Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 04:35
Reklama KD Market
Reklama

Widmo światowej klęski głodu

Wojna, jaką wszczęła z Ukrainą Rosja, to oczywiście wielka tragedia, szczególnie dla milionów ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z siłami zbrojnymi, globalną polityką, itd. Jest to jednak również potencjalna katastrofa dla rynku żywnościowego. Wynika to z faktu, iż Rosja i Ukraina w sumie odpowiedzialne są za dostawy jednej czwartej światowych zasobów pszenicy. Ukraińscy rolnicy przed wojną eksportowali ponadto znaczne ilości oleju słonecznikowego, kaszy, żyta i kukurydzy...

Okrutna rzeczywistość

Teoretycznie działania zbrojne nie dotyczą na razie bezpośrednio ukraińskich pól uprawnych, ale w praktyce sprawy są o wiele bardziej skomplikowane. Przykładem może być sytuacja, w jakiej znalazł się 38-letni Borys, który nie ujawnia swojego nazwiska. W pobliżu Odessy posiada on ogromne gospodarstwo, gdzie rosną głównie słoneczniki. W jego magazynach znajduje się obecnie tysiąc ton nasion słonecznika, podstawowego surowca w procesie produkcji oleju. Jednak nie jest na razie w stanie eksportować swojego żniwa, gdyż Morze Czarne w pobliżu Ukrainy jest w zasadzie zablokowane dla cywilnej żeglugi, a potencjalni inni, „lądowi” odbiorcy oferują tak niskie ceny, iż sprzedaż towaru po prostu się nie opłaca.

Borys wysłał swoją żonę i dzieci za granicę, w obawie przed rosyjskim atakiem i okupacją. Sam jednak postanowił kontynuować swoją codzienną pracę, ponieważ jest to jedyna metoda wypłacania pracownikom ich wynagrodzeń i utrzymywania jakiej takiej normalności codziennego życia. Przyznaje jednak, że jeśli nie będzie w stanie sprzedać swoich plonów przez następne 18 miesięcy, jego słonecznikowe nasiona zgniją i będą się nadawały wyłącznie do wyrzucenia. Jest to okrutna rzeczywistość, szczególnie dla milionów ludzi, którzy cierpią z powodu niedostatku żywności.

Zdaniem organizacji Food and Agriculture przy ONZ tylko w marcu cena oleju słonecznikowego na światowych rynkach wzrosła o 23 proc., natomiast pszenica i kukurydza podrożałyby o 20 proc. Jest to zjawisko zrozumiałe w obliczu toczącej się wojny. W porcie Czernomorsk Roman Skyba przed wojną zajmował się koordynowaniem morskich transportów plonów rolnych z Ukrainy za granicę. Dziś może tylko bezradnie patrzeć na 15 okrętów handlowych zacumowanych w porcie i załadowanych w sumie 400 tysiącami ton ziarna. Okręty te nie mogą wypłynąć z powodu rosyjskiej blokady Morza Czarnego. Towar ten jest przeznaczony dla odbiorców w Arabii Saudyjskiej, Egipcie i Libanie, ale niemal na pewno nigdy tam nie dotrze.

Mykola Gorbaczow, który jest szefem stowarzyszenia ukraińskich producentów zboża, twierdzi, że jeśli wojna zakończy się w miarę szybko, jego kraj może wyeksportować 20 milionów ton ziarna w bardzo krótkim czasie. Jeśli jednak konflikt będzie się przedłużał, większość rolników będzie w stanie przetrwać finansowo tylko jeszcze jedne żniwa, a potem konieczne stanie się poniechanie dalszej działalności. Tak czy owak przewiduje, że następne żniwa będą o 40 proc. mniejsze niż przed wybuchem wojny.

Fatalne wieści

Niestety dla starszych wiekiem Ukraińców przywodzi to na myśl wspomnienia o tragicznej klęsce głosu, jaka miała miejsce w latach 1932-33. Tak zwany Hołodomor spowodował śmierć według różnych szacunków od 3 do 7 milionów ludzi. Został spowodowany przez komunistyczne władze ZSRR, które dążyły agresywnie do kolektywizacji rolnictwa, mimo sprzeciwu ze strony ukraińskich rolników. Głód wywołany przymusową kolektywizacją spowodował również wiele ofiar poza Ukrainą – na Kubaniu, gdzie wówczas mówiono przeważnie po ukraińsku, na Powołżu, w Zachodniej Syberii i w Kazachstanie.

Na razie zagrożenia głodem na Ukrainie nie ma. Natomiast istnieje takie zagrożenie dla milionów ludzi w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Nawet jeśli wojna zakończy się w najbliższym czasie, na co się na razie nie zanosi, rolnicy nie będą w stanie natychmiast wznowić prac polowych. Tereny ich gospodarstw muszą najpierw zostać oczyszczone z rosyjskich min, co może potrwać kilka miesięcy.

Koleje Ukraińskie (UZ) opracowały alternatywne trasy przewozów zbóż z Ukrainy przez Rumunię, Węgry, Słowację i Polskę. Jest to jednak operacja trudna i najeżona niebezpieczeństwami. Katerina Rybaczenko, wiceprzewodnicząca Ukraińskiego Klubu Agrobiznesu uważa, że zboże nie powinno być transportowane koleją: – To sprawia, że cała logistyka jest bardzo droga i nieefektywna, a także bardzo powolna. Logistycznie to duży problem. Natomiast Wołodymyr Szemajew, zastępca dyrektora Departamentu Inwestycji Kolei Ukraińskich, mówi: – Co dziesiąty bochenek chleba na świecie jest wypiekany z ukraińskiej mąki. Brak dostępu do ukraińskich zbóż oznacza widmo głodu na świecie. Potwierdził to dziennik The New York Times, który doniósł ostatnio, że kontrakty na pszenicę podrożały o 12 proc. na Chicago Board of Trade, co jest dla wielu krajów fatalną wieścią.

Zboża składają się na główną część diety w najbiedniejszych krajach na świecie. Wyższe ceny grożą poważnym obciążeniem dla takich państw jak Bangladesz, Sudan i Pakistan. To one w 2020 roku sprowadzały minimum 50 proc. swojej pszenicy z Rosji lub Ukrainy. Także Egipt i Turcja mogę być niespokojne, gdyż właśnie stamtąd importowały znaczną większość pszenicy.

Kraje Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej doświadczyły już gwałtownego wzrostu cen żywności w 2010 roku, kiedy Ukraina ograniczyła eksport pszenicy. Co za tym idzie, zmniejszyły się dotychczasowe dostawy żywności do tych krajów, a stabilność polityczna w całym regionie uległa poważnemu zachwianiu. Zakłócenia łańcucha dostaw związane z pandemią spowodowały też zwyżkę cen podstawowych artykułów spożywczych. Wiele innych, równie ubogich krajów importujących żywność, odnotowało także wzrost wskaźników niedożywienia ludności.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama