Natalia Kawalec to nie tylko wokalistka, to również autorka tekstów, kompozytorka, która od wielu lat odnosi sukcesy, chociaż jest dopiero 19-latką. Natalia była finalistką polskiej edycji popularnego programu „The Voice Kids”, w którym wzięła udział w 2019 r. Jak sama przyznaje, była to dla niej niesamowita przygoda, od której wszystko się zaczęło. „Od tamtego dnia nic w moim życiu nie wygląda tak samo” – dodaje w wywiadzie udzielonym „Dziennikowi Związkowym”, w którym skupiliśmy się nie tylko na karierze Natalii Kawalec, ale jej głębokiej wierze. Utalentowana Polka ze Stanów Zjednoczonych jest sercem i duchem związana z polonijnym ruchem pielgrzymkowym, a po raz pierwszy trasę z Chicago do Merrillville pokonała, mając zaledwie kilka lat. Wtedy jeszcze z rodzicami w wózeczku dziecięcym, ale później już sama, zawsze ze śpiewem na ustach i sercem pełnym wiary, która jej towarzyszy przez całe życie.
Podcast „Dziennika Związkowego” powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM. Zaprasza Joanna Trzos
Joanna Trzos: Czy uważasz się za osobę głęboko wierzącą?
Natalia Kawalec: Tak, to prawda. Nie zawsze wypowiadam się na ten temat, ale jednak wszyscy ci, którzy są w moim życiu, dobrze to wiedzą. I ktokolwiek o to mnie zapyta, to zawsze jestem chętna, aby o tym porozmawiać.
Dodam tylko, że dzisiaj jako biżuterię masz łańcuszek z krzyżykiem. Czy ten krzyżyk ma dla Ciebie duże znaczenie?
– Krzyżyk ten dostałam, jak pamiętam, na moją pierwszą Komunię Świętą od moich rodziców, tak że zawsze go noszę. Bardzo, bardzo rzadko go ściągam. Zawsze też noszę różaniec na ręce.
A dlaczego nosisz właśnie różaniec?
– Różaniec, ponieważ jak zaczynam i kończę swój dzień, czyli rano, jak wstaję i wieczorem, kiedy kładę się spać, to się modlę. Zawsze mnie to uspokaja, zawsze jak coś trudnego się w moim życiu dzieje, czy zawsze przed wejściem na scenę, czy przed jakimkolwiek dużym wydarzeniem, po prostu trzy razy mówię: Jezu, ufam Tobie. I to nie musi być długa modlitwa, ale ważne, że po prostu ja wierzę w to, co mówię i to mnie naprawdę uspokaja. I wierzę, że Pan Bóg jest, i że mnie trzyma w opiece i wszystko będzie dobrze.
A czy wierzysz w to, że Bóg Cię prowadzi?
– Myślę, że każdy z nas ma w swoim życiu jakieś powątpiewania, jeśli chodzi o wiarę. I pomimo tego, że mam 19 lat, to już milion 200 razy się zastanawiałam, czy Bóg jednak istnieje. Jednak wiara jest czymś niesamowitym i kiedy już się zaczyna wierzyć, to pomimo tego, że czasami człowiek może mieć jakieś upadki w tej wierze, to tej wiary się nigdy nie traci. Pomimo tego, że czasami w życiu coś może się nie udawać, np. nie dostanę się na jakiś festiwal czy utwór nie pójdzie w tę stronę, co chcę, coś się stanie w rodzinie, to oczywiście jest to dramat i nie jest mi z tego powodu dobrze, ale wiem, że jednak Pan Bóg mnie prowadzi swoimi drogami i pomimo tego, że ja mogę się czasami z nimi nie zgadzać, to ja jestem tylko człowiekiem, który nie wszystko wie najlepiej.
W końcu mówimy: jak trwoga, to do Boga. Co przypomina nam o tym, że z Bogiem łączymy się wtedy, kiedy potrzebujemy jego pomocy. A jak wszystko układa się nam po naszej myśli, to bardzo często o nim zapominamy.
– Zgadzam się z tym. Czasami wszystko idzie po mojej myśli, wszystko jest super i o nic się nie martwię, i nagle jakiś upadek, i wtedy zadaję sobie pytanie: Panie Boże, dlaczego? I trzeba sobie po pierwsze moim zdaniem uświadomić, że to, co się złego w naszym życiu dzieje, to też nie jest wina Pana Boga, bo Bóg jest miłosierny i On nas kocha, że On nam nie daje złych rzeczy. My tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzy w przyszłości i możemy się z każdego doświadczenia tylko uczyć. I trzeba wierzyć, że Pan Bóg wie, co robi. I to już wiele razy w życiu zostało mi udowodnione.
Kiedy po raz pierwszy wzięłaś udział w Pieszej Polonijnej Pielgrzymce z Chicago do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w Indianie?
– Myślę, że jak miałam 3-4 latka i byłam w wózeczku. Moi rodzice już od wielu lat biorą udział w tej pielgrzymce. Pamiętam, jak jeszcze przed przeprowadzką do tego domu, gdzie teraz mieszkamy, jakieś 8 lat temu, moja mama, sprzątając garaż, wyciągnęła taki podwójny wózek i powiedziała: Natalia, ty siedziałaś tutaj, a twój brat obok. A jeszcze mama była wtedy w ciąży i wtedy tak szli na pielgrzymkę.
A potem w kolejnych latach już pewnie sama przemierzałaś te ponad 30 mil?
– Zawsze starałam się brać udział w tej pielgrzymce, ale po udziale w programie „The Voice Kids” kilka lat nie mogłam być, bo byłam z różnych powodów, w tym koncertów, w Polsce. Ale zawsze pomimo tego, że nie mogłam być na tej pielgrzymce, to sprawdzałam na Facebooku, jak tam dzielni pielgrzymi idą. Od ostatnich lat też biorę udział w diakonii muzycznej podczas pielgrzymki. Jest to naprawdę wspaniała rzecz, aby wielbić Boga, śpiewając i przemierzając te 30 mil.
To jest wielki trud, ale ludzie, nawet tacy jak ty, młodzi, zajęci swoim życiem, spełnianiem marzeń, podejmują ten trud. Dlaczego to robią?
– Fenomen polonijnej pielgrzymki sprawa, że idą ludzie niezależnie od ich wieku. To dzieciaki, które mają po dwa, trzy latka, które są w wózeczku prowadzone przez rodziców. Są ludzie starsi, w wieku 70-80 lat, i jest młodzież, silna polonijna młodzież, która bierze udział w tych pielgrzymkach. Po pierwsze, bo jest to moment, kiedy naprawdę możemy się zjednoczyć. Nie każdy z nas jest osobą mocno wierzącą, bo znam wielu ludzi, którzy też brali udział w tej pielgrzymce, a nie byli jeszcze w 100 procentach umocnieni w swojej wierze. Myślę jednak, że ta pielgrzymka jest takim jednym wielkim świadectwem, że każdy z nas jest w stanie się zjednoczyć i iść. Każdy z nas przychodzi na tę pielgrzymkę z jakimś celem, czy to, aby dziękować, przepraszać albo prosić Pana Boga o coś. I każdy z nas, niezależnie od wieku, ma jakiś swój ciężar życia, który niesiemy do Maryi. I myślę, że to jest właśnie piękne w tej pielgrzymce, że tak naprawdę to nie wiemy, co ta osoba obok nas, która przychodzi, przeżywa, a wszyscy możemy razem się modlić i wspierać w tych trudnych chwilach.
Kiedy ostatni raz brałaś udział w pielgrzymce?
– Brałam udział w ubiegłorocznej pielgrzymce.
To była jubileuszowa, 35. pielgrzymka. Jak ją wspominasz?
– Było naprawdę wspaniale, ponieważ była to pierwsza pielgrzymka od momentu, kiedy zaczęłam brać udział w Wokalnym Obozie Przetrwania (VOP). We wcześniejszym roku nie było pielgrzymki przez pandemię, a potem musiałam być w Polsce. Wcześniej też byłam częścią diakonii muzycznej i śpiewałam podczas tych trzydziestu mil. Szłam ze swoimi intencjami i chciałam po prostu śpiewać, aby jednak dzielić się tym talentem, który dostałam od Boga, bo taka jest prawda. I pamiętam, jak chyba w pierwszej godzinie, właśnie dostałam mikrofon i po prostu zaczęliśmy tam śpiewać różne piosenki. Na pierwszym postoju bardzo, bardzo dużo osób podchodziło do mnie i pytało się: „Natalia, czy to Ty?”. I to było naprawdę wspaniałe i bardzo, bardzo miłe, bo jednak ludzie znają mój głos i znają mnie teraz trochę z tej innej strony. To jest piękne, że właśnie ci ludzie mogli też podchodzić do mnie i dzielić się swoimi historiami, swoimi intencjami. I taka wspólna modlitwa się wtedy zrobiła. Dlatego kocham tę naszą chicagowską Polonię.
Te pieśni religijne, które się wykonuje w kościele, czy podczas pielgrzymek, jakie mają one dla Ciebie znaczenie? Jak się w ogóle je wykonuje? Czy inaczej niż to, co na co dzień śpiewasz?
– Na pewno inaczej. Może przypomnę, że zaczęłam śpiewać w Scholi Dzieci Pana Boga przy parafii Świętej Trójcy, kiedy miałam pięć lat. Potem tańczyłam w zespole Pieśni i Tańca Lajkonik. I to wszystko krążyło właśnie w tym takim gronie religijnym i w tym dorastałam. To w parafii dostałam swoją pierwszą solówkę, to tam właśnie ludzie mnie zauważyli. I zawsze wracam do tego z ogromnym sentymentem. Czy to przy pielgrzymce, czy w kościele, czy nawet na festiwalach religijnych. Te pieśni są mi bardzo bliskie, bo jednak są to słowa, które po prostu dotykają ludzkich serc.
W tym roku ta 36. pielgrzymka przejdzie pod hasłem „Przyjdź, zaprowadzę Cię do Jezusa". Jak Ty odbierasz to hasło?
– Jest ono piękne, bo pokazuje, że każdy z nas jest żywym świadectwem, że możemy właśnie po prostu iść w stronę Boga. Pan Bóg mówił przecież, że to my mamy szerzyć Jego Słowo i być ludźmi dobra, i to widać na tej pielgrzymce. Niektórzy mogą się zastanawiać: jest tyle zła na tym świecie, po co w ogóle iść w pielgrzymce? Ludzie nawracają się, umacniają swoją wiarę, właśnie w tej pielgrzymce.
Pielgrzymowanie jest mocno zakorzenione w polskim Kościele katolickim, a tutaj może nie być do końca rozumiane. Jak Twój udział w pielgrzymkach odbierali amerykańscy rówieśnicy?
– Wiele osób zawsze myśli, że to jest jakiś protest, że my idziemy właśnie protestować itd. I zawsze mówię, że nie, że każdy z nas po prostu ma w sercach tylko i wyłącznie miłość. I pomimo tego, że możemy być zdenerwowani na cały świat, albo nawet się złościć na Pana Boga z powodu jakiejś trudnej sytuacji życiowej, to idziemy jednak z miłością, aby po prostu pokazać ludziom, że Bóg istnieje, i że można żyć inaczej pomimo tych trudów życiowych, że można coś zrobić, żeby ta nadzieja w naszych sercach znowu zaistniała.
Jeżeli popatrzymy na Polonię, to niejako Kościół katolicki jest bardzo związany z utrzymaniem polskości w Stanach Zjednoczonych. Porozmawiajmy o nowym rozdziale Twojego życia, bo z Illinois przeniosłaś się do Nashville w Tennessee, gdzie studiujesz. Tam nie ma takiej Polonii jak w Chicago. Czy nie brakuje Ci tego?
– Tak, Polonii tam nie ma. To jest ciężkie, ponieważ pomimo tego, że umiem uczestniczyć w amerykańskiej mszy, to jednak polska msza święta jest po prostu jakoś bliższa mojego serca, bo jednak wychowałam się na polskich modlitwach.
Modlisz się po polsku?
– To jest właśnie bardzo ciekawe, bo chociaż się wychowałam w Stanach Zjednoczonych, to wolę się modlić po polsku. Kiedy właśnie wybierałam uczelnię, a miałam naprawdę kilka szkół do wyboru, i byliśmy na spotkaniu orientacyjnym, kiedy się poznaje szkołę i się decyduje, czy jednak chce się tam studiować. I jak byłam w Nashville, znalazłam na Instagramie ogłoszenie o spotkaniu University Catholic i poszłam tam. To jest właśnie taka organizacja, która łączy pięć różnych uniwersytetów na terenie Nashville. To jest taki dom w centrum miasta, gdzie można przyjść, spotkać się i ze sobą porozmawiać. W niedzielę są właśnie msze święte i zawsze jest 24-godzinna adoracja. I to mnie od razu przekonało.
Masz za sobą pierwszy rok studiów? Na jakim wydziale?
– Studiuję na Belmont University-Nashville w Tennessee muzykę i wokal, czyli to, co oczywiście kocham, ale także to, co się z tym łączy, czyli management w showbiznesie. Kierunek moich studiów to Commercial Music Voice and Music Business.
Słyszałam, że także pracujesz nad swoim pierwszym albumem.
– Zgadza się. Niedługo akurat już lecę do Polski, aby dalej pracować nad tą płytą. Będziemy już bardzo, bardzo niedługo, moi drodzy, wydawać następne single, sama już się nie mogę doczekać.
Czy możesz nam coś więcej powiedzieć? Jaki to będzie utwór? Twój ostatni singiel „Nie poddawaj się” (Not giving up) był bardzo głęboki. Poznaliśmy zupełnie inną Natalię Kawalec – dorosłą Natalię.
– Generalnie wszyscy zawsze mi mówią, że jakoś szybciej dorastałam. Myślę, że to właśnie słychać w tych moich tekstach. Kolejny utwór, który wydam po polsku, będzie z głębokim przesłaniem i z pięknym teledyskiem. Tak że nie mogę się doczekać. Tyle mogę na razie powiedzieć.
Nie możemy się doczekać! A na koniec – jeżeli faktycznie nie uda Ci się w tym roku wziąć udziału w pielgrzymce, to co mogłabyś powiedzieć wszystkim tym, którzy tam będą?
– Po pierwsze dziękuję, że Wy tam jesteście. Pan Bóg się cieszy, że Was tam widzi. Bardzo, bardzo, bardzo nad tym ubolewam, że mnie nie będzie. Ale wspieram Was mocno i wiem, że kiedy dojdziecie do celu, będziecie cieszyć się tą wspaniałą chwilą i razem wychwalać Pana Boga.
Czy twoja rodzina wybiera się na pielgrzymkę?
– Rodzina chyba się wybiera, tak że na pewno będzie tam moja krew.
Dziękuję Ci serdecznie za wspaniałą rozmowę!
Z Natalią Kawalec rozmawiała Joanna Trzos[email protected]
Zdjęcia z archiwum Natalii Kawalec