2 maja 1988 roku Diane Lynn Dahn nie stawiła się do pracy w San Diego Transit Corporation. Ponieważ była osobą sumienną, która prawie nigdy się nie spóźniała, jej nieobecność wywołała pewne zaniepokojenie. Koleżanka Diane poszła do jej mieszkania, w którym dokonała szokującego odkrycia. Zakrwawione ciało Dahn leżało na łóżku w sypialni, a jej 2-letni syn, Mark, błąkał się po mieszkaniu nie zdając sobie sprawy z tego, co się stało...
Na tropie zbrodniarza
Jak wykazało śledztwo prowadzone przez biuro szeryfa powiatu San Diego, Diane zginęła w wyniku kilku ciosów zadanych tępym narzędziem oraz pchnięć nożem. Mimo wielomiesięcznego dochodzenia nie znaleziono żadnych podejrzanych, a sprawę odłożono do policyjnych archiwów. Przez następne 34 lata rodzina zamordowanej kobiety nie miała pojęcia o tym, kto mógł być sprawcą tej zbrodni.
Siostra zamordowanej, Victoria Dahn-Minter, wspominała, że Diane była osobą „rozrywkową”. Lubiła żartować, rysować i grać na różnych instrumentach muzycznych. Uważała ją za doskonałą, opiekuńczą matkę i nigdy nie pogodziła się z faktem, że jej siostrzeniec w zasadzie nie poznał swojej matki. Mark Breyer, bo tak się dziś nazywa syn zamordowanej, nie pamięta żadnych szczegółów tego feralnego dnia i nie był w stanie pomóc policji w śledztwie. Po stracie matki został adoptowany, ale jego biologiczna rodzina zachowała z nim kontakt, w związku z czym wiedział doskonale o tym, co wydarzyło się w 1988 roku.
Wydawać by się mogło, że cała ta sprawa została zamknięta przed kilkoma dekadami i że nie ma żadnych możliwości jej wyjaśnienia. Jednak przed kilkoma dniami sprawca morderstwa został ostatecznie zidentyfikowany. Okazało się, że zbrodni dopuścił się Warren Robertson, który w roku 1988 mieszkał w tym samym bloku mieszkalnym co Diane. Pracował wtedy jako kierowca ciężarówek w San Diego. Z ofiarą przestępstwa nie miał żadnych konkretnych kontaktów. Może poza tym, że zarówno on, jak i Diane pasjonowali się wyścigami samochodowymi i na krótko przed morderstwem znaleźli się na torze El Cajon Speedway. Być może tam przelotnie się spotkali, ale tego nie da się w żaden sposób potwierdzić.
Wkrótce po zamordowaniu kobiety Warren opuścił swoją rodzinę i przeprowadził się do Lakeside w stanie Kalifornia. Rok później znalazł się w Indianie, gdzie w 1999 roku w wieku 39 lat zginął w pożarze domu. W związku z tym zidentyfikowanie go jako sprawcy przestępstwa nie ma w sensie prawnym żadnego znaczenia. Ma jednak ogromne znaczenie dla rodziny ofiary mordu. Mark, jej syn, powiedział: – Dla mnie zawsze było trudne to, że straciłem matkę, której nigdy tak naprawdę nie poznałem, a ponadto nie wiedziałem, kto mi ją zabrał. Teraz wiem i jest to dla mnie bardzo ważne.
Genealogia genetyczna
Rozwiązanie tej zagadki jest jednak ważne z zupełnie innego powodu. Po raz kolejny okazało się mianowicie, że możliwe jest tropienie przestępców nie tylko na podstawie badań DNA, które w roku 1988 nie istniały, ale również za pomocą tzw. genealogii genetycznej. Zazwyczaj jest tak, że materiał genetyczny pobrany z miejsca dokonania przestępstwa porównywany jest z danymi zgromadzonymi w zbiorze znanym jako CODIS, w którym istnieją genetyczne informacje dotyczące ogromnej liczby przestępców. Ale jeśli w tymże zbiorze nie ma żadnych śladów domniemanego przestępcy, jego identyfikacja staje się niemożliwa.
W roku 2000 spod paznokcia Diane uzyskano dane DNA sprawcy morderstwa, ale informacje te w żaden sposób nie pomogły. Dziesięć lat później śledczy dysponujący znacznie lepszymi możliwościami technicznymi znaleźli w dłoni ofiary morderstwa mikroskopijny kawałek ludzkiego włosa. Badania genetyczne wykazały, iż włos ten należał do tego samego człowieka, który pozostawił ślad pod paznokciem ofiary. Jednak ponownie nie pomogło to w identyfikacji sprawcy.
Przed dwoma laty postanowiono zastosować w tej sprawie metodę genealogii genetycznej. Polega to na tym, iż dostępny materiał DNA służy jako podstawa do tradycyjnych badań, np. takich, które ustalają czyjeś ojcostwo. Jest to w pewnym sensie rozszerzenie tych badań na inne stopnie pokrewieństwa. Posługując się tą metodologią śledczy zidentyfikowali najpierw 9 różnych tzw. drzew genealogicznych potencjalnego podejrzanego, z których wyłoniono ponad 1300 osób spokrewnionych z nim (lub z nią). Ostatecznie zidentyfikowano kilkunastu bezpośrednich krewnych sprawcy, z których niektórzy nie mieli problemu z poddaniem się odpowiednim testom. W ten sposób zidentyfikowano Robertsona.
Biuro szeryfa w San Diego twierdzi, że rozwiązanie zagadki morderstwa Diane jest już piątym przypadkiem skutecznego zastosowania nowatorskiej technologii genealogii genetycznej. Początkowo stosowano te metody w ramach różnych eksperymentów, ale dziś jest to coś, z czego korzystają z powodzeniem śledczy w wielu zakątkach Stanów Zjednoczonych. Pełny sukces nie jest nigdy gwarantowany, ale zastosowanie metody niemal zawsze przynosi jakieś namacalne rezultaty.
Dotyczy to przede wszystkim przypadków, w których danych sprawcy przestępstwa nie ma w narodowej bazie DNA, a zatem jego bezpośrednia identyfikacja na tej podstawie jest niemożliwa. Jeszcze do niedawna oznaczało to dla śledztwa ślepy zaułek. Dziś jest jednak zupełnie inaczej, czego dowodem jest sprawa Diane Dahn. Ponadto jej sprawa świadczy o tym, iż śledczy pracujący nad tzw. cold cases, czyli umorzonymi przed laty dochodzeniami, weszli w posiadanie nowych i niezwykle skutecznych metod. Pozwalają one na wykrywanie sprawców nawet po upływie bardzo wielu lat i nawet wtedy, gdy sprawcy już dawno nie żyją.
Krzysztof M. Kucharski