Liczba ofiar pożaru na wyspie Maui na Hawajach wzrosła do 96 - podał portal CNN, powołując się na lokalną policję.
Gubernator Hawajów Josh Green przyznał, że spodziewa się, iż liczba ofiar jeszcze wzrośnie. Dotychczas przeszukano zaledwie 3 proc. pogorzeliska. 20 psów i kilkadziesiąt osób z ekip poszukiwawczych przeczesuje zwęglone tereny, sprawdzając auta, domy i pola - podała agencja AP.
Jak poinformowała lokalna policja, do poniedziałku udało się kompletnie ugasić dwa ogniska pożarów, a dwa inne są ugaszone w 85 proc. i 60 proc.
Jedna z poszkodowanych przez pożar rodzin złożyła pozew przeciwko firmie energetycznej Hawaiian Electric Industries, która ich zdaniem może być winna rozprzestrzenienia się pożaru. Burmistrz Richard Bissen, przyznał w czwartek, że kable sieci energetycznych spadały na ziemię.
Hawaiian Electric zarzuca się też, że firma nie wyłączyła zasilania linii energetycznych mimo ostrzeżeń przed silnymi wiatrami, nawet kiedy zostały one podniesione do poziomu "czerwonej flagi" (Red Flag Warning). Nie wyłączono zasilania nawet wtedy, kiedy firma dostała informacje, że niektóre słupy i linie energetyczne "miały kontakt z roślinnością lub ziemią”. Jeden z mieszkańców, któremu udało się uciec z ogarniętego ogniem terenu, powiedział dziennikowi "New York Times", że widział, jak "linie energetyczne eksplodowały jak popcorn".
Pożary na Maui zaczęły się we wtorek. Wspomagał je silny wiatr. Oficjalna przyczyna pożaru nie została jeszcze ustalona, ale wiadomo, że panująca na wyspie susza i silne wiatry stworzyły idealne warunki do błyskawicznego rozprzestrzeniania się ognia. Gubernator Green powiedział dziennikarzom, że pożar potrafił przemieścić się w ciągu minuty nawet na odległość 1,6 kilometra. (PAP)