W Jezuickim Ośrodku Milenijnym w Chicago odbyła się 17 października inauguracja cyklu spotkań o historii Polski z edukatorami Instytutu Pamięci Narodowej. Wykłady zostały zorganizowane pod auspicjami IPN i Zrzeszenia Nauczycieli Polskich przez koordynatorów Przystanku Historia w Chicago. Uczestnicy spotkania w JOM wysłuchali wykładu o Powstaniu Wielkopolskim.
Dr Piotr Grzelczak z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Poznaniu, przedstawiając uwarunkowania historyczne i społeczne przed wybuchem jedynego zwycięskiego polskiego powstania, mówił o społeczeństwie polskim żyjącym w zaborze pruskim i zachodzących zmianach w jego świadomości politycznej, poczynając od Kongresu Wiedeńskiego aż do momentu przyjazdu Ignacego Paderewskiego do Poznania 26 grudnia 1918 roku i rozpoczętego dzień później zwycięskiego zrywu Wielkopolan.
Kongres Wiedeński w 1815 roku kończy okres wojen napoleońskich nowym ładem w Europie. Wielkopolska, która była częścią Księstwa Warszawskiego, zostaje podzielona na dwie części. Zachodnia z Poznaniem jako głównym ośrodkiem Księstwa Wielkopolskiego trafia pod jurysdykcję Prus, gdzie ponad 100 lat później miał miejsce zryw powstańczy, natomiast wschodnia część z Kaliszem, Koninem, Turkiem i Kołem trafia do „Kongresówki”, czyli zaboru rosyjskiego.
Początkowo król pruski Fryderyk Wilhelm gwarantował pewną dozę swobód i autonomii dla Polaków. Miało być szkolnictwo i administracja w języku polskim. Bardzo szybko się okazało, że te zapowiedzi nijak się mają do rzeczywistości. Rozpoczęły się prześladowania w szkolnictwie, rugowanie z majątków itp. W Wielkopolanach rodzi się opór. W 1830 roku bardzo licznie uczestniczą w Powstaniu Listopadowym, które wybuchło w zaborze rosyjskim. Odpowiedzią zaborcy pruskiego było „dokręcanie śruby” Polakom. Zaczęto likwidować szkolnictwo polskie, usuwać urzędników z administracji. W pewnym momencie dochodzi do sytuacji, że tylko Niemcy mogli obejmować te posady. Chodziło o to, żeby Polaków bardziej zintegrować z Prusakami, zgermanizować. W odpowiedzi na taką politykę zaborcy pruskiego Polacy odpowiadają pracą u podstaw określaną także pracą organiczną.
Ksiądz Jan Koźmian wpadł na pomysł, żeby Polacy na gruncie niemieckiego prawa stworzyli własny system oporu wobec Niemców i poprzez samoorganizowanie się położyli tamę zakusom germanizacyjnym. Polacy mieli o siebie dbać w ramach lokalnych wspólnot. Najczęściej liderami tych wspólnot byli polscy księża. Wobec ograniczenia możliwości awansu społecznego w szkolnictwie i zawodach urzędniczych Polacy zaczęli się kształcić na prawników, lekarzy i robić kariery w innych wolnych zawodach.
Wybitny organicznik Karol Marcinkowski wpadł na pomysł, żeby stworzyć fundusz stypendialny na opłacanie czesnego dla polskich uczniów w szkołach i uniwersytetach na Zachodzie Europy, aby w ten sposób tworzyć polską inteligencję i podwaliny pod światłe i patriotyczne społeczeństwo. Pomimo działania powołanej przez zaborców Komisji Kolonizacyjnej czuwającej nad przejmowaniem własności ziemskich od Polaków, a później osławionej Hakaty – Niemieckiego Związku Marchii Wschodniej, Wielkopolanie trwali w walce z germanizacyjnym uciskiem na tyle skutecznie, że w ramach obowiązującego prawa organizowali różne formy oporu.
W parlamencie pruskim działało Koło Polskie. Pojawili się wytrawni parlamentarzyści, doskonale zorientowani w realiach sejmowych, którzy zdecydowanie występowali w sprawach polskich w czasie I wojny światowej i odzyskania przez Polskę niepodległości. Szczególnie silne było środowisko narodowe, którego reprezentantem podczas rozmów w Wersalu był Roman Dmowski.
Jednak główny ciężar rywalizacji z żywiołem niemieckim spoczywał na barkach działaczy organicznikowskich, których w momencie wybuchu I wojny światowej działało w zaborze pruskim już czwarte pokolenie. W ciągu niecałych stu lat potrafili stworzyć struktury niezależne od władz berlińskich obejmujące wszystkie newralgiczne dziedziny życia państwowego i gospodarczego, ale nie byli w stanie zahamować zmian w mentalności mieszkańców, które były nieuniknione podczas długoletniego funkcjonowania w granicach obcego państwa.
W 1918 roku, gdy potęga niemiecka chyliła się ku upadkowi, Wielkopolanie mieli przygotowane struktury do sprawnego przejęcia władzy, ale brakowało przysłowiowej iskry, która wznieciłaby powstańczy zryw. Tą iskrą okazał się przyjazd 26 grudnia do Poznania Ignacego Jana Paderewskiego, którego witały dziesiątki tysięcy ludzi. Dzień później, na spotkaniu wybitnego pianisty i polityka z mieszkańcami na placu przy hotelu Bazar padły strzały i to było tą iskrą, która wznieciła powstanie.
To nie było tak, że wszyscy byli przygotowani na powstanie. Naczelna Rada Ludowa, czyli te elity wielkopolskie, były skłonne negocjować z Niemcami. Oni dążyli do tego, żeby wynegocjować z Niemcami układ pokojowy, w którym tereny Wielkopolski zostaną przejęte przez Polaków. Trzeba pamiętać o traumie wśród narodów po zakończeniu działań wojennych. Miliony poległych żołnierzy, zastosowanie nowych technologii unicestwiania ludzi, czołgi, karabiny maszynowe, użycie gazów bojowych. To wszystko wywoływało wielką traumę dla społeczeństw europejskich, w tym również Niemców i Polaków, którzy mieli tego pecha, że walczyli w tej wojnie i ginęli tysiącami, ale służyli armiom zaborczym.
W tej sytuacji Niemcy chcieli się dogadać, oczywiście na warunkach korzystnych dla siebie i polskie elity również, ale było coś jeszcze, poza elitami był lud. Lud wielkopolski, który wychowywał się w duchu patriotycznym i katolickim w domu i kościele. Kiedy politycy mówili o dogadaniu się, negocjowaniu, to lud dążył do powstania zbrojnego.
– Powstania, które nie miało prawa się udać, jeżeli przeanalizować je od strony racjonalnego podejścia – powiedział drugi z wykładowców, dr Adam Pleskaczyński. – Nie mieliśmy szans. Niemcy nadal były silne. Przegrały wojnę na zachodzie, ale na wschodzie mieli jeszcze milionową armię. Setki tysięcy żołnierzy wracających z frontu, którzy uważali Wielkopolskę za część Niemiec. Byli jednak szaleńcy, którzy chwycili za broń. W momencie przyjazdu Paderewskiego pojawiła się ta kumulacja emocji wolnościowych, która doprowadziła do tego, że padł strzał. Do dzisiaj nie wiemy, z której strony, ale w tym momencie Poznań się ruszył. Niemcy byli tak zaskoczeni rozwojem sytuacji. Miasto poza paroma punktami zostało opanowane w ciągu kilku godzin. Zdobyto stację kolejową i centralę telefoniczną, co było bardzo ważne, ponieważ powstanie rozprzestrzeniało się za pomocą telefonów. To telefony były wykonywane do tych wszystkich małych miejscowości, w których działała konspiracja. Na hasło „Poznań jest wolny” ruszył się Kórnik, Stęszew, Pleszew, Jarocin i wiele innych miejscowości w całej Wielkopolsce. Niemcy byli kompletnie sparaliżowani. Tam właściwie nie było walk. Dochodziło do takich sytuacji, że powstańcy opanowywali pocztę, ratusz, posterunki żandarmerii, Niemcy oddawali broń, klucze, byli wypuszczani do domów i jechali na zachód. I tak w pierwszym okresie powstanie się rozlewało. Nie było na początku wysiłku zbrojnego i strat również. Niemcy mieli się dopiero otrząsnąć.
W tym czasie, kiedy wybuchło powstanie, jeden z politycznych liderów, jakim był Wojciech Korfanty, powiedział do swoich współpracowników: „kto psuje moje plany polityczne?”. Wśród liderów politycznych panowało wtedy przekonanie, że powstanie może wybuchnąć tylko wtedy, kiedy do Wielkopolski przybędą żołnierze Armii Hallera (…).
O tym, jak wielkim zaskoczeniem był wybuch powstania, niech świadczy jeden z zapisków w prasie warszawskiej, na który natrafiłem: To jest absolutnie niemożliwe, ponieważ społeczeństwo wielkopolskie jest bardzo karne i nie otrzymało od swoich elit politycznych rozkazu.
Nie otrzymało, bo był konflikt. Ludzie myślą różnie. Niekiedy podejmują pochopne decyzje, a te pochopne decyzje mogą okazać się szalenie pozytywne. Nie zawsze tak jest, ale w tym wypadku tak było. Powstanie zwyciężyło – podsumował wykład dr Adam Pleskaczyński, poruszając jeszcze mniej znany aspekt udziału polskich żołnierzy z terenu Wielkopolski w walce z bolszewikami.
Uczestnicy wykładu mieli okazję obejrzeć wystawę o powstaniu, która będzie eksponowana w jeszcze innych miejscach. Na zakończenie spotkania edukatorzy wręczyli ojcu superiorowi Józefowi Polakowi replikę sztandaru powstańczego. Spotkanie zostało przygotowane przez koordynatorów Przystanku Historia: Helenę Sołtys, Bernadettę Manturo i Marka Adamczyka.
Kolejne spotkanie odbędzie się w szkole im. Trójcy Świętej w najbliższą niedzielę o godzinie 10:45. Wzbogacone zostanie o spektakl o „Misiu Wojtku” jako przyczynek do rozmowy o II Korpusie gen. Władysława Andersa.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak/NEWSRP