W tej historii jest wszystko. Tajemnicze morderstwo dokonane w biały dzień. Przyznanie się do winy, być może wymuszone przez policję, której zależało na zamknięciu sprawy po wielu miesiącach bezowocnego śledztwa. Skazany, który przez sześćdziesiąt lat konsekwentnie utrzymywał, że jest niewinny. I, co najważniejsze, brak ostatecznej odpowiedzi na pytanie, kto naprawdę zabił trzy przyjaciółki w czasie wycieczki do Starved Rock...
Zaginięcie
Był mroźny poniedziałek 14 marca 1960 roku. Trzy przyjaciółki – pięćdziesięcioletnia Lillian Oetting i jej równolatka Mildred Lindquist oraz trzy lata młodsza Frances Murphy wybrały się na kilkudniową wycieczkę do popularnego parku w stanie Illinois. W południe zameldowały się w znajdującym się na terenie parku hotelu, zostawiły w pokoju walizki i wyszły oglądać kaniony. To był ostatni moment, kiedy widziano je żywe.
Mąż Lillian umówił się z nią przed wyjazdem, że żona odezwie się do niego wieczorem po powrocie do pokoju. Kiedy Lillian nie zadzwoniła, George postanowił sprawdzić, co u niej. Jednak nikt nie podniósł słuchawki. Kiedy następnego dnia Lillian się nie odezwała, poprosił recepcjonistę o przekazanie jej prośby o natychmiastowy kontakt z domem. Nigdy do niego nie oddzwoniła.
W środę wczesnym rankiem zaniepokojona rodzina poprosiła obsługę hotelową o sprawdzenie pokoju kobiet. Wyglądało na to, że nikt z niego nie korzystał, walizki stały nierozpakowane. Było oczywiste, że kobiet od dwóch dni nie było w hotelu. Natychmiast wszczęto alarm i rozpoczęto poszukiwania. Grupy stanowej i lokalnej policji oraz wolontariuszy rozeszły się po Starved Rock. Padał gęsty śnieg, było bardzo zimno.
Morderstwo
Po półtoragodzinnych poszukiwaniach grupa ochotników natknęła się na zmasakrowane ciała Lillian, Mildred i Frances na dnie płytkiej jaskini w kanionie St. Louis. Kobiety, z których dwie były nagie od pasa w dół, leżały związane. Wyglądało na to, że pobito je na śmierć. Pod śniegiem odnaleziono części ich garderoby, kawałki sznurka i niedopałek papierosa a także rozbitą lornetkę, aparat i futerał – wszystko pokryte krwią. Znaleziono również narzędzie zbrodni – długi na metr konar drzewa pokryty krwią i włosami.
Morderstwo wstrząsnęło okolicą, ludzie zaczęli się bać. Tu, gdzie nikt wcześniej nie zamykał domów na klucz, nagle przestano wychodzić po zapadnięciu zmroku. Policja była zdeterminowana, aby jak najszybciej znaleźć mordercę. Kilkakrotnie przesłuchano pracowników i turystów, którzy znajdowali się na terenie Starved Rock 14 marca. Wszyscy jednak pozytywnie przeszli badanie wariografem i wszyscy mieli alibi. Szukano świadków, którzy mogliby rzucić światło na to, co stało się w kanionie tego feralnego dnia.
Posterunek w pobliskim LaSalle zaczęły zalewać informacje, które wydawały się ludziom ważne z punktu widzenia śledztwa. Najbardziej istotna pochodziła od dealera samochodowego z LaSalle, który wspominał, że 14 marca około godziny 14.00 jechał drogą Illinois Route 178. Przejeżdżając tuż obok wjazdu do kanionu St. Louis zobaczył brązowo-beżowego Chevroleta Bel Air, który podjechał do miejsca, gdzie stały trzy kobiety. Z samochodu wysiadł młody mężczyzna i zaczął z nimi rozmawiać. Drugi, nieco starszy, siedział w samochodzie. Dealer dokładnie opisał młodszego z mężczyzn, jednak śledczym nie udało się namierzyć opisywanego pojazdu, zarzucili więc poszukiwania.
Sprawca czy ofiara?
Mijały miesiące, a śledczym nie udało się wpaść na żaden znaczący trop. Co więcej, okazało się, że laboratorium kryminalistyczne, do którego wysłano dowody, jest niekompetentne. Przez wiele tygodni nie zlokalizowano obrączki Lillian – aż do momentu, gdy ktoś znalazł ją w jej rękawiczce. Inny brakujący dowód, okulary do czytania Frances, znaleziono w kieszeni jej kurtki. Laboratorium nie zbadało krwawych odcisków palców na ubraniach kobiet. Błędnie zidentyfikowało również włosy znalezione w zaciśniętej ręce Lillian jako należące do kobiety. Dopiero późniejsze badanie wykazało, że pochodziły od dwóch różnych mężczyzn. Nikt jednak nie powiązał tego znaleziska z dwoma mężczyznami na parkingu.
Opinia publiczna domagała się rozwiązania sprawy. Krytyka śledztwa była chyba najbardziej odczuwalna dla prokuratora Harlanda Warrena. Zbliżały się wybory, a jego przeciwnik nie dawał wyborcom zapomnieć, że najbardziej niesławna zbrodnia w historii hrabstwa pozostaje nierozwiązana i morderca wciąż grasuje na wolności. Warren postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i ponownie przesłuchać pracowników hotelu. Okazało się, że jeden z nich, 21-letni Chester Weger, był kilka lat wcześniej oskarżony o gwałt. Jego rola w zdarzeniu nie była jasna, jako nastolatek został tylko objęty dozorem policji. Śledczy postanowili dokładniej mu się przyjrzeć.
Młody mężczyzna wychowywał się w tych okolicach i świetnie znał park. Choć sześciokrotnie pozytywnie przeszedł test wariografem, stał się głównym podejrzanym w śledztwie. Policja zaczęła podążać tropem mężczyzny, śledząc każdy jego ruch i próbując go zastraszyć. W odnalezionych wiele lat później, w 2009 roku, notatkach zastępcy prokuratora znaleziono plan, jak wrobić Wegera: „Namówić człowieka do przyznania się, przekonać go. (...) Rozpocząć wojnę psychologiczną A. Założyć mu ogon w dzień i w nocy, aby był widoczny i wiedział, że jest śledzony. B. (...) Przywieźć go koło szóstej wieczorem i przesłuchiwać piętnaście godzin bez przerwy”.
Tak też się stało – policja nachodziła go w dzień i w nocy. Wielokrotnie go przesłuchiwano, czasami przez 24 godziny bez przerwy. Namawiano jego rodzinę, aby przekonała go do przyznania się. Grożono mu, że jeśli się nie przyzna, zostanie skazany na karę śmierci. Chester jednak uparcie i konsekwencje powtarzał, że nie ma nic wspólnego z morderstwami. Śledczy nie dawali za wygraną, gdyż nie dysponowali żadnymi dowodami i przyznanie się Wegera musiało być dla nich kluczowe. Nękanie mężczyzny trwało tygodniami. W końcu, po tygodniach wojny psychologicznej, śledczy uzyskali przyznanie się do winy. Jednak czy naprawdę udało im się złapać prawdziwego mordercę?
Walka o prawdę
Chester zeznał, że zamierzał obrabować przyjaciółki, ale te zaczęły się bronić. Udało mu się załagodzić sytuację i przekonać je do powrotu z nim do kanionu. Kobiety zgodziły się, następnie potulnie pozwoliły się związać. Zamierzał odejść, gdy jedna z nich wyrwała się z więzów i zaatakowała go. Podniósł więc gałąź drzewa i uderzył ją w głowę. Nie wiedział, czy żyje, więc ze strachu zabił dwie pozostałe, aby wyeliminować świadków. Następnie zaciągnął ciała do jaskini, upozorował gwałt i wrócił jakby nigdy nic do pracy w hotelu.
W jego przyznanie się do winy nie wierzyła nawet prokuratura. Zastępca prokuratora Anthony Raccuglia tak wspomina rozmowę z nowym prokuratorem stanowym Robertem E. Richardsonem: – Bob, to nie mogło się tak potoczyć. To jest absolutnie niedorzeczne.
A jednak zeznanie Chestera okazało się kluczowym dowodem, przesądzającym o jego skazaniu. Nikt mu nie wierzył, kiedy powtarzał, że szczegóły dotyczące zbrodni zostały mu przekazane przez przesłuchujących go policjantów, którzy pokazywali mu zdjęcia i dowody znalezione w kanionie. Nikt nie chciał wierzyć w jego alibi, choć zostało potwierdzone. Weger został skazany na dożywotnie więzienie i spędził w nim 59 lat.
Wyszedł na wolność 21 lutego 2020 roku, w wieku 81 lat, po wielu latach bezskutecznych apelacji. Wyszedł zdeterminowany, aby udowodnić swoją niewinność. Dowody dotyczące zbrodni w kanionie na początku 2022 roku trafiły do laboratorium kryminalistycznego do ponownej analizy. Być może nigdy nie dowiemy się, kto zamordował Lillian, Mildren i Frances. Jeśli jednak Chester Weger był czwartą ofiarą tamtych wydarzeń – być może w końcu doczeka się sprawiedliwości.
Maggie Sawicka