PAP
Nie pomogły wzmożone patrole policyjne i wydarzenia dzielnicowe, które miały być alternatywą dla strzelanin. Miniony świąteczny weekend w Chicago przejdzie do historii jako najbardziej krwawy od pięciu lat. W ciągu trzech dni postrzelono co najmniej 52 osoby, z czego 10 śmiertelnie.
Do około połowy zabójstw doszło w zachodnich i południowych dzielnicach Chicago od dawna nękanych problemem przemocy z użyciem broni: Lawndale, Humboldt Park, Gresham, Englewood, West Garfield Park, Chicago Lawn. W centrum miasta, gdzie liczba strzelanin w tym roku zwiększyła się, postrzelono cztery osoby.
Dwie masowe strzelaniny miały miejsce w niedzielę. Około 1.30 am po kłótni ktoś otworzył ogień w grupę stojącą na chodniku w dzielnicy Lawndale. Wśród pięciu rannych była 16-latka. Tego samego dnia wieczorem, około 10.20 pm, pięć osób zostało postrzelonych, w tym jedna śmiertelnie, w wyniku awantury domowej w Humboldt Park.
Z policyjnych statystyk wynika, że wydłużony weekend był najbardziej krwawy od 2017 r., kiedy w ulicznych strzelaninach w Chicago zginęło siedem osób, a 45 zostało rannych.
Liczba ofiar strzelanin jest znacznie wyższa niż w ubiegłoroczny weekend Memorial Day, kiedy dzięki policyjnej strategii zalania ulic miasta funkcjonariuszami, w ciągu trzech dni zginęły „tylko” 3 osoby, a 34 zostały ranne.
Chicagowska policja ogłosiła jeszcze ponad dwa tygodnie przed Memorial Day, że odwołuje w świątecznym tygodniu dni wolne funkcjonariuszy. Do końca maja policjanci mieli nie brać wolnego i być przygotowani do pracy na 12-godzinnych zmianach.
Burmistrz Lori Lightfoot ogłosiła w miniony weekend, że weekendowe programy dla młodzieży w 15 dzielnicach o wysokiej przestępczości będą odbywać się do późniejszych godzinach, aby lepiej zorganizować czas młodym ludziom.
W sobotę duchowni poprowadzili marsz w intencji pokoju wzdłuż Michigan Avenue. Wzięło w nim udział około 50 osób.
(jm)
