Ponad 70 tys. dolarów zebrano do czwartku na stronie GoFundMe na koszty związane z pogrzebem Very Kisliak i jej dwóch córek – 7-letniej Vivian i 4-letniej Amilii zamordowanych niedawno w domu w Buffalo Grove. Policja podała w poniedziałek, że przyczyną śmierci wszystkich pięciu osób, znalezionych martwych w rezydencji, było najprawdopodobniej morderstwo i samobójstwo dokonane przez głowę rodziny, Andreia Kisliaka. Okoliczni mieszkańcy i społeczność białoruska wciąż nie mogą otrząsnąć się po tragedii. Tymczasem akta sądowe ujawniają mrożące krew w żyłach szczegóły pożycia małżeńskiego pary w ciągu ostatnich miesięcy.
„Nie mam siły rozmawiać” – napisała „Dziennikowi Związkowemu” mieszkająca w Polsce siostra zamordowanej Very, Olya, prosząc o wyrozumiałość i uszanowanie prywatności rodziny.
„Nigdy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia” – napisała o Andreiu Kisliaku w korespondecji z „Dziennikiem Związkowym” Natasha Kuzmenko, koleżanka Very z sąsiedztwa i organizatorka zbiórki na platformie GoFundMe. „Ale układałam to sobie w głowie przez szacunek dla Very i jej córek”.
Kuzmenko poznała Verę w 2017 r., kiedy obie wprowadziły się do tej samej okolicy. Szybko się zaprzyjaźniły, gdyż miały dzieci w tym samym wieku. Zapytana, czy Vera kiedykolwiek skarżyła się na męża, Kuzmenko opowiedziała: „Przed rozwodem w bardzo niewielkim stopniu – tu i ówdzie zwykłe małżeńskie nieporozumienia. Nawet jeśli zdarzała im się większa kłótnia, nie przywiązywałam do tego większej wagi. Teraz wiadomo, że po złożeniu pozwu rozwodowego sprawy szybko potoczyły się w dół”.
W weekend po tragedii w Buffalo Grove na platformie GoFundMe pojawiła się zbiórka funduszy na „odpowiednie pożegnanie Very i dziewczynek” pod hasłem „In Loving Memory of Vera Kisliak, Vivian, Amilia”. Według organizatorki rodzina Very, w tym siostra i 87-letnia babcia mieszkają za granicą. „Jak można sobie wyobrazić, nie były w ogóle przygotowane na ciężar finansowy, jaki wiąże się z odpowiednim pogrzebem, pochówkiem i kosztami transportu do rodzinnej miejscowości” – czytamy w opisie zbiórki.
Zebrane fundusze, które w czwartek rano sięgnęły blisko 71 tys. dol., znacznie przekroczyły docelową sumę 50 tys. dolarów, którą – jak napisała Kuzmenko – udało się zebrać już w ciągu pierwszej doby.
Według komunikatu prasowego policji z Buffalo Grove z 5 grudnia, dotychczasowe dowody w śledztwie – w tym te zgromadzone na miejscu zdarzenia, informacje uzyskane przez śledczych i badania koronera powiatu Lake – wstępnie wskazują na to, że „Andrei Kisliak jest odpowiedzialny za własną śmierć i swoich członków rodziny”.
Sekcje zwłok wszystkich pięciu ofiar wykazały dzień po zabójstwie, że zmarły one wskutek ran zadanych ostrym narzędziem.
Według władz, 39-letni Kisliak najprawdopodobniej zabił córki, 4-letnią Amilię i 6-letnią Vivian, 36-letnią żonę Verę i 67-letnią Lilię Kisliak, której pokrewieństwo nie zostało oficjalnie potwierdzone. Znajoma rodziny powiedziała jednak mediom, że we wrześniu do domu wprowadziła się matka Andreia, która miała pomóc w opiece nad dziewczynkami. „Wygląda na to, że następnie Andrei sam zadał sobie rany, wskutek których poniósł śmierć” – napisał szef policji z Buffalo Grove Brian Budds w komunikacie prasowym.
W środę, 30 listopada około 11 am policja przybyła do okazałego domu jednorodzinnego przy 2830 Acacia Terrace w odpowiedzi na zgłoszenie dotyczące sprawdzenia bezpieczeństwa mieszkającej tam kobiety. Jak powiedział szef policji, zgłoszenie wpłynęło od kogoś z jej pracy, w której się nie stawiła krytycznego dnia. Ponieważ nikt nie otwierał drzwi i nie odpowiadał na wezwania policji, funkcjonariusze zdecydowali się sforsować wejście. Podczas przeszukania domu znaleziono pięć ciał – troje dorosłych i dwoje dzieci. Scenę, którą zastali funkcjonariusze w rezydencji, szef miejscowej policji Brian Budds nazwał „przerażającą”. Od początku policja podawała, że śmierć pięciu osób była rezultatem „sytuacji domowej”. W domu znaleziono też martwe zwierzę.
W czwartek śledztwo było nadal aktywne, a policja nie ujawniała informacji na temat narzędzia zbrodni oraz miejsca, gdzie ciała zostały znalezione. Jednak dokumentacja sądowa powiatu Lake daje pewien wgląd w życie imigranckiego małżeństwa z 9-letnim stażem oraz mrożące krew w żyłach szczegóły dotyczące zachowania Andreia w ostatnich miesiącach.
Co działo się w domu przy Acacia Terrace
Nie wiadomo, dlaczego 1 listopada Vera Kisliak zgodziła się na powrót do domu w Buffalo Grove swojego męża Andreia Kisliaka, z którym była w trakcie burzliwego rozwodu. Mężczyzna od miesięcy prześladował ją i groził jej. Wiadomo natomiast, że decyzja ta okazała się tragiczna.
W lipcu br. para złożyła pozew o rozwód. Żona powiedziała sądowi między innymi, że mąż sprowadzał do domu prostytutki, zażywał narkotyki, w tym marihuanę i kokainę, w nocy grał głośną muzykę, zabrał jej samochód i śledził ją. Para miała posiadać cztery samochody marki BMW. Przy jednej okazji, gdy matka chciała zawieźć dzieci do szkoły, Andrei Kisliak odmówił żonie kluczyków do któregokolwiek z nich. Sam też nie chciał zawieźć dzieci do szkoły. Gdy Vera Kisliak poprosiła kogoś z sąsiadów o podwiezienie, mąż miał udać się za rodziną, „nagrywając ją, poniżając i krzycząc” – wynika z dokumentów sądowych.
W dokumentacji znalazł się również najbardziej mrożący krew w żyłach zapis – Andrei miał grozić Verze, że ją zabije i „oszpeci w taki sposób, że nikt jej nie rozpozna”. Miał też powiedzieć, że zabije jej rodzinę w Białorusi oraz siostrę w Polsce.
Prawnik Very Kisliak napisał w dokumentach sądowych, że „Andrei jest niezrównoważonym człowiekiem, który jest w stanie zrobić wszystko”.
W sierpniu sąd powiatu Lake przyznał Verze wyłączność na posiadanie domu i zabronił Kisliakowi wstępu bez zezwolenia sądu lub obecności policji. Jednak we wrześniu Vera zgłosiła sądowi, że mąż wszedł do domu bez pozwolenia. Wezwano policję, która miała odprowadzić Kisliaka do hotelu, w którym się zatrzymał. Na pożegnanie miał powiedzieć Verze, że zobaczą się nazajutrz. Kobieta skarżyła się, że mimo nakazu sądowego Andrei „robił, co chciał” i zjawiał się w domu, kiedy chciał.
We wrześniu Vera miała uzyskać nakaz ochrony przeciw Kisliakowi, który mąż naruszył dwa tygodnie później. Został aresztowany, lecz wyszedł po wpłaceniu kaucji w wysokości 5 tys. dolarów.
Podczas przesłuchań w sprawie rozwodu, jak i naruszenia nakazu ochrony, Andrei często był wybuchowy i arogancki. Za obrazę sądu został nawet skazany na pięć dni więzienia.
Według dokumentacji, 5 października Andrei Kisliak złożył wniosek o wycofanie swojego pozwu rozwodowego. Dzień wcześniej sądowy nakaz zbliżania się do domu i żony został przedłużony. Kisliak miał sam reprezentować się w sądzie po tym, jak dwóch prawników zrezygnowało z prowadzenia jego sprawy.
Ostatecznie, 1 listopada sąd zezwolił Kisliakowi wycofać swoją petycję rozwodową, choć postępowanie było kontynuowane w ramach petycji Very. Sąd zezwolił mu również na powrót do domu. Zgodnie z nakazem sądowym, miał przedstawić dowody swoich starań o znalezienie kilku prac, zwrócić żonie pieniądze za niezbędne wydatki i przekazać jej akt własności jednego z samochodów. Małżeństwo miało spać w oddzielnych sypialniach.
Para zmagała się również z trudnościami finansowymi. Kisliak w tym czasie nie pracował i musiał sprzedać kilkanaście luksusowych lodówek, żeby opłacić rachunki. Według dokumentacji, dzień przed tragedią w domu przy Acacia Terrace, już objętego foreclosure, odbyło się przesłuchanie w sprawie jego sprzedaży.
Mimo burzliwej historii, podczas przesłuchania w sprawie rozwodowej 1 listopada para zwróciła się do sądu o modyfikację nakazu ochrony i zezwolenie na ponowne wprowadzenie się Kisliaka do domu.
Sędzia powiatu Lake Marnie Slavin musiała mieć wątpliwości, gdyż do nakazu dołączona była ręcznie napisana notatka o następującej treści: „Sąd zdecydowanie odradzał ten układ, jednak strony chcą postępować zgodnie z porozumieniem”.
Co wiadomo o małżeństwie Kisliaków
Według dziennika „Chicago Sun-Times” we wrześniu Kisliak miał zadzwonić z więzienia do agentki nieruchomości, 60-letniej Olgi Lysenko, aby ta wykupiła go z więzienia. Lysenko znała rodzinę i zabierała dziewczynki na wizyty u ojca.
Kobieta powiedziała gazecie, że urodzony w Białorusi Kisliak poznał Verę przez znajomych i wielokrotnie ją odwiedzał, zanim para pobrała się w 2013 roku w Mińsku. Dom przy Acacia Terrace mieli kupić parę lat po ślubie. Andrei miał włożyć w niego mnóstwo pieniędzy. Według znajomej, z reguły miał kilka prac – między innymi jako trener tenisa.
Lysenko wspomina, że małżeństwo było „piękną” i „zakochaną” parą. W sprawie rozwodu Kisliak powiedział jej, że wraz z żoną chodzą na terapię i na pewno się pogodzą.
Okoliczni mieszkańcy są wstrząśnięci i zszokowani zdarzeniem, do którego doszło na spokojnej i bezpiecznej ulicy rezydencyjnej. Niektórzy sąsiedzi w rozmowie z mediami mówili, że policja bywała w domu w ostatnim czasie, inni z kolei opisywali mieszkańców jako „normalną rodzinę”, choć raczej trzymającą się na uboczu.
„Vera była oddaną i kochającą mamą uwielbiającej zabawę, energicznej, zawsze uśmiechniętej 7-letniej Vivi i delikatnej, miłej i słodkiej 4-letniej Amilushi. Robiła wszystko, aby zapewnić im bezpieczeństwo i szczęście” – napisała Kuzmenko o ofierze na GoFundMe.
W korespondencji z „Dziennikiem Związkowym” dodała, że Vera zawsze wyróżniała się niezwykłą urodą i nieskazitelnym stylem. „Dziewczynki zawsze były ładnie ubrane i miały urocze fryzury”.
Dzieci Natashy i Very często bawiły się razem – latem w parku, a zimą w domu jednej lub drugiej rodziny. Kuzmenko stwierdziła, że Andrei nigdy nie zrobił na niej dobrego wrażenia, lecz tak naprawdę miała z nim do czynienia jedynie przy okazji większych imprez, jak przyjęcia urodzinowe.
Agentka nieruchomości Julia Alexander tak z kolei napisała o Verze na Facebooku: „Vera była znajomą kilku moich klientów. Przychodziła na nasze seminaria inwestycyjne, a później na rozmowę o pracę (…) Nie wierzyła za bardzo w siebie, ale ja w nią tak. Widziałam w niej potencjał i starałam się ją o tym przekonać. Bardzo starała się zdobyć pracę, być samowystarczalna, wspierać rodzinę, a jednocześnie być dobrą mamą obecną w życiu córek. Po kilku latach spędzonych w domu, wychowując dzieci, zaczynała samodzielnie stawiać kroki w życiu i stawać na nogi. To ogromna, bezsensowna strata”.
W czwartek, 8 grudnia termin uroczystości pożegnania matki i córek nie był jeszcze znany, lecz miał się pojawić w ciągu najbliższych dni.