fitness rozpoczęła się od noworocznego postanowienia? 

Katarzyna (Catrina) Tansey: Moje noworoczne postanowienie zaczęło się praktycznie już w grudniu (2022 r.), kiedy zauważyłam, że przez ostatnie lata troszeczkę sobie pozwoliłam i doszło do takiego momentu, że stwierdziłam, że to już jest maksymalna moja waga i maksymalny pułap, do jakiego mogę dojść i trzeba coś z tym zrobić. W tym momencie, pomijając mój wygląd, też chodziło o moje zdrowie.

A od jakiej wagi zaczynałaś?

K.T.: Mam 168 cm (5 stóp 6 cali) wzrostu i przez całe życie byłam raczej osobą szczupłą. Jak przyjechałam do USA to moja waga wahała się od 125 do 135 funtów (ok. 56 kg – 61 kg). Niestety pozwoliłam sobie; wiadomo zawiłości życia, praca, prowadzenie własnego biznesu, stres i tak dalej. Przytyłam  i doszłam do wagi 180 funtów (ponad 81 kg). I to tak się nazbierało powolutku. Mam lustro, które ładnie wyszczupla, więc na co dzień nie zauważałam tej mojej wagi. Tak naprawdę dochodziło to do mnie przy zdjęciach z wakacji. Były takie momenty, kiedy prosiłam męża, aby mnie zasłonił albo sama zaczynałam zasłaniać ręką mój brzuch. Później doszły do tego problemy ze stawami. Nie mogłam wstać z kanapy. Nawet lekarz powiedział mi, że mam nadwagę, co mnie zaszokowało, bo nigdy tego w życiu wcześniej nie słyszałam. Stwierdziłam, że jeżeli czegoś z tym nie zrobię, to nikt tego za mnie nie zrobi.

Czyli to był ten moment kiedy postanowiłaś sobie, że bierzesz się za siebie? 

K.T.:To był moment, kiedy naprawdę zaczęłam być bardzo zdesperowana. To było na przełomie grudnia 2022 roku. I wtedy zaczęłam rozglądać się za osobistym trenerem, ale też zależało mi na osobie nie tylko takiej, która pomaga zrzucić wagę, ale robi transformację ciała i będzie w stanie przygotować mnie do zawodów sylwetkowych (bikini fitness). To było moje marzenie z lat młodzieńczych, kiedy naprawdę chciałam stanąć na scenie. Zawsze podobała mi się taka umięśniona sylwetka, ale niestety jakoś nie mogłam nikogo znaleźć wcześniej, kto mi w tym pomoże. Przez media społecznościowe i znajomych znalazłam Adama „Kosę” Kosackiego i byłam wniebowzięta. Stwierdziłam, że lepiej późno niż wcale. Życie jest za krótkie, żeby nie realizować swoich marzeń, a ja zabrałam się za to po 50.  

Adamie, czy pamiętasz ten moment, kiedy skontaktowała się z Tobą Kasia i opowiedziała o swoich celach nie tylko zrzucenia wagi, ale startu w zawodach bikini fitness? 

Adam „Kosa” Kosakowski: Tak, doskonale pamiętam ten moment. Powiem szczerze, że troszkę byłem zaszokowany, zdziwiony. Wyobraź sobie, dzwoni do mnie Pani po 50.  – delikatnie mówiąc – z nadwagą. Oczywiście zgodziliśmy się, że musi schudnąć i tak dalej. Ale ta Pani przekonywała mnie bardzo mocno, że chce startować w zawodach bikini fitness. Chciała po prostu stanąć na scenie i rywalizować z innymi kobietami, sprawdzić się. Na początku nie przyjąłem tego na serio, bo myślałem, że żartuje. Ale Pani Kasia cały czas mnie przekonywała, że chce wziąć udział w zawodach sylwetkowych i to jeszcze bardzo szybko, bo dała sobie na to niecałe 10 miesięcy. Tłumaczyłem jej, że absolutnie nie ma takiej opcji, że dziewczyny, które chcą startować w takich zawodach trenują parę ładnych lat, żeby ciało wyrzeźbić itd. Pani Kasia była bardzo uparta, naciskała bardzo na te zawody, więc powiedziałem: „Robimy, ale tylko to nie będzie łatwe”.

Byliście wtedy bardzo nowoczesnym modelem klienta i trenera, bo kiedy zaczynaliście współpracę byłeś w Polsce, a Kasia tutaj w Chicago. Jak to wyglądało w praktyce? 

A.K.: W Chicago jestem już trochę czasu jestem, ale na stałe mieszkam w Polsce. Działam internetowo mocno z ludźmi w Chicago, stąd też Kasia mnie znalazła. Jeżeli chodzi o treningi online, to nie jest to trudne, ponieważ możemy je przeprowadzać „live”, a wszystkie wskazania mogą być przekazywane przez komunikator czy email. Nie z tym problemu. W przypadku Kasi, która była nowicjuszką, nie znała ćwiczeń  i nie wiedziała, jak je należy wykonywać, poradziliśmy sobie kamerką, z którą pracowaliśmy na siłowni. I robiliśmy formę.

Kasiu, jak wyglądało to ćwiczenie z Adamem w telefonie?

K.T.: Na początku to moim statywem był mąż, który chodził ze mną na siłownię. Myślę, że była to jego forma wspierania mnie. A potem, za radą Adama, kupiłam sobie statyw do telefonu komórkowego. Byliśmy umówieni na konkretną godzinę na żywo, Adam mnie obserwował, korygował, na ile mógł skorygować. On dalej twierdzi, że przez internet to nie jest tak w stu procentach tak samo, jak się ćwiczy osobiście, z czym nie chciałam się na początku zgodzić. Jeżeli, ktoś chce po prostu tylko zadbać o sylwetkę, to w zupełności wystarczy. Dla mnie bezpośredni kontakt miał większe znaczenie pod kątem zawodów sylwetkowych, kiedy liczy się każdy detal. W tej chwili ćwiczymy razem na miejscu w Chicago, ale jeżeli nie mamy takiej możliwości, zawsze mamy trening przez internet.

Zaczęło się od postanowienia  w grudniu 2022 r., a pierwsze zawody bikini fitness  były w październiku 2023 r. Jak wyglądała droga do tego celu? 

K.T.: Nie było łatwo. Czułam się, jakbym wchodziła na Mount Everest. Przed nami było ciężkie zadania, bo Adam musiał mnie odchudzić i zbudować masę mięśniową w tym samym czasie, i to w krótkim czasie. To było wyzwanie. Ze swojej strony nigdy nie wątpiłam, że to się nie uda. Strasznie się zaparłam. Oczywiście w tych trudniejszych momentach zastanawiałam się: po co ja to robię? Ale wiedziałam, że to jest moje ostatnie podejście i jeżeli nie teraz, to prawdopodobnie nigdy nie spełnię swojego marzenia. Nigdy jednak nie zwątpiłam.

Twoje zdjęcia pojawiły się w polonijnych mediach i nie tylko. Niektórzy podejrzewają, że udało Ci się zrzucić wagę, bo wspomagałaś się np. Ozempiciem, preparatem stosowanym przy leczeniu cukrzycy, który stosują też osoby z nadwagą czy otyłością. 

K.T.: Nie byłam na Ozempicu! Wspomagałam dietę suplementacją przygotowaną przez Adama.

A.K.: To jest dużo aminokwasów, dużo witamin odpowiednich. Najważniejsza jest jednak dobrana dobrze dieta. Odpowiedniej diety nie zastąpimy żadnymi wspomagaczami. Nie ma takiej opcji.

K.T.: Nie ma na świecie magicznej pigułki, czy magicznego preparatu.

Katarzyna Tansey fot. Facebook/arch. Katarzyny Tansey

Nawet Ozempic, czy podobne preparaty, które teraz są tak modne?

A.K.: Są modne dlatego, że powodują blokadę łaknienia w organizmie. Ozempic i podobne preparaty, to leki dla cukrzyków, dla ludzi chorych. Natomiast niepotrzebnie kobiety, dziewczyny, które są zdrowe, to stosują. Myślą, że przez to będą chudziutkie przez całe życie. 

Ale ludzie na tym chudną…

A.K.: Ale dlaczego? Bo blokuje łaknienie i nie chce się nam jeść. Nadwaga, otyłość, i nie mówię tu o ludziach chorych, skąd się to bierze? W przypadku zdrowych ludzi, bo za dużo jedzą.

Twoje metamorfoza Kasiu jest niesamowita, ale przede gratulujemy Ci wspaniałego debiutu i odniesionych sukcesów w zawodach bikini fitness. Gdzie zadebiutowałaś? 

K.T.: Pierwsze moje zawody na targach FIVE Fitness Trade Show w Warszawie w październiku ( w 2023 r.) miały być taką rozgrzewką przed NPC Midwest Gladiator, a tam się okazało, że w Polsce wyższy poziom niż tutaj. W Warszawie zajęłam trzecie miejsce w kategorii Master (zawodniczki po 45 roku życia). Startowałam też w kategorii True Novice, czyli osób, które pierwszy raz wychodzą na scenę. Byłam bardzo zadowolona, bo zajęłam w True Novice piąte miejsce, a konkurencja była naprawdę duża. Większość dziewczyn była w przedziale 20-30 lat, więc uważam to naprawdę za duży sukces. Natomiast drugie zawody były już w Chicago na początku listopada, zaledwie trzy tygodnie po pierwszych. Przygotowania przed zawodami są bardzo intensywne i Adam nie oszczędza mnie, za co jestem mu wdzięczna. Czasami narzekam, ale jestem mu za to bardzo wdzięczna. W NPC Midwest Gladiator zajęłam drugie miejsce w kategorii Master (50+). Moim marzeniem jest wygranie kategorii Open, bo startujące w niej osoby mają po 20, 30 lat. Chcę wygrać nie tylko dla mojej własnej satysfakcji, ale też dlatego, że otwiera to możliwości startowania i ubiegania się o kartę zawodowca Pro, co jest też marzeniem Adama. Teraz mamy w planach udział w  marcowych zawodach Arnold Schwarzenegger Classic.  Adam jest świetnym trenerem. Transformacje ciała jego klientów,  nie tylko pod kątem zawodów sylwetkowych, robią  piorunujące wrażenie. Jeżeli, ktoś się naprawdę dostosuje się do diety, do ćwiczeń i przyłoży się do tego rzetelnie i ukończyć ten proces, to naprawdę będzie miał efekty. Jak długo proces będzie trwał zależeć będzie od tego, od czego startujemy i co chcemy osiągnąć: zrzucić wagę, wyrzeźbić sylwetkę. 

Adamie, na czym polega Twój sukces w pracy właśnie z takimi osobami, jak Kasia?

A.K.: Myślę, że w moim podejściu. Zawsze robię to, sam robiłbym przygotowując się do zawodów. Może mam talent, natomiast jestem bardzo wymagającym trenerem, jeśli chodzi o zawody. Każdemu to od razu powtarzam, że nie jest łatwo. Nie będzie łatwo, będzie ciężko, ale musisz wybrać: albo chcesz walczyć albo się poddajesz.

Adam Kosa Kosacki z żoną Martą Wojno fot. Facebook

A mówisz to z własnego doświadczenia. Kiedy zacząłeś przygodę z kulturystyką?

A.K.: Pierwsze zawody, z tego co pamiętam, były w latach 2003 – 2004, wtedy w Łodzi zdobyłem Grand Prix. W Mistrzostwach Polski 2009 roku w Ostrołęce zostałem mistrzem Polski w kategorii 90 kg. Potem miałem kilkuletnią przerwę w startach w Polsce, bo wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. Wróciłem i wygrałem w 2012 r.  Mistrzostwa Polski w Kulturystyce i Fitness Federacji NAC w Świeciu w kategoriach: Body Man 1 i Open. Z kolei na Mistrzostwach Świata w Kazaniu dostałem tytuł wicemistrza świata. Niestety później miałem operację barku, a kontuzja wykluczyła mnie z kolejnych zawodów. Oczywiście dalej ćwiczę i trzymam formę, ale teraz przekładam moją pasję na ludzi, których trenuję do zawodów albo pomagam im zadbać o ciało. Wiem, jak to wszystko powinno wyglądać, jak pomóc ludziom, by nie błądzili, nie stali w miejscu. Mam konkretne, opracowane przez siebie przez te lata programy i nie ma takiej możliwości, żeby nie zrealizować obranego celu. Nie uda się to tylko w takim przypadku, gdy osoba nie zastosuje się do moich wskazówek. 

Zaczęliśmy od postanowień noworocznych. Co moglibyście doradzić tym wszystkim, którzy po świętach Bożego Narodzenia, zabawach sylwestrowych, mają postanowienia noworoczne dotyczące zrzucenia wagi, wymodelowania sylwetki, czy poprawy kondycji. 

K.T.: Moją motywacją owszem był wygląd, ale też spełnienie marzeń o starcie w zawodach bikini fitness. Pomijając, że chciałam zgubić te kilogramy, które już naprawdę zaczęły mi przeszkadzać, chciałam stanąć na scenie, ale też chodziło o zdrowie. Zaczęłam dostrzegać osoby w moim wieku (52 l.), które mają problemy z mobilnością. Zawsze mówiłam, że utrata wagi to jest wyzwanie, ale to jest jeszcze relatywnie w moim odczuciu łatwiejsze do osiągnięcia, niż utrzymanie wagi na tym samym poziomie. Poza tym też się cieszyłam, że mogę być inspiracją dla innych kobiet, jeśli chodzi o zrzucenie wagi, rzeźbienie sylwetki, czy spełnienia młodzieńczych marzeń. Czasami może być ciężko i dużo osób po prostu odpada w trakcie programu, zupełnie niepotrzebnie, albo szybko się zniechęcają, kiedy nie widzą szybkich efektów. Miałam takie okresy, kiedy przez pierwsze trzy miesiące traciłam prawie dwa funty na tydzień,  a po trzech miesiącach zaczęłam płakać, że nic się nie dzieje. Dopiero jak kilka miesięcy później, na wakacjach w Meksyku porobiłam sobie zdjęcia i doszło do mnie: „O matko, jaka różnica?”. Taką naprawdę głęboką motywacja pomoże nam dobrnąć do końca.

A.K.: Uważam, że najważniejsze jest nasze podejście, ale musimy zdawać sobie sprawę, że modelowanie sylwetki to nie jest sprint, tylko maraton. Tak naprawdę potrzebujemy tutaj czasu, cierpliwości, powtarzalności, ale musimy też pamiętać, że inwestujemy w siebie, inwestujemy we własne zdrowie, również psychiczne, bo przecież o wiele lepiej będziemy czuli. Drogi na skróty tu niestety nie ma. Trzeba popracować, ale wszystko jest do zrobienia. Nie będzie mam ciężko, jeżeli to po prostu troszkę polubimy. Ale nie błądzimy, zaplanujmy wszystko. Najgorzej, jak ludzie tak sobie idą i nie wiedzą co mają robić na siłowni. Tak samo błądzą z dietą, coś tam jedzą, ale tak do końca nie mają żadnego programu. Trenują tydzień, dwa, efektów nie ma i wtedy następuje rezygnacja, bo po co mamy to robić, skoro nie ma efektów? To błędne koło. Może spróbuję za rok.

Czy warto zatem zacząć od nowego roku. Czy uważacie, że to dobry moment?

A.K.: Uważam, że moment jest wtedy dobry, jeśli czujemy, że chcemy zmiany swojego życia, zmiany sylwetki. Nie trzeba czekać na nowy rok. Można zacząć od dzisiaj, od jutra, od nowego tygodnia. Wtedy zaczynam. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że ci, którzy zaczynają od nowego roku, niestety szybko odpadają. 

K.T.: Uważam, że najlepszy moment jest po prostu teraz. To była najlepsza inwestycja jaką mogłam zrobić w siebie i cieszę się, że zrobiłam to z Adamem, bo rzeczywiście sama nie osiągnęłaby tyle. Wiem, że przy pomocy odpowiedniego trenera, diety i wskazówek bardzo dużo można osiągnąć i to o wiele szybciej. Wcale to nie jest takie, aż trudne, jak się wydaje. Może na początku, kiedy zaczynamy. Myślę, że pierwsze miesiące były dla mnie największym wyzwaniem, tym bardziej, że prowadzę własny biznes, salon kosmetyczny (OM SPA) i szkołę w tej dziedzinie. Zmieniłam całkowicie styl życia. Często słyszę od ludzi: „Ale super wyglądasz! Co robisz? O ja nie mam czasu,  nie mam czasu na gotowanie, na ćwiczenie”. To są wymówki. Naprawdę można to wszystko zaplanować. Tyle czasu poświęcam na ćwiczenia, tyle na  dietę. Jest to inwestycja, ale bardzo opłacalna, bo się czujemy lepiej, wyglądamy lepiej. 

Czyli hasło na rok 2024: Bez wymówek!

A.K.: Z wymówkami nic się nie osiągnie. Bez wymówek na pewno będą efekty,

Dziękuję Wam za rozmowę i życzę powodzenia w nowym roku! 

Rozmawiała: Joanna Trzos 

[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama