Zaczynali w 2017 r. w skromnym składzie, lecz z odważnymi pomysłami i tryskającą energią. Swoją oryginalną dwujęzyczną formułą przewrócili do góry nogami polonijną rzeczywistość radiową. Niektórzy pukali się w głowy, a konkurencja dawała im nie więcej niż parę miesięcy. Przetrwali nie tylko trudne początki, lecz również jeszcze trudniejsze czasy pandemii i nadal nie brakuje im entuzjazmu. O sukcesach, porażkach i doświadczeniach ostatnich pięciu lat opowiadają szef radiostacji Jacek Niemczyk i zespół WPNA 103.1 FM Polish American Mix.
Joanna Marszałek: Rozmawiamy dzień po kolejnej imprezie organizowanej przez radio 103.1 FM – pokazie samochodowym European vs. American. Jakie wrażenia?
Jacek Niemczyk: – Bardzo udanej imprezie! Przyjechało ponad sto samochodów, podziwiało je ponad tysiąc osób. Baliśmy się deszczu – prognozy wskazywały na dużą szansę. Tymczasem przez całą imprezę przy budynku przy 6100 N. Cicero Ave. nie spadła ani jedna kropla. Widocznie pomogły nasze starania na górze.
Z wywiadu, którego udzieliłeś nam w 2017 r., parę dni po uruchomieniu stacji, bije podniecenie, nadzieja, pewność siebie i odwaga. 2018 i 2019 r. to jedno wielkie świętowanie sukcesu – zostałeś nawet Człowiekiem Roku „Dziennika Związkowego”. Co działo się dalej? Jakie były dla radia lata 2020, 2021 aż do dziś?
– Dużo łatwiej być nowym i świeżym, i to uczucie długo towarzyszyło nam na początku. Kłody, które rzuciła nam pod nogi pandemia, odbiły się na naszej stacji, podobnie jak na wszystkim innym na świecie. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że to były najtrudniejsze lata, żeby prowadzić stację radiową. Przetrwanie zawdzięczamy głównie konsekwencji naszego właściciela, Związku Narodowego Polskiego, który wspierał nas od samego początku – również finansowo. Te trudne czasy dużo nas też nauczyły. Na przykład tego, że możemy pracować poza studiem, wychodzić naprzeciw potrzebom słuchacza w inny sposób. Po wyjściu z pandemii – miejmy nadzieję, że już na dobre – jesteśmy silniejsi zgodnie z zasadą „co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Podczas gdy konkurencja dawała nam parę miesięcy, my przetrwaliśmy już pięć lat. Pokazaliśmy, że jesteśmy najmocniejsi, najpopularniejsi, najlepsi i wszystkie inne „naj”, których do tej pory skromnie unikaliśmy. Czas już to powiedzieć i z dumą podkreślać.
Mówisz, że przetrwaliście. Jaki był najbardziej krytyczny moment?
– Radio utrzymuje się z reklamodawców. Wiele lokalnych biznesów, w tym polonijnych, zamykało się albo najzwyczajniej w świecie przestawało istnieć. Biznes samochodowy do dziś się w pełni nie odrodził. Ci, którzy pozostali na rynku, bardzo ograniczali swoje budżety reklamowe. Wiele innych mediów ucierpiało na tyle, że przestawało istnieć. My nadajemy dalej.
A co, jeśli chodzi o zespół? Od radia spodziewa się, że zawsze będzie grało. Nawet jeśli większość świata była pozamykana w domach.
– Udowodniliśmy już, że możemy nadawać z różnych miejsc, w tym plenerowych w Chicago i okolicach, ale też z Kolorado, Alaski, Polski. Są jednak programy, które muszą być na żywo. Mimo dostępu do technologii zawsze jest potrzeba bezpośredniego kontaktu ze słuchaczami i obecność prowadzących w studiu. To na pewno poranne i popołudniowe audycje, kiedy kontakt ze słuchaczami jest konieczny i musi być błyskawiczny. Oni dzwonią, reagują, wysyłają SMS-y.
Czy udał się eksperyment z dwujęzycznością – od początku waszą oryginalną, zupełnie nową formułą na polonijnym rynku?
– Tu zastosowanie znalazła zasada dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Okazało się, że jest olbrzymia grupa słuchaczy, która nigdy wcześniej nie słuchała polonijnych mediów lub też była na tyle zniechęcona tym, co słyszała w eterze, że po prostu nie znajdowała dla siebie propozycji. Mieszanie przez nas języków to nie potrzeba przekazywania tych samych treści w dwóch językach. To forma odzwierciedlania rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Jako Polacy mieszkający w Stanach Zjednoczonych, mieszamy te języki na co dzień – jak choćby w rozmowach z naszymi dziećmi. Przez pięć lat zmieniliśmy jednak trochę proporcje. Na naszej antenie jest teraz więcej języka polskiego – w granicach 80 procent.
Przesunięcie proporcji językowych to odpowiedź na potrzeby słuchaczy?
– Wydawałoby się, że wśród Polaków mieszkających w Ameryce tylko tej najstarszej grupie zależy na utrzymaniu języka polskiego. Okazało się, że jest inaczej. Jest mnóstwo młodych ludzi, którzy świetnie mówią po angielsku, a mimo to w rodzinie starają się mówić do siebie i swoich dzieci po polsku. Stąd teraz u nas więcej treści po polsku, ale ze sporą szczyptą angielskiego. Mając na przykład anglojęzycznych gości, tak płynnie przeskakujemy na drugi język, że czasami słuchacz nawet się nie zorientuje w tej zmianie. Polish American Mix jako nazwa i slogan naszej stacji to więcej niż mieszanie języków. To mieszanie kultur, doświadczeń, tradycji i muzyki, na którą stawiamy.
Wiele osób słucha was ze względu na oryginalną mieszankę muzyki.
– Większość mainstreamowej muzyki pochodzi od artystów amerykańskich. Posługujemy się podobnym kluczem – dobrej muzyki amerykańskiej, która się sprzedaje. Oprócz tego przynajmniej jedna czwarta naszej muzyki to nowe polskie zespoły. Mamy też mnóstwo muzyki pochodzącej z Europy, której nie usłyszy nikt w żadnych amerykańskich stacjach. Amerykanie zwyczajnie jej nie grają. Stąd wiele osób słucha nas wciąż ze względu na tę właśnie muzykę.
Od początku w waszym radiu miało być dużo rozrywki i muzyki, a mało informacji. A jednak tych informacji jest ostatnio trochę więcej, m.in. dzięki współpracy z „Dziennikiem Związkowym”.
– Za którą jesteśmy bardzo wdzięczni. To naturalna współpraca, ponieważ mieścimy się w tym samym budynku i właściwie od samego początku był pomysł, aby wykorzystać nasze wspólne doświadczenia. Informacje, które prezentujemy dzięki współpracy z „Dziennikiem Związkowym”, zawsze kładą nacisk na lokalność. Prezentujemy je we właściwych proporcjach – w zgrabnych, fajnych formach – podcastów, wywiadów. Nasi goście przedstawiają je w przystępny, normalny sposób. Dużo mniej interesują nas informacje znad Wisły i Odry – chyba że jest zatruta.
Dzisiejsza Polonia jest jeszcze inna niż ta w 2017 r., kiedy powstawaliście. Czy jesteście w stanie nadążać za tymi zmianami?
– Tak! To coś, co mnie fascynuje, odróżnia nas od innych. Naszej medialnej konkurencji wydaje się, że czas zatrzymał się wiele lat temu. Świat idzie do przodu. My, Polacy tu mieszkający, też się zmieniliśmy i zmieniamy się cały czas. To, że zmienia nam się zespół, sprawia, że każdy wnosi własną perspektywę. To nam bardzo pomaga, uczymy się siebie nawzajem. Dzięki temu ciągle doskonalimy pomysł, który zrodził się pięć lat temu. Zawsze można coś poprawić, zrobić lepiej. Tu nie ma osób, które są alfą i omegą. Moje zdanie nie zawsze musi być ostateczne. Ja po prostu nie zawsze mam rację. Cieszę się, że pracuję z osobami, które potrafią to powiedzieć. Staram się słuchać, wiem, że czasami jestem uparty.
To duże wyznanie jak na szefa. Co poczytujesz sobie za swoją największą porażkę?
– Moje porażki związane były ze zbyt szybkimi zmianami na antenie. Największym wyzwaniem jest stworzenie zespołu, który pracuje jak zespół. Nie ma tu lepszego słowa niż angielskie teamwork. Czasami na antenie pojawiały się osoby, które nie były przygotowane, by prowadzić swoje audycje. Kiedy osiągnęły u nas wysoki pułap radiowy, a potem wybrały inną drogę, to dla mnie osobista porażka i duże rozczarowanie. Znalezienie, wyszkolenie i wdrożenie w zespół nowej osoby to kwestia miesięcy, a nawet lat. Przygotowując grafik na kolejne miesiące i myśląc o nadchodzących latach, zawsze najbardziej się boję, czy znajdę osoby, które zechcą się w naszej redakcji zestarzeć.
Jaką słuchalność ma 103.1 FM? Wiemy, że słychać was w całej aglomeracji chicagowskiej, części Wisconsin i Indiany, a przez internet na całym świecie.
– Jedyne wiarygodne badania na naszym specyficznym rynku to te prowadzone przez naszych reklamodawców. Jeżeli reklama działa, reklamodawcom przybywa nowych klientów, wtedy wiemy, że nasz przekaz gdzieś dotarł. Zadowolony reklamodawca jest najlepszym wyznacznikiem naszej słuchalności. Oczywiście można dodać do tego tysiące SMS-ów, telefonów, udanych imprez plenerowych z tysiącami uczestników i wysoką słuchalność w internecie w różnych krajach świata, czasami bardzo egzotycznych. Bardzo zabolał mnie moment, gdy konkurencja mówiła, że „reklama na 103.1 FM nie działa”. To absolutnie nieprawda. Wielu nowych klientów przyszło do nas zrażonych brakiem wyników z reklam w innych stacjach, a u nas osiągnęła sukces. Mamy nadzieję, że takich klientów będzie jeszcze więcej, bo na antenie jest jeszcze trochę miejsca.
Sierpniowe auto show to nie jedyna impreza zorganizowana w tym roku przez radio. Wiosną był bardzo udany radioton na rzecz Ukrainy, a przed nami długo wyczekiwany i niezwykle popularny Bieg Niepodległości.
– Radioton na rzecz Ukrainy był zorganizowany przez Kongres Polonii Amerykańskiej, ale ciężar przedsięwzięcia na antenie spadał na nas, radiowców. Spisaliśmy się doskonale. Ponad ćwierć miliona dolarów zebrane podczas jakiejkolwiek radiowej zbiórki to ogromny sukces, a pieniądze spływały jeszcze później. Bieg Niepodległości to nasza flagowa impreza radiowa. Pierwszy raz została zorganizowana w 2018 r. na stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Kiedy miejsc nie było już parę tygodni wcześniej, a nasze wejściówki trafiły na czarny rynek… Stało się jasne, że będziemy organizować ten bieg po raz kolejny. W tym roku będzie to już piąty bieg!
Czemu służą te wszystkie imprezy? Jesteście w końcu radiem i jesteście do słuchania.
– Zmieniły się oczekiwania wobec radiowców. Kiedyś radio było teatrem wyobraźni – nikt nas nie widział, zamknięci w swoich ciasnych studiach czuliśmy się dobrze. Teraz jest zupełnie inaczej. Kontakt w mediach społecznościowych oraz twarzą w twarz podczas imprez plenerowych wpisane są w działalność radia. Nasze imprezy są jednak zupełnie inne niż typowe chicagowskie pikniki, które najczęściej organizowane są dla zysków. Ani auto show, ani bieg, który jest ewenementem na skalę Chicago, nie są imprezami dochodowymi. Pieniądze z rejestracji idą na pokrycie kosztów organizacji. Imprezami chcemy pokazać, że Polonii jest dużo, jest silna i potrafi robić nowe, świeże rzeczy.
I żeby pokazać Wasze twarze, które wierni słuchacze są spragnieni zobaczyć.
– A nasze twarze są młode, piękne, uśmiechnięte, dlatego trzeba je pokazywać. Mamy na pewno najmłodszy zespół z małymi wyjątkami… Szefa.
Na rynku radiowym niedawno miała miejsce kolejna rewolucja – sprzedaż WPNA 1490 AM, której również byłeś szefem. Szczegóły owiane są tajemnicą. Co możesz zdradzić?
– Nie ma tu wielkiej tajemnicy, bo nazwiska nowych właścicieli są dostępne publicznie. Fale 1490 od 1951 roku zmieniały swoich właścicieli kilkakrotnie. Związek Narodowy Polski był właścicielem stacji przez 35 lat, od 1987 roku. To zupełnie naturalne, że zarząd zdecydował, że poświęci więcej środków i czasu działaniom nowej autorskiej stacji, której jest właścicielem niż stacji, która była tak naprawdę wynajmowana innym. To tak jak z mieszkaniami – jeżeli mamy własnościowe, w którym mieszkamy, traktujemy je nieco inaczej niż to, które komuś wynajmujemy. Żartuję, że moja rola dyrektora w 1490 AM była niczym komornika, który egzekwował płatności. Chociaż również tam zaszło dużo zmian. Udało nam się rozbudować 1490 AM, odnowić studia, zachęcić nowych brokerów do wynajmowania audycji.
Przenieśmy się w przyszłość o kolejnych pięć lat. Jest rok 2027. Włączam 103.1 FM i…
– Usłyszysz na pewno kilka nowych głosów, które na długo pozostaną na naszych falach. Usłyszysz nowe osoby, które ze zdwojoną siłą i entuzjazmem tworzą tę stację. Z całą pewnością usłyszysz też mnóstwo nowej muzyki, bo naszą dewizą jest granie nowości, które mają mniej niż rok. Usłyszysz zapowiedzi nowych konkursów i imprez, których nigdy wcześniej nie było. Podobnie jak w ciągu ostatnich pięciu lat zrobiliśmy rzeczy, o których nikt wcześniej nie słyszał, tak i na pewno za pięć lat będziemy robić to samo.
Dziękuję za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów!
Rozmawiała: