Po raz ostatni widziałem polonijną Paradę Dnia Konstytucji 3 Maja prawdopodobnie w 1968. Wtedy miałem 20 lat i wciąż mieszkałem z rodzicami, kilka domów na wschód w Humboldt Park. To był ostatni raz, ale nie pierwszy.Po raz pierwszy widziałem ją w wieku około 7 lat. Pamiętam, jak trzymałem za rękę mojego tatę i staliśmy przy pomniku Kościuszki, gdzie kończyła się parada. Drugą rękę mój tata trzymał na swoim sercu, słuchając starszego polskiego generała. Generał przeżył nazistów i komunistów i mówił z odwagą i nadzieją o tym, co Polska znaczy dla nas wszystkich i jak nigdy nie powinniśmy zapomnieć kraju, z którego pochodzimy oraz ważnych lekcji, które zostały nam udzielone.Tak, 3 Maja to była zawsze wielka rzecz dla moich rodziców. Przygotowywali dom na przyjście wszystkich polskich przyjaciół, którzy mieli świętować z nami po paradzie i przemowie. Sprzątaliśmy mieszkanie, aż wszystko było perfekcyjnie czyste. Moja mama nawet prała i prasowała wszystkie zasłony w domu. Później rodzice upewniali się, że jest wystarczająca ilość jedzenia i napojów na przybycie wszystkich znajomych. Przygotowywaliśmy kiełbasę, smalec, surówkę, śledzie i moje ulubione pierogi nadziewane kapustą i grzybami. Nie oszczędzaliśmy też na napojach. Mój tata szedł do ulubionego sklepu monopolowego na Division i brał kilka skrzynek piwa, kilka butelek wódki i koniaku oraz spirytus. Chciał być gotowy na całe świętowanie, śpiewanie i tańce, które rozpoczną się, jak tylko skończy się parada. Chciał być także gotowy na wszystkie wspomnienia przyjaciół i opowieści, za co kochają Polskę.Ale moją ulubioną rzeczą nie było świętowanie po paradzie czy przemówienia sławnych osób jak Robert Kennedy czy Richard Nixon.Moją ulubioną częścią było oglądanie parady, która wiła się krętymi, wysadzanymi drzewami alejami w Humboldt Park.Uwielbiałem patrzeć, jak dziewczęta i chłopcy – z których niektórzy byli moimi kumplami – tańczą obok mnie w swoich polskich strojach ludowych. Uwielbiałem patrzeć na dziewczyny w kwiecistych wiankach na głowach z długimi i kolorowymi wstęgami powiewającymi na wietrze w słońcu. Uwielbiałem też oglądać ich długie suknie z dziesiątkami wyhaftowanych na nich kwiatów. Oglądałem ich, jak tańczą przede mną i wyobrażałem sobie, jakie byłoby moje życie, gdyby moim rodzicom udało się jakoś wrócić po wojnie do Polski.Ale nawet wtedy, mając 8-9 lat, wiedziałem, że to niemożliwe. Ojciec opowiadał mi już historie o próbie powrotu do Polski z obozu dla przesiedleńców w Niemczech i strzelaniu do niego przez rosyjskich żołnierzy. A moja mama opowiadała mi o swoim bracie, który opuścił obóz dla przesiedleńców i po wojnie wrócił do Polski pociągiem sponsorowanym przez ONZ. Kiedy wysiadł z pociągu w pobliżu swojej wsi, Rosjanie aresztowali go i zesłali do obozu jenieckiego na Syberii. Zginął w tym obozie.Lubiłem oglądać polsko-amerykańskie dzieci tańczące na ulicy i maszerujące przede mną, i lubiłem słuchać kapel jadących na rydwanach, które grały polskie piosenki – ulubione piosenki moich rodziców przed wojną. Ale wiedziałem, że to jest Ameryka i tutaj pozostaniemy na zawsze.
What the May Day Parade Taught Me
The last time I saw the May 3rd Polish Constitution Parade was probably in 1968. I was 20 years old then and still living with my parents just a few doors east of Humboldt Park. It was the last time, but it wasn’t the first time.The first time was probably when I was about 7. I remember holding my dad’s hand as we stood by the statue of Kosciusko at the end of the parade route. My dad’s other hand was on his heart as he listened to an old Polish general. He had survived the Nazis and the Communists, and he talked with courage and hope about what Poland meant to all of us and how we should never forget the country we came from and the important lessons it taught us.Yes, May 3rd was always a big deal to my parents. They would prepare the house for all their Polish friends who they knew would be coming to celebrate with us after the parade and after the speech. We would clean our apartment and make sure everything was perfect. My mom would even wash and iron all the curtains in the house. Then my parents would make sure that there was plenty to eat and drink once their friends arrived. We would prepare kielbasa, smalec, surowka, pickled herrings, and my favorite pierogi, the ones stuffed with mushrooms and sauerkraut. And we wouldn’t skimp on the drinks either. My dad would go down to his favorite liquor store on Division and pick up a couple cases of beer and some bottles of vodka and cognac and, of course, grain alcohol. He wanted to be ready for all the celebrating and singing and dancing that would start after the parade was over. He wanted to be ready too for all his friends sharing their memories about what they loved about Poland.But my favorite part wasn’t the party afterwards or the speeches by famous people like Robert Kennedy or Richard Nixon.My favorite part was watching the parade meandering through the curvy, tree-lined drives in Humboldt Park.I loved seeing the girls and boys – some of whom were my pals – dancing past me in their Polish folk costumes. I loved seeing the girls wearing flower wreaths on their heads with long, colorful ribbons weaving in the wind and the sun. I also loved seeing their full-length dresses with dozens of flowers embroidered on them. And the boys were dressed up too, in dark waistcoats and striped pants and boots and wearing caps with peacock feathers and ribbons. Watching them dance by me, I imagined what life would have been like for me if somehow my parents could have made it back to Poland after the war.But I knew even then when I was 8 or 9 that that would have been impossible. My father already had told me stories of trying to get back to Poland from the Displaced Persons camp in Germany and having Russian soldiers shooting at him. And my mother had told me about her brother who had left the DP camp and gone back to Poland after the war on a UN-sponsored train. When he stepped off the train near his village, the Russians arrested him and sent him to a prison camp in Siberia. He died in that camp.I loved seeing the Polish-American kids dancing in the street as they marched past me, and I loved hearing the bands on the floats playing the Polish songs my parents loved before the war, but I knew that this was America and here is where we would always stay.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.