Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 18 listopada 2024 04:40
Reklama KD Market

Srebrne gody Solidarności

Warszawa  Ubiegły weekend i następujący po nim tydzień minęły w Polsce pod znakiem obchodów 25. rocznicy "Solidarności", a ściślej podpisania umów sierpniowych, które doprowadziły do powstania pierwszego w bloku sowieckim niezależnego związku zawodowego.

Odbył się z tej okazji rocznicowy zjazd "Solidarności" w gdańskiej Hali "Olivia" oraz różne konferencje, koncerty, wystawy i spotkania w Gdańsku, Warszawie, Szczecinie i w wielu innych miastach związanych z tym jedynym w swym rodzaju ruchem wolnościowym. Telewizja i radio bez przerwy puszczały archiwalne materiały dotyczące powstania i rozwoju "Solidarności" oraz dyskusje na temat jej znaczenia i roli. Większość gazet i czasopism także włączyła się do uroczystości, w wielu wypadkach przez wydanie specjalnych rocznicowych suplementów.

Czy rocznica ta zasłużyła aż na tyle kosztownych zabiegów i imprez? Niewątpliwie tak. Nie jest to byle jaka rocznica. Powstanie "Solidarności" stanowiło prawdziwy przełom nie tylko w Polsce i nie tylko na skalę XX wieku. Kiełkujący związek zawodowy wkrótce zamienił się w 10milionowy ruch wolnościowy, który po dziewięciu latach pokojowej walki doprowadził do upadku rzeczywistości pojałtańskiej. Raz jeszcze Polska zawalczyła "za wolność waszą i naszą". Po raz któryś w swoich dziejach Polacy zmienili bieg dziejów świata. Ale ocena skutków tego zwycięstwa nie jest bynajmniej jednoznaczna. Tak było i w przeszłości.

Pod Legnicą w 1241 r. Polacy ponieśli bolesną klęskę i stracili swego księcia Henryka Pobożnego, ale zwycięstwo tak osłabiło co najmniej dwukrotnie liczniejsze wojska mongolskie, że więcej już nie próbowały się wedrzeć do serca Zachodniej Europy. Wojska pod dowództwem Jana Sobieskiego obroniły Europę przed Turkami w Wiedniu w 1693 r., ale już w następnym stulecia Austria przystąpiła do zmowy rozczłonkowania Polski. Wiadomo, że Bitwa Warszawska (1920 r.), zwana "Cudem nad Wisłą" uchroniła Europę przed krwawą bolszewicką rewolucją, ale nie minęło 20 lat, a sojusznicy nie pospieszyli Polsce z pomocą i nawet zgodzili się oddać ją po wojnie Stalinowi. Czy równie kontrowersyjna jest ocena pokojowej solidarnościowej rewolucji?
Obchody 25. rocznicy "Solidarności" przebiegały dwubiegunowo. Były główne uroczystości oficjalne, obchodzone z wielką pompą, ale zorganizowano także alternatywne będące zaprzeczeniem tych pierwszych zarówno pod względem treści ideowej jak i rozmachu. Czy to wyraz prawdziwego pluralizmu, czy dowód niefortunnego rozbicia?

Wielki koncert sympatyzującego z legendą "Solidarności" francuskiego muzyka Jeana Michela Jarreąa na terenie Stoczni Gdańskiej rozpoczął główne uroczystości. W tej największej imprezie rocznicowych obchodów wzięło udział około 100 tysięcy osób, a dalszych parę milionów obejrzało koncert w telewizji. W trakcie koncertu Jarre (wymawiaj: żar) zaprosił na scenę legendarnego przywódcę "Solidarności" Lecha Wałęsę. Muzyk zadedykował dwa utwory zmarłemu w kwietniu Janowi Pawłowi II, a oprócz własnych najbardziej znanych utworów Jarreąa wykonane zostały słynne "Mury" Jacka Karczmarskiego. Koncert uświetnił modny obecnie (i przez niektórych lubiany) pokaz laserów, dymów i wszelakiej pirotechniki.

Kulminacją uroczystości 25lecia było uroczyste posiedzenie połączonych izb parlamentu, na którym pierwszoplanową rolę odegrał Lech Wałęsa. W swym przemówieniu pierwszy przywódca "Solidarności" powiedział: "Wolność jest bezcenna. Wierzę, że zwycięstwo solidarnościowe wejdzie na stałe do naszego dziedzictwa narodowego i zapisze się w zbiorowej pamięci (...) Niezależnie od dzisiejszych kalkulacji i ceny, jaką przyszło zapłacić przez ostatnie 25 lat, zamknęliśmy epokę podziałów, wrogów i granic".

Po wyliczeniu owoców tego przełomu Wałęsa stwierdził: "Efekt tamtych dni jest tak wielki, że nie mieści się w wielu nawet światłych umysłach. Niektórzy tłumaczą te zdarzenia przez budowanie bzdurnych teorii o zdradzie, o manipulacji. Wobec Boga, wszystkich świętości i całego świata, oświadczam, że żadna manipulacja czy zdrada nie miała miejsca, że nikt, żadna tajemna siła  jak się głosi  ani SB, KGB, CIA czy Mosad, nie została dopuszczona do decyzji podejmowanych w mojej obecności przez naszą wolnościową, a potem solidarnościową stronę, do momentu przejęcia tych sprawą przez rodzącą się demokrację w 1989 roku".
Była to kolejna próba Wałęsy wytłumaczenia się z oskarżeń, jakie od lat kierowane są pod jego adresem. Jak wiadomo, w maju br. podczas debaty telewizyjnej prosił gen. Jaruzelskiego o poświadczenie, że nigdy ze Służbą Bezpieczeństwa nie współpracował. A właśnie w przededniu wystąpienia na uroczystym posiedzeniu Sejmu i Senatu, w Sali Kolumnowej Sejmu odbyło się alternatywne zgromadzenie rocznicowe. Zorganizowali je przywódcy prawicowego Ruchu NarodowoKatolickiego, słynący z pierwszej afery teczkowej, b. premier Jan Olszewski i jego minister spraw wewnętrznych, Antoni Macierewicz.

Honorowym gościem kontrakademii była Anna Walentynowicz, której zwolnienie z pracy 25 lat temu zapoczątkowało strajk w Stoczni Gdańskiej. Zaś negatywnym bohaterem tego zgromadzenia był Wałęsa, którego rolę, jej zdaniem, się wyolbrzymia, "poczynając od fikcyjnego skoku przez płot, kończąc na obaleniu komuny". Nie szczędziła słów goryczy także pod adresem Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Adama Michnika i Jacka Kuronia, którzy  jak powiedziała  od początku uzurpowali sobie prawo do kierowania związkiem, a po stanie wojennym przejęli nazwę i stworzyli fałszywą "Solidarność".

Nie dotarł do Warszawy inny wieloletni adwersarz Wałęsy, Andrzej Gwiazda, ale w liście odczytanym w jego imieniu napisał: "Nie ma niepodległości bez uwolnienia Polski od agentury, która zdominowała najwyższe szczeble państwa, bez publicznego ujawnienia agentury w strukturach administracji państwowej, mediach, szkolnictwie i biznesie niemożliwe jest rozpoczęcie naprawy państwa polskiego". Zdaniem Gwiazdy, pierwsza "Solidarność" powstała w 1980 r. z autentycznego robotniczego zrywu, natomiast ta druga, która wyłoniła się na skutek okrągłego stołu (w 1989 r.) była "tworem agenturalnym, który miał za zadanie stać się parawanem dla antypaństwowej, antynarodowej i antyprawicowej transformacji ustrojowej".

Wielu ludziom dawnej "Solidarności" nie podobał się udział w uroczystym posiedzeniu parlamentu ekskomunistów prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i zabiegającego o sukcesję po nim Włodzimierza Cimoszewicza. A jeszcze większy niesmak wzbudziła propaganda przedwyborcza Sojuszu Lewicy Demokratycznej, która na plakacie usiłowała podszyć się pod 21 postulatów strajkujących stoczniowców gdańskich sprzed 25 lat i tym samym zawłaszczyć legendę "Solidarności" dla tej postkomunistycznej partii.

Ale jest jeszcze wielu Polaków, którym jest wszystko jedno czy zasługi za dziedzictwo "Solidarności" przypisze sobie Wałęsa czy Gwiazda, czy nawet postkomuniści, bo bardziej ich obchodzą gospodarcze skutki tej pokojowej rewolucji. Jest to szczególnie odczuwane przez byłych i obecnych robotników Stoczni Gdańskiej, która działa na mocno uszczuplonym terenie, jest pod zarządem Stoczni Gdyńskiej i ma pięciokrotnie mniejszą załogę niż w 1980 r.
"Przykre jest to  powiedziano na wiecu rocznicowym w stoczni  że osoby wywodzące się z gdańskiego Sierpnia już od wielu lat kompletnie nie interesują się losem stoczni, koncentrując się wyłącznie na swoich karierach politycznych. Czy w Polsce jedynie kamieniami i ogniem można skutecznie bronić prawa do własności i godnego życia?" Według stoczniowców, z 21 postulatów Sierpnia ą80 roku realizowane są tylko te, które mówią o wolności politycznej i suwerenności kraju. Postulaty dotyczące człowieka, jego godności osobistej, bytu są jedynie respektowane, kiedy jest to wygodne dla elit finansowych i gospodarczych.

Zdaniem legendarnego przywódcy "Solidarności" krakowskiej Mieczysława Gila, przez lata bliskiego współpracownika Wałęsy, "jest pewien dysonans w tych obchodach, bo wygląda, jakby zapomniano o tych, którzy stanowili rdzeń tych wydarzeń. Komuna bała się przede wszystkim dużych zakładów, robotników, a nie intelektualistów".

Choć niewątpliwym cieniem na obchodach rzucają się trudności gospodarcze wielu polskich rodzin niepotrafiących związać końca z końcem, by nawet nie wspominać o bezrobotnych stanowiących obecnie 18% zdolnych do pracy Polaków, ogólnie uważa się, że mimo wszystko warto było robić "Solidarność" i obalać ustrój komunistyczny.

Taki pogląd się nasila szczególnie, gdy Polacy słyszą szerzone za granicę brednie, jakoby Gorbaczow czy upadek muru berlińskiego zakończył zimną wojnę. Wówczas Polacy solidarnie przypominają, że bez "Solidarności" nie runąłby ani mur rerliński, ani tzw. "demokracje ludowe" wschodniej Europy, ani sam Związek Sowiecki. Bez "Solidarności" nie byłoby rozszerzenia NATO ani zjednoczenia Europy. A nawet najostrzejszy krytyk Wałęsy, Andrzej Gwiazda musiał przyznać, że niezaprzeczalnym owocem solidarnościowej rewolucji było to, iż można było zorganizować zarówno oficjalne jak i alternatywne obchody obecnej rocznicy.

żadna rewolucja czy powstanie nie przyniosła pożądanych skutków z dnia na dzień. To, co się zaczęło w Stoczni im. Lenina przed 25 laty łączyło w sobie cechy związku zawodowego i ruchu społecznego. Było zarazem pokojową rewolucją jak i prawdziwym zrywem narodowowyzwoleńczym. Takie zjawiska nigdy nie są wydarzeniem jednorazowym. Są procesami, które się rozwijają. Dlatego też prawdopodobnie dopiero przyszłe pokolenia będą w stanie w pełni docenić znaczenie "Solidarności" i o wszystko, co dla Polski, Europy i świata zdołała wywalczyć.

Robert Strybel


 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama