Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 06:24
Reklama KD Market
Reklama

Warszawa i Kijów pod bombami

Wojna w Polsce w 1939 roku rozpoczęła się podobnie jak obecna wojna w Ukrainie. Tylko że w 1939 rozpoczęły ją hitlerowskie Niemcy, a teraz Rosja Putina. Jedni i drudzy zaatakowali z wielu stron bronią pancerną i piechotą, bombardując jednocześnie miasta i stolicę. Jedni i drudzy przekazywali swojemu narodowi wyłącznie kłamstwa na temat wojny, czy też, jak uważa Putin, „specjalnej operacji militarnej”. Hitler od kłamliwej propagandy miał Goebbelsa. Putin ma Ławrowa i Pieskowa...

Wiadomo, jak skończyli Hitler i Goebbels. Historia, choć nie zawsze, lubi się powtarzać. Ale – biorąc pod uwagę, w jak podobny sposób rozpoczęły się obie wojny – można mieć nadzieję, że czołowych putinowców spotka podobny los, jaki stał się udziałem zbrodniarzy III Rzeszy.

Analogie i różnice

Ukraina jest jednak w lepszej sytuacji niż w 1939 roku znalazła się Polska. II Rzeczpospolita w ciągu zaledwie 20 lat niepodległości, kiedy to jeszcze musiała stoczyć wojnę z bolszewikami, nie zdołała utworzyć mocnej armii. Broni pancernej i lotnictwa, w porównaniu z Niemcami, jakby w ogóle nie miała.

Ukraina po 30 latach niepodległości mogła stworzyć mocniejszą armię. Choć zrobiła to dopiero po 2014 roku, gdy Rosjanie zajęli Krym. Nie jest tak bezbronna wobec Rosji jak była Polska wobec Niemców. Ponadto Ukraińcy zyskali sprzymierzeńców wśród członków Unii Europejskiej i państw należących do NATO. Przede wszystkim mają sprzymierzeńca w Stanach Zjednoczonych, wciąż najsilniejszego mocarstwa świata.

Gdyby Stany Zjednoczone i państwa NATO nie dostarczyły Ukrainie tysięcy sztuk wyrzutni przeciwpancernych i przeciwlotniczych, a przy tym nie wsparły informacjami wywiadowczymi, Putin rzeczywiście, tak jak chciał, zająłby Ukrainę w trzy dni. I, co szczególnie ważne – Ukraina doczekała się prawdziwie profesjonalnej kadry dowódczej, z czym w Polsce w 1939 roku nie było najlepiej.

Sytuacja w 1939 była w Europie zupełnie inna niż dzisiaj. Nie istniały żadne zbiorowe sojusze wojskowe, jak NATO. Polska miała podpisane umowy o pomocy wojskowej z Francją i Anglią. Ale oba te kraje nie były w stanie same obronić się przed napaścią Niemiec. Francja, mimo posiadania na wschodzie potężnej twierdzy – Linii Maginota – skapitulowała po 53 dniach obrony. Hitler przejechał kabrioletem aleją Pól Elizejskich. To samo czekałoby Anglię, gdyby Hitler zdecydował się na desant na Wyspach w 1940 roku.

Kadra dowódcza Wojska Polskiego, na najwyższym szczeblu, skompromitowała się we wrześniu 1939 roku. Była formowana z klucza politycznego, z samych postaci wiernych obozowi sanacyjnemu. Przygotowanie wojskowe i doświadczenie bojowe miały drugorzędne znaczenie. Liczyła się przede wszystkim lojalność wobec rządu. W Ukrainie najwyżsi dowódcy są profesjonalistami, co widać po działaniach wojennych.

Godzina próby

We wrześniu, w godzinie najcięższej próby, na czele polskiej armii stał człowiek, który ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie – Naczelny Wódz marszałek Rydz-Śmigły. Cała jego wiedza wojskowa pochodziła z rocznego kursu tzw. Wyższej Szkoły Oficerskiej Związku Strzeleckiego. Stanowisko szefa Sztabu Naczelnego Wodza objął generał brygady Wacław Stachiewicz, który ukończył zaledwie szkołę podoficerską Związku Strzeleckiego.

Przygotowanie zawodowe polskiej kadry dowódczej to jedno. Morale i patriotyzm tych ludzi to drugie. 18 września 1939 roku, kiedy jedna z armii pod dowództwem wybitnego generała Tadeusza Kutrzeby walczyła z Niemcami w bitwie nad Bzurą, kiedy trwały ciężkie boje o Tomaszów Lubelski, o Grodno, kiedy jeszcze walczyły armie „Kraków” i „Lublin”, szef Sztabu Naczelnego Wodza Stachiewicz i sam Naczelny Wódz marszałek Rydz uciekli do Rumunii. Czy można było bardziej zhańbić mundur polski?

Dzień wcześniej, 17 września, kiedy Rosjanie zaatakowali Polskę, marszałek Rydz wydał przez radio rozkaz swoim żołnierzom: – Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadania dla Warszawy i miast, które się miały bronić przed Niemcami, bez zmian.

Do dzisiaj trwają spory między historykami o ten rozkaz Naczelnego Wodza. Czy to nie był akt zdrady?

Bohater Warszawy

Prezydent Warszawy od 1934 roku, Stefan Starzyński, i bez rozkazu Naczelnego Wodza broniłby Warszawy. Nawet nie pomyślał, aby z tego zadania rezygnować.

Od 20. roku życia związany był z wojskiem. Legiony Polskie, wojna z bolszewikami w 1920 roku – wyróżnił się w walkach z Armią Konną Siemiona Budionnego – praca w II Wydziale Sztabu Generalnego. Później rozpoczął działalność w administracji gospodarczej państwa. Cały czas był zwolennikiem rządów Piłsudskiego. Za prezydentury Starzyńskiego w Warszawie wybudowano 100 tysięcy mieszkań i wiele okazałych gmachów publicznych.

Na każdym stanowisku okazał się człowiekiem o wysokim poczuciu obowiązku. We wrześniu 1939 roku spadła na niego odpowiedzialność, jakiej jeszcze nie doświadczył – odpowiadał za stolicę Polski w czasie napaści Niemców. 5 września zdarzyło się coś, co wiele mówi o stanie ducha ówczesnego przywództwa polskiego. Komisarz rządu na miasto stołeczne Warszawa przekazał Starzyńskiemu polecenie ewakuacji, a wojna się dopiero zaczęła. Starzyński bez wahania odpowiedział komisarzowi: – Powiedz swemu premierowi, że jeśli nie troszczył się o los mój i los miasta w chwili, gdy je opuszczał, niech teraz troskę o to pozostawi mi. Powiedz mu też, że ja dezerterem nie będę.

Jest tutaj podobieństwo do słów prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który na propozycję ewakuacji z Kijowa odpowiedział światu: – Tu trwa walka. Potrzebuję amunicji, nie podwózki. Zełenski w codziennych wystąpieniach nawołuje Ukraińców do oporu, a społeczność światową do wsparcia i jak najostrzejszego ukarania Rosji.

Podobnie robił Starzyński. On również w codziennych przemówieniach radiowych apelował przede wszystkim do Francji i Wielkiej Brytanii, aby pomogły Polsce i Warszawie. Na Polskę spadały niemieckie bomby, jak dzisiaj rosyjskie bomby spadają na Ukrainę.

Prezydent Starzyński jak mógł podnosił ducha mieszkańców stolicy. 15 września mówił przez radio: – Na froncie Warszawy panuje duch nieustraszonych bojowników o wolność i niepodległość Polski. Liczę, że i wy powierzonego w Wasze ręce honoru Warszawy nie splamicie. Cała Polska patrzy na Warszawę. Stolica musi pokazać siłę swoich serc i wolę zwycięstwa nad hordami prusackiego żołdactwa wyciągającego ręce po naszą ziemię. Odpędźcie wroga, skąd przyszedł. Pokażcie siłę Warszawy.

Warszawiacy, słuchając Starzyńskiego, uspokajali się. Całymi rodzinami zasiadali do odbiorników radiowych. Gdy od ciągłego mówienia Starzyńskiego dopadła chrypka, ludzie masowo wysyłali mu leki na gardło. Inicjował działania ułatwiające życie w oblężonym mieście. A kiedy przez radio wezwał 600 młodych ludzi zdecydowanych umrzeć za ojczyznę – do formowanego Batalionu Obrony Miasta – stawiło się ich nie 600, ale 6 tysięcy.

Tak samo zachowują się dziś mieszkańcy Kijowa. W ciągu kilku dni do oddziałów obrony terytorialnej zgłosiło się około 100 tysięcy ochotników.

Przewaga militarna Niemców była miażdżąca. Polska nie była w stanie ich odeprzeć. 25 września w Warszawie rozpętało się prawdziwe piekło. Warszawiacy zapamiętali ten dzień jako „czarny” lub „lany” poniedziałek. Stał się on zapowiedzią skrajnego barbarzyństwa tamtej wojny. Podczas wojny w Ukrainie takim symbolem barbarzyństwa Rosjan pozostanie Mariupol. O ile nie wydarzy się coś jeszcze gorszego.

Tego dnia 400 samolotów Luftwaffe przez 11 godzin bez przerwy zrzucało setki ton bom burzących i zapalających. Dymy pożarów zasłoniły słońce. To był pierwszy w historii II wojny światowej dywanowy nalot na stolicę europejskiego państwa.

Hitler w swoim przemówieniu cynicznie oświadczył, że bombardowania polskich miast, a szczególnie Warszawy, były przeprowadzane w sposób humanitarny, ponieważ on osobiście nakazał ocalić kobiety i dzieci. Putin w kłamstwach jest jeszcze bardziej perfidny od Hitlera. Kazał Ławrowowi powiedzieć, że Rosja wcale nie napadła na Ukrainę.

28 września Warszawa formalnie skapitulowała, ale – jak pokazały dalsze losy wojny – nie poddała się. Polski wrzesień odmienił Polaków, zwłaszcza młodych. Dobrze oddała to Monika Żeromska, córka pisarza Stefana Żeromskiego, pisząc w swoim dzienniku: „Patrzę z drugiego brzegu tej otchłani na tę miłą panienkę, która nic nie wiedziała. Nie znała strachu, śmierci, nienawiści. Tak jak pewnie wszyscy młodzi myślałam, że oczywiście jestem nieśmiertelna, a teraz wiem jak blisko, łatwo, prędko można się ze śmiercią spotkać. Już wiem, jak się umiera”.

Podobne odczucia, niestety, ma dzisiaj wielu Ukraińców.

Ryszard Sadaj


14082012_-_Apné_(8859961212)

14082012_-_Apné_(8859961212)

Clarence-Thomas_fot_Erin-Schaff_EPA_Shutterstock(1)

Clarence-Thomas_fot_Erin-Schaff_EPA_Shutterstock(1)

Iditarod_2005_Wiki

Iditarod_2005_Wiki

lighthouse-6785763_1920

lighthouse-6785763_1920

Los_Alamos_achievements_(7448054136)

Los_Alamos_achievements_(7448054136)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama