W Teksasie podczas akcji uwalniania zakładników zginęły w sobotę cztery osoby: dwóch zakładników, policjant z oddziału specjalnego SWAT, a także porywacz.
Do strzelaniny doszło w teksańskim Austin. Jedna z przetrzymywanych w mieszkaniu osób zdołała zbiec i zadzwonić pod numer alarmowy. Powiedziała, że została dźgnięta nożem.
Jak wyjaśnił szef policji w Austin Robin Henderson, pierwsi funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, zlokalizowali ranną ofiarę. Przetransportowana ją do szpitala.
"To był bardzo tragiczny dzień, bardzo tragiczne wydarzenie dla wszystkich zaangażowanych" – ocenił Henderson.
Mówił w trakcie konferencji prasowej, że policjanci dowiedzieli się o dwóch innych rannych ofiarach wciąż przetrzymywanych przez porywacza. Ostrzelani wycofali się z mieszkania nie odpowiadając ogniem.
"Ponieważ zabarykadowany podejrzany był uzbrojony i miał dwóch zakładników, na miejsce wezwano SWAT (jednostkę amerykańskiej policji o charakterze wojskowym, przeszkoloną do interwencji w szczególnie niebezpiecznych sytuacjach)" – powiedział Henderson.
Kiedy podjęli oni próbę włamania do mieszkania dla ratowania ofiar, dwóch zostało postrzelonych i przewiezionych do szpitala. Jeden z nich, Jorge Pastore, funkcjonariusz z trzyletnim stażem, zmarł.
W mieszkaniu znaleziono dwóch zakładników z śmiertelnymi obrażeniami. Także porywacz był martwy.
Według mediów po raz pierwszy od dziesięciu lat funkcjonariusz policji zginął w tym mieście na służbie.
"Moje serce i serca mieszkańców są złamane. To okropny moment dla naszego miasta i tych, którzy nas chronią" – oświadczył burmistrz Kirk Watson.
Gubernator Teksasu Greg Abbott stwierdził, że "tragedia przypomina o wielkim ryzyku i przywództwie, jakie codziennie wykazują funkcjonariusze organów ścigania, aby służyć i chronić swoje społeczności".
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)