Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 listopada 2024 00:50
Reklama KD Market

Geniusz z odciętą głową

Franz Joseph Haydn to obok Mozarta i Beethovena jeden z tzw. wielkiej trójki klasyków wiedeńskich. Nie najwybitniejszy, ale z drugiej strony najbardziej awangardowy. Haydn doceniając geniusz muzyczny swoich kolegów często mawiał: – Beethoven jest pierwszy, Mozart jedyny, a ja dzięki Bogu – trzeci. Z pierwszym się przyjaźnił, drugiego – uczył. 31 marca będziemy świętować 290. rocznicę urodzin genialnego kompozytora…

Sam był wyjątkowo płodnym kompozytorem. Napisał niemal 1300 utworów. Jego żona bardzo często używała rękopisów Haydna do robienia papilotów, więc zapewne było ich dużo więcej. W swoich kompozycjach artysta stosował niecodzienne akordy, tonacje molowe i nieoczekiwane zmiany nastroju, zapowiadające nadchodzącą epokę romantyzmu. Współcześnie nazywany jest ojcem symfonii i kwartetu smyczkowego choć komponował też opery i oratoria, w tym najsłynniejsze Stworzenie świata i Pory roku.

Akompaniator nauczyciela Farinelliego

Joseph przyszedł na świat w Rohrau, małej austriackiej wiosce niedaleko węgierskiej granicy. Był jednym z tuzina dzieci wiejskiego cieśli, Mathiasa i kucharki, Anny Marii Koller. Jednym z jego młodszych braci był Michael Haydn, również kompozytor, działający przede wszystkim w Salzburgu.

Od dziecka Joseph był bardzo muzykalny. Los obdarzył go też pięknym głosem, dlatego w 1738 roku rodzice wysłali go do Hainburga, gdzie pod opieką kuzyna uczył się gry na skrzypcach i fortepianie. Joseph nie wspominał dobrze opieki krewnego, który często go głodził i karał chłostą. Na szczęście chłopiec szybko został dostrzeżony przez dyrygenta chóru przy katedrze św. Szczepana w Wiedniu, który ściągnął go do siebie.

Około 1748 lub 1749 roku po przejściu mutacji Joseph musiał jednak opuścić chór. Prawdę powiedziawszy został po prostu wyrzucony na bruk. Na szczęście zahartowany młodzieniec szybko wziął się w garść i zaczął zarobkować. Początkowo grywał nawet na ulicach, ale przez pewien czas był też akompaniatorem Nicola Porpory, włoskiego kompozytora operowego i nauczyciela śpiewu, którego najsłynniejszym uczniem był Farinelli.

Na magnackim dworze

W 1759 roku Haydn został nadwornym kompozytorem hrabiego Morzina w Dolnej Łukawicy. Ale nie gościł u niego zbyt długo, bo już w 1761 roku został zatrudniony jako nadworny kompozytor i kapelmistrz na dworze Esterházych, znaczącej węgierskiej rodziny magnackiej. Związał się z nią na niemal 30 lat. Kiedy przyjechał do posiadłości w Eisenstadt, miał 27 lat. Do jego obowiązków należało dyrygowanie chórem i orkiestrą, a także szkolenie muzyków. Ale przede wszystkim „komponowanie takiej muzyki, jaką rozkaże Jego Książęca Wysokość”, bowiem książę Miklos Esterházy był żarliwym melomanem i sam dobrze grał na barytonie.

To w Eisenstadt Haydn skomponował większość swoich dzieł. Potrafił pisać nawet pięć symfonii rocznie. Przez niemal trzy dekady muzyk nie opuszczał książęcego pałacu. Po prostu książę Esterházy nie lubił nieobecności swojego kapelmistrza. Kompozytor nie wiedział więc, co się dzieje w świecie muzyki. Z czasem jednak docenił tę sytuację oświadczając: – Byłem odcięty od świata, więc byłem zmuszony być oryginalnym.

Żonaty ze starą panną

Tuż przed wyjazdem do rodziny Esterházych Haydn chciał ustabilizować swoje życie prywatne. Czuł, że do pełni szczęścia brakuje mu żony. Chciał poślubić ukochaną Teresę Eleonorę, która była córką fryzjera, Johana Petera Kellera. Dziewczyna jednak, z niewiadomych powodów, wstąpiła do klasztoru. Ponieważ Haydn przyjaźnił się z niedoszłym teściem, za jego namową poślubił jego starszą córkę, Marię Annę Theresię.

Była o cztery lata starsza od kompozytora – miała 32 lata i mnóstwo staropanieńskich nawyków. Dlatego, niestety, ich małżeństwo nie należało do szczęśliwych. Maria Anna nie tylko nie pałała miłością do męża, ale nie potrafiła też zrozumieć jego zaangażowania w kompozycję. Była kłótliwa i głupia. Bezmyślnie niszczyła szereg jego rękopisów, wykorzystując je na papiloty do włosów, czy do… pasztecików. Maria Anna była też rozrzutna i wymagająca, tym bardziej że wiedziała, iż książę nie odmówi ukochanemu kapelmistrzowi dodatkowych środków. Większość czasu małżonkowie spędzili w separacji i nigdy nie doczekali się dziecka.

Romans z piękną Włoszką

Nie oznacza to jednak, że Haydn nie został ojcem. Najprawdopodobniej. W marcu 1779 roku na dworze zawitało włoskie małżeństwo Polzellich: Antonio – skrzypek i Luigia – śpiewaczka. On był mocno leciwy, natomiast Luigia miała 19 lat. Kobieta była niezwykle atrakcyjna, a także bardzo nieszczęśliwa w małżeństwie. Nic więc dziwnego, że Haydn, choć też już niemłody, bo dobiegający pięćdziesiątki, zakochał się w pięknej Włoszce. Luigia odwzajemniła jego uczucie.

Wkrótce okazało się, że Antonio jest niezbyt zdolnym skrzypkiem. Miał też trudności z wypełnianiem obowiązków, gdyż znajdował się w początkowej fazie gruźlicy. Książę chciał ich zwolnić z dworu, jednak na prośbę Haydna, którego niezwykle cenił, zgodził się na zatrzymanie Polzellich na liście płac. Romans kompozytora i śpiewaczki trwał dziesięć lat. Ponoć chcieli wziąć ślub, ale ponieważ oboje należeli do Kościoła rzymskokatolickiego, było to całkowicie niemożliwe aż do śmierci ich małżonków.

Luigia oprócz uczucia dała Haydnowi też coś bezcennego – ojcostwo. Najpierw kompozytor wziął pod swoje skrzydła Pietra, syna Luigii i Antonia. Opiekował się nim, brał czynny udział w jego edukacji i wychowaniu. W 1783 roku Luigia urodziła kolejnego chłopca. Zarówno ona, jak i jej mąż wierzyli, że był synem Haydna. Kompozytor nigdy jednak się do tego nie przyznał, przynajmniej na piśmie. Nie chciał wywoływać skandalu. Dlatego chłopiec dostał na imię Antonio – jak mąż Luigii.

Wreszcie wolny!

Po śmierci księcia Miklosa w 1790 roku i rozwiązaniu orkiestry Esterházych Haydn otrzymał wysoką rentę i zamieszkał w Wiedniu. Dekadę wcześniej poznał Mozarta i panowie bardzo przypadli sobie do gustu. Wreszcie mieli czas, by się spotykać. Haydn zaczął też podróżować. Szczególnie podobał mu się Londyn, w którym był dwukrotnie. Pierwszy raz popłynął tam w 1791 roku.

Po raz pierwszy zobaczył morze, o czym marzył przez całe życie. Za każdym razem będąc na wyspach tworzył „symfonie londyńskie” (w sumie napisał ich 12). Otrzymał też tytuł doktora honoris causa na Uniwersytecie w Oxfordzie, a tamtejsze koncerty przez niego prowadzone kończyły się za każdym razem wielkimi fetami na cześć kompozytora.

Haydn wciąż opiekował się synami Luigii, która owdowiała w 1791 roku. Rok później zabrał Pietro do swojego wiedeńskiego domu, gdzie chłopiec kontynuował naukę. Załatwił mu nawet posadę nauczyciela fortepianu w domu arystokratycznym. Niestety, w 1796 roku Pietro zmarł na gruźlicę. Z kolei Antonio poszedł w ślady rzekomego ojca i w 1803 roku został skrzypkiem w orkiestrze dworskiej Esterházych.

Jeśli chodzi o relacje z Luigią, początkowo Haydn podtrzymywał zainteresowanie małżeństwem. Ich relacje ochłodziły się jednak, kiedy dowiedział się, że śpiewaczka źle o nim mówi, i że sprzedała fortepian, który jej podarował. Luigia wkrótce wróciła do Włoch i znalazła tam pracę w małym teatrze w Piacenzy, a Haydn nawiązał romans z angielską wdową, Rebeccą Schroeter.

W poszukiwaniu geniusza

Haydn umierał dwa razy. Kiedy po raz pierwszy rozeszła się wiadomość, że kompozytor zakończył życie, dyrekcja Konserwatorium Paryskiego zorganizowała nabożeństwo żałobne. Na szczęście była to jedynie plotka. Po jakimś czasie Haydn zwierzył się przyjacielowi: – Szkoda, że mnie o tym w porę nie powiadomiono. Chętnie bym dyrygował tym pięknym Requiem Mozarta, zagranym w mojej intencji”.

Prawdziwa śmierć nadeszła 31 maja 1809 roku. Już od kilku lat Haydn nie komponował i nie dyrygował. Mieszkał w swoim domu na przedmieściach Wiednia, był mocno schorowany i miał problemy z chodzeniem. Kiedy zmarł, miasto było zajęte przez armię napoleońską. Dlatego kompozytor został pochowany na miejscowym cmentarzu dzień po śmierci. Choć z powodu wojny jego pogrzeb był skromny, Napoleon kazał postawić przed domem Haydna wartę honorową.

Po śmierci studenci frenologii odcięli Haydnowi głowę, by zbadać, gdzie mieścił się jego geniusz. Nie odnaleźli tego miejsca, ale nie jest to podstawą, by geniusz Haydna kwestionować. W końcu sam Beethoven uważał go za swojego mistrza i nauczyciela.

Małgorzata Matuszewska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama