Porównania to jedna z ciekawszych konstrukcji językowych, która ułatwia porozumiewanie się. Dzieje się tak ponieważ możemy wyjaśnić , co mamy na myśli, przywołując cechy innego, znanego zjawiska/przedmiotu… Idąc tym właśnie tropem i wsłuchując się w najróżniejsze porównania, choćby reprezentacji piłkarskich biorących udział w trwających Mistrzostwach Świata, wpadła mi do głowy pewna myśl.
Grudzień jest trochę jak nasze dzieci… I być może ktoś zapyta: Jak to? Z której strony? Jak można nasze wyjątkowe dzieci porównywać z takim przeciętnym miesiącem? A jednak… Trochę z przymrużeniem oka, ale też niekiedy całkiem poważnie napiszę o tym, co skłoniło mnie do takich właśnie przemyśleń.
Wyczekany i zaskakujący
Ludzka pamięć ma to do siebie, że dość szybko usuwa w cień wszystkie trudne, czy też mało przyjemnie przeżycia. Na to miejsce, pojawiają się usprawiedliwienia, nadzieje i niekiedy zupełnie bezpodstawna wiara, że jakoś to będzie. To właśnie dzięki takim prostym mechanizmom, jesteśmy w stanie „zaryzykować” posiadanie drugiego dziecka (a niekiedy i trzeciego…), czy też oczekiwać kolejnych świąt, nawet okupionych trudnymi spotkaniami przy wspólnym stole.
Każdego roku wizja tego magicznego czasu świątecznego chwyta nas za serca. Dodatkowego klimatu nadają komedie romantyczne, w których wśród zimowych śniegów, zawieruchy i przedświątecznej gonitwy, otwieramy się na drugiego człowieka, zauważamy i potrafimy docenić. Grudniowy czas, to magiczny czas, w którym wszystko staje się możliwe.
Jednocześnie grudzień potrafi nas zaskoczyć. Prawdopodobnie najbardziej pogodą, która rokrocznie zaskakuje polskich drogowców, ale również niespodziewanymi upominkami pod choinką. Z tymi bywa przecież bardzo różnie, a zaskoczenie może kryć się zarówno w trafności prezentu (lub jej braku), jak i w całej oprawie.
Bardzo podobnie bywa z dziećmi. Czekamy na nie niecierpliwie przez dziewięć długich miesięcy, karmiąc się pięknymi obrazkami z filmów i reklam, gdzie wszyscy są uśmiechnięci i zrelaksowani. Czekamy na pierwszy krzyk, upragnione spotkanie, a jednak początki bardzo często bywają trudne. Zaskoczenia skrywają się w prostych sytuacjach, kiedy to nasz maluch nie jest przykładem książkowym, a raczej buntownikiem, specyficznym pod każdym niemal względem.
Okazja do nauki
Te wszystkie odstępstwa od normy, zaskakujące nas „przewroty” są z jednej strony wyzwaniem, któremu trzeba stawić czoło, ale z drugiej potrafią być świetną okazją do nauki. Na szczęście nie jest to nauka taka jak w szkole, według 3Z: Zakuć, Zaliczyć i Zapomnieć. Wiedza zdobyta w codziennej nauce życiowej, zostaje z nami na dłużej i przydaje się w najróżniejszych dziedzinach.
Tak jak pisałam ostatnio, grudzień jest idealnym miesiącem na ćwiczenia uważności. Być może to właśnie dzięki niej, wiele osób jest w stanie przetrwać ten wymagający i pełen napięć czas, kiedy wchodzimy na zupełnie nowe poziomy: organizacji, kreatywności, a także cierpliwości. Taką wiedzę i umiejętności możemy wykorzystywać przez cały rok w wielu innych sytuacjach stresowych, a także pomiędzy nimi, aby być lepiej przygotowanym kiedy nadejdą.
Dla niejednego rodzica ta właśnie rola życiowa jest jedną z najważniejszych lekcji, jakie odbiera w życiu. Z jednej strony uczymy się rozumieć innych, a z drugiej również siebie. Kluczem do tego okazują się emocje, kiedy to dowiadujemy się, że nie ma sensu z nimi walczyć. Kiedy próbujemy je zagłuszać, czy też zaprzeczać im, prędzej czy później dojdą do głosu i odbija się to przysłowiową czkawką.
Dzieci są dla nas swego rodzaju lustrem, w którym możemy się przejrzeć. Warto jednak pamiętać, że zobaczymy tam rzeczy, które mogą się podobać, a także takie, których nie chcemy widzieć zarówno u dzieci, jak i tym bardziej u nas samych. Nie ma sensu odwracać wzroku, czy próbować zaprzeczać temu, co widzimy. Znacznie lepszym rozwiązaniem będzie odszukanie źródeł takich zachowań i praca nad zmianą pewnych schematów, które mogą nas uwierać, które przestały nam już służyć.
Zimno, ale…
Na koniec postanowiłam wrócić do pogody, która w grudniu wydaje się być łatwa do przewidzenia. Początek zimy, więc nie ma co spodziewać się upałów… A jednak. Wspólna radość z Bożego Narodzenia, te wyrwane krótkie chwile, gdy czas się zatrzymuje, jesteśmy razem i skupiamy się na sobie, potrafimy wsłuchać się w siebie samych i siebie nawzajem, to wszystko sprawia, że robi się cieplej. Kiedy nasze serca rozpalają się miłością, bliskością i poczuciem wspólnoty, nawet mrozy na zewnątrz przestają być aż tak uciążliwe. Pamiętajmy zatem o tym, aby utrzymywać odpowiednią temperaturę naszych uczuć.
Takie starania o utrzymanie ciepła rodzinnego i bliskości, nabiera szczególnego znaczenia w odniesieniu do naszych dzieci. Na początku, kiedy są jeszcze maluchami, to my jesteśmy dla nich całym światem. Kiedy jednak zaczynają dorastać, stawać się coraz bardziej samodzielne, niezależne, bywa że nasze relacje dość mocno się ochładzają. Wiatry, chłody, a nawet mrozy, przychodzą z kolejnymi ostrymi słowami wypowiedzianymi w nerwach, których często żałujemy, ale nie możemy cofnąć. Jednocześnie, warto pamiętać, że nawet kiedy nie ma już między nami wielkiego płomienia miłości, pozostaje żar, o który warto powalczyć, nawet jeśli trzeba czasami przyznać się do błędu i otworzyć, wpuszczając nieco świeżego powietrza.
Piszę i myślę sobie, że warto wykorzystać ten grudzień, aby poszukać zarówno w nim, jak i w naszych dzieciach, czegoś wyjątkowego, czego być może jeszcze nigdy wcześniej nie dostrzegliśmy… Spróbujemy?
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!