„Jesteśmy winni Ojczyźnie udział w święcie demokracji, a takim świętem demokracji są nadchodzące wybory i referendum” – powiedziała w rozmowie z „Dziennikiem Zwiąkowym” wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska. Wicemarszałek udzieliła wywiadu naszej gazecie 30 września, kiedy przebywała z dwudniową wizytą w Chicago. Zasadniczym celem tej wizyty była uroczystość 95-lecia Związku Klubów Polskich, gdzie wicemarszałek Gosiewska zasiadała w komitecie honorowym uroczystości, ale też 150-lecie Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego w Ameryce oraz udział w inauguracji Miesiąca Dziedzictwa Polskiego.
Joanna Trzos: Pani Marszałek, wzięła Pani udział w podniesieniu flagi Polski na Daley Plaza, czym zainaugurowaliśmy obchody Miesiąca Dziedzictwa Polskiego. Jakie to uczucie widzieć biało-czerwoną w tym centralnym miejscu Chicago?
Marszałek Małgorzata Gosiewska: Duma z dorobku moich rodaków w różnych krajach, z tych pięknych działań Polonii tu w Chicago, w całych Stanach Zjednoczonych. Duma to pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy, ale też i głęboka refleksja, ponieważ w tej uroczystości uczestniczyło dużo młodzieży i to jest ważne, bo to jest nasza przyszłość, to pokazuje, że kolejne pokolenia niosą dalej Polskę w sercu i już czują potrzebę więzi z Polską, że znają język polski. Oczywiście nie tylko język sprawia, że czujemy się Polakami. W wielu miejscach, które odwiedzałam, gdzie żyje Polonia, spotykałam się z naszymi rodakami, którzy ze względu na różne koleje losu zatracili język (red. polski) , a jednak Polskę w sercu mają, polską kulturę i tradycje. To, co dzisiaj powiedziałam i co zawsze podkreślam: nasi rodacy żyjący poza granicami są naszymi najlepszymi ambasadorami. Bo nasi dyplomaci pełnią taką rolę, ale w czasie 4-letnich kadencji, które czasami są skracane albo wydłużane. Przy tych np. 95 latach działalności Związku Klubów Polskich czy 150 latach działalności Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego w Ameryce (ZPRKA), to cóż znaczą te cztery lata? Polonia jest tym wskaźnikiem dla danego kraju i jego mieszkańców, czym jest Polska, nasza historia, jak wygląda polska tradycja i jak Polska jest odbierana.
Przed Polonią amerykańską, jak wiadomo, nowe wyzwania w związku ze spadkiem napływu Polaków do Stanów Zjednoczonych. Organizacje polonijne i instytucje edukacyjne oczekują też wsparcia ze strony Polski.
– A my odpowiadamy pozytywnie na te nowe wyzwania. Jesteśmy też wdzięczni Polonii za całą pomoc, jaką kierowała wtedy, kiedy Polska jej potrzebowała, kiedy Polacy potrzebowali tego wsparcia, również materialnego. Pamiętam ze swojej młodości, kiedy z Radia Wolna Europa czy Głosu Ameryki słuchałam o protestach organizowanych przez Polonię. Ale teraz przyszedł czas, kiedy Polska powinna zrekompensować to wcześniejsze zaangażowanie, być otwarta na to, by wspierać działania.Środki kierowane na rodaków żyjących poza granicami z roku na rok rosną. Staramy się też bardziej profesjonalizować kierowanie tej pomocy. Udało się stworzyć Instytut Kolbego. To świetna organizacja licząca się już w swoich działaniach kierowanych na promocję i naukę języka polskiego, kultury. Planowane są działania, które mają być właśnie kierowane do młodego pokolenia, do tych następców naszych wspaniałych działaczy organizacji polskich, którzy po prostu w pewnym momencie już będą zmęczeni, będą chcieli odpocząć i odejdą. Muszą mieć wtedy komu te organizacje pozostawić. Z podziwem patrzę na Panią Łucję Kopeć, która otacza się już tymi młodymi dziewczynami, które przejmują prowadzenie spotkań, które promują tą polską kulturę bardzo pięknie. I to jest właśnie ta zmiana, którą widzimy. Instytut Kolbego przygotowuje szereg różnych propozycji staży, wyjazdów do Polski, gdzie młodzież będzie mogła lepiej poznawać kraj, będzie mogła też zdobywać dodatkowe umiejętności. Na przyszły rok, na okres wakacyjny, planowane są np. warsztaty dziennikarskie. Planowany jest współudział w uroczystościach okrągłej rocznicy Powstania Warszawskiego. To będzie taka wielka, że tak powiem, bomba patriotyczna, która trafi w serca młodych rodaków.Zresztą ten nasz Instytut Kolbego trudno było utworzyć. Żałuję, że tak późno powstał, ale się udało, choć był duży opór.
W parlamencie był duży opór. Dlaczego?
– Sama nie rozumiem. O to trzeba pytać tych, którzy mieli tutaj tyle wątpliwości. Były wątpliwości co do samego patrona – Kolbego. Były wątpliwości co do tworzenia takiej instytucji właśnie profesjonalnie zajmującej się budowaniem programów aktywizujących młode pokolenie. Opozycja próbuje tak naprawdę torpedować wszystko, co robimy. Krytyka jest czymś normalnym w debacie parlamentarnej, natomiast krytyka powinna być poparta argumentami, bo przecież my nie mówimy, że zjedliśmy wszystkie rozumy, ale nie ma propozycji, które mogłyby być jakąś alternatywą..Instytut Kolbego jednak powstał i zatrudnia naprawdę ludzi z pasją. To jest istotne, bo instytucje tworzą konkretni ludzie odpowiedzialni za wdrażanie nowych projektów. Już spotykałam się z naszymi rodakami, którzy mieli kontakt z Instytutem Kolbego, którzy już korzystają z jego środków, pomysłów, aktywności. Z tych właśnie rozmów, spotkań chociażby stworzyła się już koncepcja kolejnej szkoły polskiej w Szwecji. Więc ja jeżdżę, słucham, przekazuję, rozmawiam, a w ślad za tym idą propozycje.
A skoro Pani wspomniała o tych wyjazdach i spotkaniach z Polonią, to trzeba wspomnieć, że jest Pani też krytykowana za te wyjazdy.
– W Polsce jest coś takiego, że próbuje się oceniać aktywność poselską przez pryzmat złożonych interpelacji, ilości wystąpień, zadanych pytań, a krytykuje, się podsumowując koszty wyjazdów, nie patrząc na efekty tych wyjazdów.
Co Pani odpowiada tym, którzy Panią rozliczają z tych wyjazdów?
– Dla mnie przede wszystkim ważne jest to, co słyszę np. od naszych rodaków, do których jadę i którym mogę realnie pomóc, wysłuchać, realizować ich pomysły. I dla mnie to jest jakby wyznacznikiem tego, czy trzeba tak działać, czy też skupić się na innej pracy. Polonia jest ważną częścią każdego mojego wyjazdu, ale to nie jest tylko jedyny powód. Byłam krytykowana za wyjazd na przykład do Mongolii. Natomiast dzięki właśnie mojej aktywności dotyczącej relacji polsko-mongolskich wróciła tam ambasada, która została zlikwidowana przez Radosława Sikorskiego. Wtedy w ramach wielkich tzw. oszczędności w resorcie były likwidowane konsulaty i ambasady. A przecież ambasada w Mongolii, azjatyckim kraju położonym między Rosją a Chinami, pełnym bogactw naturalnych, nie tylko miedzi, z potężnymi możliwościami dla polskiej gospodarki, dla polskiego przemysłu i przedsiębiorców, jest bardzo ważna. Dzięki temu, że wróciła tam ambasada, te relacje w tej chwili przeżywają naprawdę rozkwit. W tym roku dzięki temu właśnie mógł tam być pan prezydent Andrzej Duda, co wzmocniło jeszcze bardziej relacje polsko-mongolskie. Tam mamy swoje interesy. Mongolia nie tylko sama w sobie jest miejscem dla naszych inwestycji, ale jest też tym miejscem, przez które wchodzimy na całą Azję. Żeby nie widzieć tych rzeczy, trzeba albo nie doczytać, albo być niedoinformowanym, zresztą już nie chcę wyciągać jakichś dalej idących wniosków. My, jako Polska, chcemy się rozwijać gospodarczo, i to robimy, ale musimy mieć też rynki, do których będziemy docierać.
„Małgorzata Gosiewska to kobieta, która niczego się nie boi” – to słowa oczywiście ministra, prof. Piotra Glińskiego, który zresztą razem z Panią marszałek złożył w tym samym czasie wizytę w Chicago. Małgorzata Gosiewska to w końcu „dwójka” na warszawskiej liście Prawa i Sprawiedliwości. Na kandydatów z okręgu Warszawa głosują Polacy za granicą. Jak ważne są te październikowe wybory?
– Pojęcie ojczyzny zobowiązuje. My też jesteśmy winni coś naszej ojczyźnie, jesteśmy jej winni obronę, kiedy przychodzi taki czas. Jesteśmy też jej winni po prostu udział w święcie demokracji, a takim świętem demokracji są nadchodzące wybory i referendum.W Polsce 15 października, a w Stanach Zjednoczonych – 14 października, to szczególnie ważne daty. Nie wiem, czy to nie są najważniejsze wybory w historii Polski, bo będziemy decydować o tym, jaka Polska będzie, jaką Polskę pozostawimy naszym dzieciom i wnukom. Chociażby w kontekście problematyki uchodźczej. Tu w Stanach Zjednoczonych chyba wszyscy wiedzą, z czym to się wiąże i jak wygląda bezpieczeństwo amerykańskich ulic wieczorami, ale i w ciągu dnia, przecież w Chicago zdarzają się różne rzeczy. Polska jest krajem bezpiecznym, polskie miasta są bezpieczne. To zadziwia turystów przyjeżdżających do Polski, to zadziwia również młodych Polaków, którzy np. są urodzeni i wychowani w Stanach Zjednoczonych i przyjeżdżają na jakieś projekty, studia czy wakacje do Polski. Są zaskoczeni, że wieczorami, nocą można bezpiecznie chodzić ulicami polskich miast, można bezpiecznie chodzić po centrum, ale i po obrzeżach Warszawy, i nic nam nie grozi. Możemy wysłać córkę, wnuczkę do znajomych, przyjaciół i nie obawiać się, że gdzieś jacyś tam dziwni młodzi panowie napadną ją i zgwałcą – a to przecież jest codzienność życia w Berlinie, Paryżu czy Sztokholmie, bo tam tak się dzieje. Tu, w Stanach Zjednoczonych też tak się dzieje. Nam to groziło. Doskonale pamiętam ten 2015 rok, końcówkę kadencji rządów Platformy Obywatelskiej, kiedy była dyskusja w Sejmie na temat próby narzucenia Polsce tzw. kwot uchodźców, czyli przenoszenia migrantów z miejsca na miejsce, tworzenia obozów i na siłę przenoszenia ich na terytorium Polski. Platforma Obywatelska przecież się na to zgodziła. Zdradziła wtedy Grupę Wyszehradzką, wobec której zobowiązała się do wspólnej obrony naszych interesów. Zgodziła się na wszystko, na nieograniczoną ilość tzw. uchodźców, faktycznie migrantów, młodych mężczyzn, którzy naprawdę nie przyjeżdżają do nas do pracy czy do tego, by się integrować ze społeczeństwem, tylko po to, by narzucać swoje własne porządki, by gwałcić, mordować, kraść, niszczyć naszą demokrację, nasze wartości, nasze zasady. I właśnie wtedy był wrzesień, chyba ta debata w Sejmie, kiedy Jarosław Kaczyński mówił o zagrożeniach, kiedy mówił o tym, jak wygląda życie w szwedzkich czy niemieckich, czy francuskich miastach, w dzielnicach, do których nie jest w stanie wjechać w ogóle policja, bo muszą negocjować możliwość wejścia na terytorium miasta, dzielnicy, we własnym kraju. My nie chcemy takiej sytuacji, a to nam wtedy groziło i to nam znów grozi. I te wybory będą o tym decydować, i to referendum będzie o tym decydować, czy godzimy się na to, żeby narzuciły nam to Niemcy czy Francja. Znowu te tzw. kwoty, czyli grupy uchodźców imigranckich, by zawitali w naszym kraju, narzucając swoje porządki, czy też dalej będziemy bronić polskich granic, polskiej granicy z Białorusią i będziemy bezpiecznym, pięknie rozwijającym się krajem.
Ale czy oznacza to, że Polska chce zamknąć swoje granice?
– Nigdy nie zamykamy granic dla tych, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy. Przez całe swoje życie w zasadzie pomagałam również uchodźcom politycznym, uchodźcom uciekającym przed wojną, więc wiem, o czym mówię. Uchodźców z Czeczenii, a niektórzy uciekali tam przed śmiercią, przyjmowaliśmy od samego początku. Nie tylko teraz, przez te ostatnie półtora roku, ale od 2014 roku przyjmowaliśmy uchodźców z Ukrainy.Proszę sobie wyobrazić, że ugrupowanie Platforma Obywatelska, które teraz na sztandarach ma pomoc uchodźcom, wtedy w 2014 roku nie przyjmowało uchodźców z Ukrainy. W wielu przypadkach byli to uciekinierzy z Krymu, np. po tym, jak pojawiły się tzw. zielone ludziki, kiedy zaczęła się okupacja Krymu przez Federację Rosyjską, uciekali działacze krymscy do Polski. Nie dostąpili pozwolenia na pozostanie w Polsce, nie dostawali w Polsce azylu. Platforma Obywatelska w tym zakresie była – że tak powiem – jakby bardzo oszczędna. Pamiętam, w ilu sytuacjach jako świadek, jako wsparcie występowałam w procedurze, by uzyskali status uchodźcy i odbijaliśmy się od muru, od ściany, od braku zrozumienia polskich urzędów za rządów Platformy. Przygotowywałam w tamtym okresie też wolontariacko raport o rosyjskich zbrodniach wojennych popełnionych w Donbasie, który wraz z dowodami zbrodni trafił do Hagi. To tak gwoli wyjaśnienia. Natomiast generalnie przecież pokazaliśmy światu, czym rzeczywiście jest polskie serce, czym jest polska solidarność, gdy 24 lutego ubiegłego roku miasta ukraińskie były bombardowane, gdy te miliony dzieci, osób starszych, niepełnosprawnych, na wózkach inwalidzkich wędrowały do polskiej granicy szukać ratunku. Te polskie granice myśmy otworzyli przecież w ciągu pierwszych dni. My, jako parlament, tworzyliśmy rozwiązania legislacyjne. Polski rząd wydawał rozporządzenia, by jak najsprawniej ci ludzie mogli przekraczać granice Schengen. W ciągu dwóch tygodni podjęliśmy takie rozwiązania ustawowe w parlamencie, że byli od razu traktowani jak polscy obywatele, jeśli chodzi o udzieloną pomoc. A równolegle przecież rozwijamy się gospodarczo. Mamy najniższe w Europie bezrobocie, a polska gospodarka rośnie, zwiększają się polskie inwestycje i zagraniczne w Polsce. Więc mimo takiego wysiłku, jaki musieliśmy włożyć, Polska na tym nie traci, a wręcz przeciwnie.Tylko jeszcze podkreślę jedno, bo o tym czasami zapominamy – mamy dwa miliony uchodźców ukraińskich, ale przez polską granicę przeszło ponad 12 milionów. Niektórzy pojechali dalej, niektórzy wrócili, inni zostali. Nie było ani jednego obozu dla uchodźców, myśmy ich wszystkich w domach przyjęli.
Podczas tej kampanii wyborczej w Polsce dużo się słyszy o możliwych wpływach rosyjskich, ale też niemieckich. Jak Pani to komentuje?
– Temat Niemiec przewija się cały czas, bo po pierwsze Niemcy są winne Polsce odszkodowania za II wojnę światową. Sama jestem mieszkanką Warszawy i na każdym kroku widzimy to, co zostało dokonane w czasie II wojny światowej i to, jak bardzo należne nam są odszkodowania. To Niemców boli. Niemcy chcieliby głosić dalej, że gdzieś to byli jacyś naziści, hitlerowcy, że tak naprawdę Niemcy zostały wyzwolone przez aliantów spod władzy Hitlera. Przepraszam bardzo, ale Hitler w sposób demokratyczny doszedł do władzy i miał wsparcie społeczeństwa niemieckiego, a firmy niemieckie na drugiej wojnie światowej wzbogaciły się tak, że do tej pory z tego korzystają. Te odszkodowania nam się należą.Druga sprawa. Niemcy w latach 2014-2015, o czym wcześniej wspominałam, otworzyły granice Europy, Unii Europejskiej na migrantów z Afryki i innych rejonów świata. Na migrantów, którzy nie jadą, by pracować i się integrować, tylko jadą, by wprowadzać swój własny porządek, szariat itd. My nie wchodzimy w takie ‘deale’. My walczymy przede wszystkim o bezpieczeństwo naszych rodaków i nie będzie naszej zgody na to, by w sposób sztuczny próbowano nam zmienić sytuację wewnętrzną w Polsce. Niemcy zostali przyzwyczajeni rządami Platformy, że Polska na wszystko się godzi, że Polska jest takim krajem, który można poklepać po plecach, a potem rzucić na kolana. My, jako Polska, wstaliśmy z kolan. Jesteśmy osobnym, odrębnym, dumnym podmiotem. I nie będzie powrotu do takiej polityki, jaka była do tej pory, że można było zamykać polskie stocznie po to, żeby rozwijały się stocznie niemieckie, że można ograniczać rozwój portów, by na polskim wybrzeżu rozwijały się porty niemieckie, że można ponad naszymi głowami budować z Rosją relacje gospodarcze, również poprzez Nord Stream 1, Nord Stream 2 kosztem Polski, kosztem Ukrainy, kosztem bezpieczeństwa europejskiego. My protestowaliśmy, nie chciano słuchać naszego głosu. Przyszłość pokazała, że tymi projektami wzmacniamy Federację Rosyjską. Pozwalali jej się należycie uzbroić, a teraz z tego powodu giną niewinni Ukraińcy.
Pani Marszałek, czy po wyborach, bez względu na wynik, Polska zjednoczy się, czy będzie podzielona?
– Pani redaktor, z jednej strony mamy program wyborczy, mamy konkretne zobowiązania i mamy już wiarygodność poprzez zrealizowane wcześniejsze zobowiązania. Z drugiej strony mamy nienawiść, hejt i kłamstwo, ale wybór należy do Polaków. My podporządkowujemy się demokracji, ale apelujemy o rozsądek.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Wywiad z marszałek Sejmu RP Małgorzatą Gosiewską w Konsulacie Generalnym RP w Chicago przeprowadziła Joanna Trzos