Redakcja
Gdy myślimy o straży pożarnej, pierwsze co przychodzi do głowy to gaszenie pożarów i reagowanie na nagłe przypadki medyczne. Jednak coraz częściej jest to inny rodzaj interwencji, związanych głównie z wezwaniami „pomocy cywilnej”.
W zeszłym roku departament odpowiedział na ponad 41 tys. takich wezwań. To o 69 procent więcej niż w 2019 roku.
Głębsza analiza pokazuje, że tylko z 14 miejsc – z których pochodziły wezwania do pomocy „nie w nagłych wypadkach” – dzwoniono aż ponad 200 razy w roku. Spośród nich sześć dzwoniło ponad 300 razy – czyli prawie raz dziennie.
Dla porównania, według departamentu w ubiegłym roku doszło do 1094 pożarów budynków.
Strażacy poważnie traktują swoje hasło: „Jesteśmy tam, gdzie nas potrzebujesz”, ale eksplozja wezwań do „pomocy cywilnej” powoduje drenaż zasobów.
„Jesteśmy uważani za tych, którzy mogą rozwiązać wszystkie problemy” – powiedział rzecznik związku zawodowego strażaków (Chicago Firefighters Union Local 2) – Patrick Quane. „Jeśli masz problem i nie masz rozwiązania – zadzwoń po straż pożarną, a to stąpanie po cienkiej linii” – dodał.
Niektóre podmiejskie straże pożarne dopuszczają ograniczoną liczbę bezpłatnych asyst, ale potem zaczynają pobierać opłaty od mieszkańców.
Do niedawna nie było planów wprowadzenia takich opłat dla mieszkańców Chicago, ale odpowiednie przepisy, wspierane przez związek zawodowy strażaków, zostały zaproponowane na początku tego roku w parlamencie stanu Illinois. Mają one umożliwić miastu pobieranie opłat od domów opieki i innych obiektów za usługi tzw. „lift-assist”. Projekt ustawy jest przedmiotem debaty i czeka na głosowanie.
Rzecznik straży pożarnej powiedział, że miasto uruchomiło program pilotażowy, mający na celu zmniejszenie obciążenia departamentu. Jego zadaniem będzie połączenie osób potrzebujących „lift-assist” i usług niezwiązanych z nagłymi sytuacjami z innymi agencjami miejskimi, które są w stanie pomóc.
(DC)
