Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 04:32
Reklama KD Market
Reklama

Wow! Paradoks z kosmosu

Od dziesięcioleci radioteleskopy na świecie nieustannie wsłuchują się w kosmos. Czekają na specyficzny sygnał radiowy. Ponieważ – jak żartują naukowcy – ktoś skądś musiał już do nas kiedyś oddzwonić...

Odkrycie stulecia?

Może stało się tak 15 sierpnia 1977 roku. Tego wieczoru „Wielkie Ucho”, potężny teleskop Uniwersytetu Stanowego Ohio w USA, zarejestrowało tajemniczą falę radiową. Kilka dni później wykres z obserwatorium trafił na biurko astronoma Jerry’ego R. Ehmana. Kiedy uczony spojrzał na niezwykły zapis, zorientował się momentalnie, że ma do czynienia z odkryciem stulecia. Zakreślił czerwonym długopisem tajemniczy ciąg znaków „6EQUJ5”, a z boku napisał po prostu: „Wow!”.

72-sekundowy sygnał z kosmosu był wyjątkowy. Nie odpowiadał zakłóceniom fal radiowych wywołanych przez wieże telefonii komórkowej ani radary lotnicze czy choćby mikrofalówki. 30-krotnie silniejszy niż średnie promieniowanie w kosmosie dochodził z kierunku trzech systemów gwiezdnych Chi Sagittarii, w konstelacji Strzelca. Ciąg znaków, który zakreślił Ehman, pokazywał jego nietypową zmianę natężenia. A raczej typową dla transmisji nadanej przez… odległą cywilizację.

Według wzorca opracowanego przez astronomów pozaziemska wiadomość wykryta przez „Wielkie Ucho” trwałaby dokładnie 72 sekundy. Jej intensywność wzrastałaby przez pierwsze 36 sekund, a następnie zaczęła opadać. Profil „Wow!” (jak z czasem nazwano przekaz) odpowiadał tym wyliczeniom idealnie. Wyglądało na to, że wydruk danych z obserwatorium, który wylądował na biurku Ehmana, może okazać się sygnałem przesłanym na Ziemię przez kosmitów.

Milczenie „Wielkiego Ucha”

Po początkowej euforii naukowca ogarnęło zwątpienie. W kosmicznym eterze zaległa bowiem cisza. Mimo wielokrotnych prób Ehmanowi nie udało się odtworzyć sygnału „Wow!”. W latach 90. w poszukiwane śladów tajemniczej fali zaangażowali się naukowcy z organizacji SETI (Search for Extraterrestrial Intelligence). Jednak i oni nie odnieśli sukcesu. Kosmiczną zagadkę próbowali rozwiązać również amatorzy. Jeden z nich, dr Robert H. Gray, poświęcił tropieniu „Wow!” pół życia oraz prawdopodobnie wszystkie oszczędności. Pasjonat kosmosu zbudował własny radioteleskop, a gdy ten okazał się za słaby, dołączył do astronomów w Obserwatorium Oak Ridge w Harvardzie. Potem na poszukiwanie „Wow!” namówił stację w Mount Pleasant na Uniwersytecie Tasmańskim. Przy pomocy czułego, 26-metrowego radioteleskopu wykonano sześć obserwacji. Każda trwała 14 godzin. Bez powodzenia.

Po dwóch dekadach studiowania odczytów oraz pięćdziesięciu próbach odnalezienia sygnału również Ehman zrobił się sceptyczny. – Może to po prostu fala z Ziemi odbita od kawałka kosmicznych śmieci? – zastanawiał się w 1994 roku. Nie wykluczył, że jej źródłem mogły być operacje wojskowe. Szybko jednak obalono tę hipotezę. Okazało się, że reflektor kosmiczny nie jest w stanie wytworzyć tak silnej transmisji. Wykluczono też inne teorie. Nie było to międzygwiezdne migotanie czy obracające się źródło przypominające latarnię morską, a tym bardziej jednorazowy wybuch w kosmosie.

Dowód bez dowodu

W 2017 roku pojawiło się kolejne możliwe wyjaśnienie fascynującej zagadki. Antonio Paris, adiunkt wydziału astronomii St. Petersburg College na Florydzie twierdził, że „Wow!” był efektem kosmicznego fenomenu. Stworzyć miał go obłok wodorowy otaczający dwie komety, które 15 sierpnia 1977 roku znajdowały się w pobliżu gwiazdozbioru Chi Sagittarii. Silny rozbłysk fali miał powstać na skutek przejścia tych komet (266P/Christensen i 335P/Gibbs) przez pole widzenia „Wielkiego Ucha”. Tę teorię również podważono. Uznano, że komety nie znalazłyby się w wiązce sygnałów przechwyconej tego dnia przez radioteleskop. O ile w ogóle tam były, gdyż ich istnienie wykryto dopiero w XXI wieku.

Wyglądało na to, że astronomowie stanęli w obliczu zagadki nie do rozwiązania. Swoistego paradoksu. „Wow!” miał wszystkie cechy fali wysłanej na Ziemię przez obcą cywilizację i do dziś pozostaje najsilniejszym kandydatem do miana pozaziemskiej transmisji radiowej. Nie ma innego wytłumaczenia, skąd mógłby pochodzić. Jednak, w związku z tym, że jego obserwacja była jednorazowa, automatycznie dyskwalifikowało go jako dowód.

Dlaczego zniknął? Czy był to sygnał z zakodowaną informacją, której nie potrafiliśmy odszyfrować? Czy miał coś wspólnego z pierwszą transmisją radiową wysłaną w kosmos w 1974 roku z obserwatorium Arecibo, swoistym „dzień dobry” ludzkości? Czy ktoś do nas „oddzwonił”, ale nie potrafiliśmy odebrać?

– Zwyczajnie nie wiemy – twierdził po latach badań dr Robert H. Gray.

Nie jesteśmy smaczni

– Witajcie, inteligentne istoty obce. Nazywam się Stephen Colbert, przychodzę do was z ważnym przekazem w imieniu wszystkich ludzi na Ziemi. Nie jesteśmy smaczni. W rzeczywistości jesteśmy trochę łykowaci i na pewno utkwimy wam między zębami. Jeśli macie ochotę na dobrą przekąskę, lećcie do pobliskiej mgławicy Kraba. I zabierzcie śliniak. Poważnie, tam mają bufet! – to nagranie wideo amerykańskiego komika znalazło się wśród 10 tysięcy postów Twittera wysłanych w kosmos 15 sierpnia 2012 roku. W kosmicznej kopercie, oprócz Stephena Colberta, wiadomości zamieścili też inni celebryci, między innymi Jorge Garcia, Leila Lopes czy Miss Universe 2011. Całość ułożyła się w mozaikę zdjęć, filmów i postów z wszystkich zakątków świata.

Transmisję nazwano „Hello” i opatrzono hasztagiem #ChasingUFO’s. Wysłano ją w kosmos dokładnie w 35. rocznicę odkrycia sygnału „Wow!”. Nieprzypadkowo skierowano ją w stronę konstelacji Strzelca i trzech gwiazdozbiorów Chi Sagittarii.

Aby wyróżnić sygnał wśród miliona innych, naukowcy nadali mu moc 20 razy większą od najpotężniejszego nadajnika radiowego. Może podobnie jak 45 lat temu „Wow!”, przekaz „Hello” obudzi nadzieję mieszkańców planety, której jeszcze nie znamy?

Joanna Tomaszewska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama