Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 06:25
Reklama KD Market
Reklama

Wyścig śmierci

Iditarod to znany na całym świecie wyścig na Alasce z udziałem zawodników, którzy pokonują ogromny dystans na saniach z psim zaprzęgiem. Ceremonia startu ma miejsce w Anchorage, a właściwy start odbywa się w miejscowości Willow, natomiast meta znajduje się w miasteczku Nome. Najlepsi uczestnicy, tzw. maszerzy, pokonują wraz ze swoimi psami około 1850 kilometrów w 10 dni. Odbywa się to w niezwykle trudnych warunkach klimatycznych i stanowi wielkie wyznanie zarówno dla ludzi, jak ich psich towarzyszy...

Dla pieniędzy i sławy

Wyścig Iditarod jest jedną z największych imprez sportowych na Alasce. Każdego roku startuje ponad 50 maszerów, a każdy zaprzęg składa się z przynajmniej 12 psów. Warunkiem klasyfikacji na mecie jest posiadanie w zaprzęgu minimum sześciu psów. Początkowo Iditarod był pomyślany jako test dla najlepszych psów i maszerów. Dziś jednak jest to w pełni komercyjna rywalizacja, w której chodzi nie tylko o rozgłos, ale również o spore pieniądze.

Tegoroczny wyścig zakończył się 15 marca, ale jego przebieg wywołał spore kontrowersje. Wiąże się to z tym, iż w czasie trwania imprezy doszło do niezwykle silnej burzy śnieżnej, w wyniku której na końcowym odcinku trasy sześciu uczestników wycofało się z zawodów. Trzech dalszych podjęło decyzję, która spowodowała, że nałożono na nich kary. Mille Porsild z Danii, Michelle Phillips z Kanady oraz Riley Dyche z Alaski zostali zdegradowani na liście tych, którzy ukończyli wyścig. Żadna z tych osób nie miała szans na zwycięstwo, ale Porsild została przesunięta z 14. na 17. miejsce, Phillips zdegradowano o jedyną pozycję do miejsca osiemnastego, a Dyche dostał karę w wysokości tysiąca dolarów.

Wszystko przez to, że cała trójka zdecydowała, iż w czasie burzy śnieżnej, którą przeczekiwała w prymitywnych, zadaszonych chatach, psy nie będą trzymane na zewnątrz, lecz podzielą z zawodnikami ich schronienie. Organizatorzy uznali, iż chronienie w ten sposób psów dało tym uczestnikom wyścigu przewagę nad bezpośrednimi konkurentami, którzy znajdowali się za nimi.

Trzymanie psów w tych samych pomieszczeniach, w których śpią maszerzy, jest rzekomo niezgodne z przepisami wyścigu, ale nie do końca. Jeden z punktów regulaminu stanowi, iż w czasie trwania wyścigu „psy nie mogą nocować razem z ludźmi w chatach, z wyjątkiem przypadków, w których konieczna jest interwencja weterynarza”. Jednak w tym samym regulaminie widnieje następujący zapis: „Niedopuszczalne jest okrutne lub niehumanitarne traktowanie psów. Dotyczy to wszelkich działań, które mogą skutkować bólem lub cierpieniami zwierząt”.

Kary wobec trójki uczestników wyścigu zostały zastosowane dlatego, iż czterech innych maszerów – Matt Hall, Mitch Seavey, Lev Shvarts i Joar Leifseth Ulsom – złożyli formalne zażalenie w tej sprawie. Jednak duńska zawodniczka Porsild stwierdziła, iż „zapewnienie schronienia moim psom w czasie burzy śnieżnej nie dało mi żadnej przewagi nad rywalami. Wręcz przeciwnie – mój wyścig do mety został z tego powodu spowolniony. Moim zdaniem pozostawienie psów na zewnątrz w takich warunkach mogło doprowadzić do ich śmierci”.

Okrucieństwo wobec zwierząt

Jak można się było spodziewać, sprawa ta zainteresowała organizację PETA, która walczy z wszelkimi przejawami okrucieństwa w stosunku do zwierząt. Działacze tej organizacji od dawna twierdzą, że Iditarod to „wyścig śmierci”, w ramach którego psy traktowane są w sposób niezwykle okrutny i często zdychają z wycieńczenia. Przedstawicielka tej organizacji, Tracy Reiman, powiedziała: – Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że ta z gruntu okrutna impreza winna zostać zlikwidowana. Ci uczestnicy wyścigu, którzy pozostawili swoje psy na zewnątrz w ekstremalnych warunkach pogodowych, powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Niestety okrucieństwo tego wyścigu jest głęboko zakorzenione i trudno je będzie zlikwidować.

Działacze na rzecz ochrony zwierząt twierdzą, że w dzisiejszych warunkach ten okrutny wyścig nie stanowi już godnej formy upamiętnienia faktu dostarczenia ratującej życie surowicy w 1925 roku na trasie zwanej wtedy Iditarod Trail Seppala, co stało się genezą obecnych zawodów. Dziś jest to, zdaniem działaczy, raczej znęcanie się nad psami. Krytykowana jest również praktyka wiązania psów na łańcuchach, powszechnie stosowana przez maszerów na punktach kontrolnych.

Wydarzenie z 1925 roku znane jest jako „Wielki Wyścig Miłosierdzia”. W tamtym czasie w Nome wybuchła epidemia błonicy, czyli poważnej choroby zakaźnej. Doktor Curtis Welch, walczący z tą epidemią, wysłał do Anchorage pilny telegram, w którym informował, że nie posiada odpowiednich ilości surowicy, by leczyć pacjentów. W związku z tym zdecydowano, że do Nome wyruszy maszer z psim zaprzęgiem i ładunkiem ponad 9 kilogramów surowicy. Psy pokonały dystans ponad tysiąca kilometrów w ciągu 5 dni. Wtedy było to coś w rodzaju doraźnego pogotowia ratunkowego, co jednak w żaden sposób nie wiąże się z dzisiejszym wyścigiem Iditarod.

Od pewnego czasu komercjalne poparcie dla wyścigu Iditarod słabnie. W 2017 roku bank Wells Fargo ogłosił, że nie będzie nadal sponsorować tych zawodów. Trzy lata później kilka dużych firm wycofało się ze sponsorowania wyścigu pod presją organizacji PETA. Koncern Exxon ogłosił, że wycofa swoje wsparcie finansowe w przyszłym roku. Nie oznacza to jednak, że Iditarod przestanie istnieć. Dla tubylców jest to mocno zakorzeniona tradycja, z którą trudno się będzie rozstać. Być może jednak impreza ta stanie się znacznie skromniejsza i mniej komercyjna, co oznaczałoby powrót wyścigu do jego pierwotnego kształtu.

Krzysztof M. Kucharski


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama