Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 00:31
Reklama KD Market
Reklama

Grzegorz Dziedzic: Piszę na żywioł…

Grzegorz Dziedzic: Piszę na żywioł…

Spotkanie autorskie w Art Gallery Cafe

Deszcz i zimno nie odstraszyły miłośników dobrego kryminału, którzy przybyli w niedzielne popołudnie 11 czerwca do Art Gallery Kafe w Wood Dale, by spotkać się z Grzegorzem Dziedzicem. Powodem spotkania była druga część jego chicagowskiej trylogii kryminalnej zatytułowana „Gangway”, która właśnie ujrzała światło dzienne. 


Zapis spotkania w Art Gallery Kafe


– Ten człowiek odniósł według mnie wielki sukces i to jest dla mnie bardzo ważne, że on tu dzisiaj jest. Grzegorz Dziedzic! – tak rozpoczął spotkanie Robert Bort, właściciel Art Gallery Kafe.  Pełna sala powitała tę zapowiedź brawami.

– Dla mnie, jako autora, to jest największa przyjemność i nagroda widzieć was tutaj. Dziękuję, że jesteście! – powiedział Grzegorz, przejmując mikrofon. I przez prawie półtorej godziny odpowiadał na pytania prowadzącego to spotkanie Daniela Bociągi z Radia WPNA 103.1 FM i licznie przybyłej publiczności.

Jak mogliśmy się dowiedzieć, o wiele więcej osób przyjechało do Art Gallery Kafe niż na spotkania z autorem w Polsce. Grzegorz Dziedzic był tam na przełomie maja i czerwca – wziął udział w tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, w Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie oraz spotkał się z czytelnikami w Bydgoszczy i Toruniu.

„Gangway” jest drugą częścią chicagowskiej trylogii kryminalnej. Pierwsza część, zatytułowana „Żadnych bogów, żadnych panów”, została wydana w listopadzie 2021 roku przez Wydawnictwo Papierowy Księżyc. W 2022 roku została nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru, gdzie dotarła do finałowej siódemki i podczas oficjalnej gali –  przy niemałym zaskoczeniu wszystkich obecnych na sali – to właśnie Grzegorz Dziedzic odebrał nagrodę główną. Książkę okrzyknięto debiutem roku, a autorem zainteresowało się Wydawnictwo Agora, które wydało „Gangway”. Kilka dni po Nagrodzie Wielkie Kalibru „Żadnych bogów, żadnych panów” dostało Nagrodę Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego właśnie za Kryminalny Debiut Roku. 

Teksty Grzegorza Dziedzica można było czytać jeszcze przed wydaniem jego książek, kiedy pracował jako dziennikarz w „Dzienniku Związkowym” i publikował między innymi swoje felietony, wzbudzające nierzadko dość gwałtowne reakcje czytelników . Jak wspomniał podczas spotkania Daniel Bociąga, już wtedy przekonał się, że autor ma „dobre pióro” i gdy usłyszał hasło „książka” spodziewał się swego rodzaju analizy politycznej. Gdy okazało się, że to kryminał, był zaskoczony, ale lektura „Żadnych bogów, żadnych panów” pochłonęła go błyskawicznie. Oczywiście musiały też paść pytania o research, fakty i szczegóły. – Czy ty naprawdę byłeś w tych wszystkich miejscach, które opisujesz? – zapytał Daniel. Odpowiedź Grzegorza była krótka: – No tak. 

Akcja „Żadnych bogów, żadnych panów” dzieje się w 1918 roku, a „Gangwayu” kilka lat później, w 1921 r. Obie książki wymagały więc od autora sporego researchu historycznego. Pomagało mu w tym kilka osób, stosy książek i materiałów źródłowych, a także dwa nazwiska znane wszystkim miłośnikom polonijnej i chicagowskiej historii – emerytowanego profesora Columbia College Dominika Pacygi i historyka Daniela Pogorzelskiego. Klimat codziennego życia jest w obydwu częściach zarysowany z niezwykłą dokładnością i niemal perfekcyjnie. Wiele z opisanych w nich miejsc już nie istnieje. Całkiem inaczej wygląda obecnie dzielnica Back of the Yards, która jest tłem pierwszej części trylogii chicagowskiej. Zmienił się także Polonijny Trójkąt, gdzie głównie rozgrywa się akcja części drugiej. 

Jak sam autor przyznaje, dotychczasowy sukces „Żadnych bogów, żadnych panów” postawił wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o jakość opowiadanej historii.

– Czy łatwo się pisze drugą część, mając świadomość, że ta pierwsza spotkała się z tak dobrym przyjęciem? Czy jest presja? – spytał Daniel Bociąga.

– Na szczęście, kiedy dostałem Wielki Kaliber, to już miałem napisane połowę „Gangwayu”. Gdzieś tam trochę z tyłu głowy są oczekiwania. Nie powiem, że nie myślę o tym, żeby to nie było gorsze, bo wstyd byłoby napisać teraz taką gorszą książkę. Ale nie siadam do pisania z takimi oczekiwaniami wobec siebie, że teraz muszę napisać wybitny rozdział, wybitny kolejny akapit. Siadam do pisania, to tak naprawdę wszystko znika, a ja się pogrążam w tej historii. Jak się z tego wynurzam, to na drugi dzień to redaguję. Czasem jest to bardzo dobre, czasem jest to średnie. I tyle. Zależy mi na opinii czytelników, żeby państwu się książki podobały. To jest oczywiste. Ale to nie jest moja pierwsza motywacja. Pierwsza, to chciałbym napisać taką książkę, którą sam bym z przyjemnością przeczytał, a że jestem dosyć wymagającym odbiorcą literatury, to staram się po prostu nie pisać chłamu – odpowiedział Dziedzic.

Jeden z czytelników uczestniczących w spotkaniu próbował lansować tezę, że obydwie części trylogii chicagowskiej raczej nie są za skierowane do kobiet czytelniczek – m.in. ze względu na dość mocne krwawe sceny przemocy i morderstw. Zapytał: – W jaki sposób udało ci się osiągnąć to, że dziś na spotkaniu siedzą kobiety, a wydawałoby się, że jest to powieść męska, ostra, gwałtowna i nie ma tam miejsca dla kobiet?

Sądząc jednak po liczbie kobiet zgromadzonych na widowni i ich reakcji, teza ta absolutnie w tym przypadku nie ma racji bytu. A sam autor od razu zastrzegł, że nie dzieli literatury na powieści męskie lub kobiece. – Są powieści dobre albo złe – odpowiedział. 

Padło także pytanie o techniczną stronę pisania książek. Tutaj autor przekonywał, że nie ma pedantycznie poukładanego podejścia do pisania, a raczej lubi siebie zaskoczyć, co procentuje też tym, że równie zaskoczony będzie czytelnik książki. 

– Chcę, żeby moja literatura była gwałtowna i wywoływała emocje. A żeby to osiągnąć, muszę sam siebie zaskoczyć. A sam siebie zaskoczyć mogę, pisząc, jak to mówią, na żywioł – cierpliwie odpowiadał autor.

Niewątpliwie to zaskakiwanie działa, bo czytając „Gangway”, ciężko jest odłożyć tę książkę po skończeniu rozdziału. Zawsze pozostaje w czytelniku ta potrzeba, żeby przeczytać kolejny rozdział, i kolejny, aż do rozwiązania każdej z zagadek i finału opowiadanej historii. Nawet jeśli zegar wskazuje dość późną porę. Podobnie jest z „Żadnych bogów, żadnych panów”, co potwierdziły głosy obecnej na sali publiczności i co mogę dodać z własnego doświadczenia.

Nie można też nie wspomnieć o tym – a padło to także podczas niedzielnego spotkania – że obie części trylogii są zapisem historii Polonii. Historie i główny bohater Teodor Rucki są wprawdzie fikcyjne, ale miejsca, niektóre postacie i rozgrywające się przy okazji wydarzenia historyczne już nie. Przełamuje to na pewno znany stereotyp, że chicagowska Polonia to nieistniejące już „Jackowo”. A tymczasem akcja „Żadnych bogów, żadnych panów” czy „Gangwaya” nawet przez chwilę na „Jackowo” nie zagląda. 

Po części oficjalnej spotkania w Art Gallery Kafe była okazja zdobyć autograf autora i zamienić z nim kilka słów już bez włączonych mikrofonów. Już dziś możemy się spodziewać takiego spotkania w tym samym miejscu po premierze trzeciej i ostatniej części trylogii. Nastąpi to prawdopodobnie w połowie 2024 roku.

Tekst: Ewa Malcher[email protected]Zdjęcia: Peter Serocki[email protected]


PSV_2560

PSV_2560

PSV_2555

PSV_2555

PSV_2551

PSV_2551

PSV_2542

PSV_2542

PSV_2541

PSV_2541

PSV_2539

PSV_2539

PSV_2536

PSV_2536


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama