Były spiker Izby Reprezentantów Kevin McCarthy zapowiedział w środę, że złoży swój mandat i odejdzie z Izby z końcem roku. Decyzja McCarthy’ego, który w październiku został pozbawiony funkcji przez partyjnych kolegów jako pierwszy spiker w historii, dodatkowo skurczy szczupłą większość Republikanów.
McCarthy oznajmił swoją decyzję w tekście na łamach dziennika „Wall Street Journal”. Napisał w nim, że choć odejdzie z Kongresu, to nie odejdzie z polityki i ma zamiar być mentorem dla kolejnych republikańskich polityków.
Odejście byłego lidera partii w Izbie oznacza, że liczba republikańskich deputowanych w Izbie tymczasowo zmniejszy się do 220 – zaledwie o trzy więcej niż większość bezwzględna. Dochodzi do tego tuż po tym, jak Izba zagłosowała za wydaleniem oskarżanego o liczne oszustwa i kradzież kampanijnych pieniędzy George’a Santosa. Wybory uzupełniające mandat Santosa odbędą się 13 lutego; nie wiadomo jeszcze, kiedy wypełniony zostanie wakat po McCarthym.
„Mam nadzieję, że nikt nie umrze” – skomentowała to w środę kongresmenka Marjorie Taylor Greene.
McCarthy sprawował funkcję trzeciej osoby w państwie od stycznia 2023 r., jednak doszedł do niej dopiero po 15 rundach głosowań i od początku zmagał się z dużymi wewnętrznymi tarciami w partii, m.in. ze względu na szczupłą większość jego partii w Izbie. Dała ona dysproporcjonalnie duży wpływ garstce skrajnie prawicowych deputowanych, którzy ostatecznie w październiku doprowadzili do usunięcia go z pozycji przewodniczącego parlamentu.
Według portalu Axios, nowy rozkład sił w Izbie po odejściu McCarthy’ego tylko zwiększy wpływ skrajnych kongresmenów, zwiększając jednocześnie ryzyko fiaska w głosowaniu nad nowym budżetem, który musi zostać przyjęty na przełomie stycznia i lutego, by uniknąć tzw. shutdownu.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)