Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 06:21
Reklama KD Market
Reklama

Na ratunek zwierzętom

Wojna w Ukrainie powoduje nieopisane cierpienia ludzi i ogromne zniszczenia materialne. Jest jednak również tragedią dla zwierząt, zarówno domowych, jak i tych, które przebywają w ogrodach zoologicznych. W wielu ukraińskich miejscowościach pełno jest dziś porzuconych, bezdomnych czworonogów. Na szczęście istnieją organizacje, które starają się pomóc...

Pomoc z Poznania

Jednym z miast, wokół którego toczy się najwięcej walk, jest Kijów, stolica kraju. W pobliżu metropolii znajduje się schronisko organizacji Save Wild Fund, w którym przebywają dzikie zwierzęta uratowane z cyrków lub prywatnych menażerii. Część zwierząt w tym schronisku została ranna w wyniku ostrzału ze strony Rosjan. Na pomoc pozostałym ruszyli pracownicy zoo w Poznaniu. Rozpoczęli oni zbiórkę karmy dla psów i kotów, która ma być początkowo podawana uratowanym drapieżnikom. Zbierano również leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, koce oraz środki do dezynfekcji.

Następnie do Ukrainy wyruszyły ciężarówki, które po wielu trudnościach dotarły pod Kijów, gdzie załadowano na nie zwierzęta. Z relacji na profilu poznańskiego zoo w serwisie Facebook wynika, że transport został w pewnym momencie otoczony przez rosyjskie czołgi. Jednak 3 marca pracownicy ogrodu zoologicznego poinformowali, że wszystkie ewakuowane zwierzęta, czyli sześć lwów, sześć tygrysów, likaon i dwa karakale, przeżyły podróż i zostały rozlokowane w swoich nowych pomieszczeniach.

Niestety uratowanie wszystkich egzotycznych zwierząt znajdujących się w Ukrainie nie będzie możliwe, gdyż niektóre obszary kraju stały się zbyt niebezpieczne, a dojazd do nich jest praktycznie niemożliwy. Kilka innych ogrodów zoologicznych w różnych miejscach Europy również wyraziło gotowość do przyjmowania dzikich zwierząt ewakuowanych z Ukrainy, choć w wielu przypadkach na ratunek może być już za późno.

Dyrektor zoo w Kijowie, Kyryło Trentin, twierdzi, że jego 40-hektarowa placówka, w której znajduje się ponad 2 tysiące gatunków zwierząt, na razie nie ucierpiała w wyniku bombardowań. Dodał jednak, iż działania wojskowe powodują u zwierząt ogromny stres, dlatego część z nich przebywa w schronach: „Lekarze weterynarii monitorują ich stan emocjonalny i w razie potrzeby aplikują środki uspokajające”. Niektóre zwierzęta są jego zdaniem po prostu przerażone tym, co się wokół nich dzieje, a szczególnie odgłosami potężnych eksplozji.

W przypadku psów i kotów, ludzie uciekający z Ukrainy do innych krajów zwykle zabierają ze sobą swoje zwierzęta domowe. Dzięki zmodyfikowanym pośpiesznie przepisom, przewiezienie czworonoga przez granicę jest znacznie łatwiejsze niż zwykle. Jeśli chodzi o Polskę, tymczasowe przepisy stanowią, że każde zwierzę wprowadzane na terytorium RP musi być zarejestrowane na przejściu granicznym u granicznego lekarza weterynarii. Tam także, w ramach możliwości, ma być oznakowane elektronicznym chipem oraz zaszczepione przeciw wściekliźnie.

Goście z Ukrainy

Wszystko to jednak staje się znacznie bardziej skomplikowane w przypadku hodowców, którzy muszą uciekać wraz ze wszystkimi swoimi podopiecznymi. Wprawdzie zwykle są to zwierzęta odpowiednio zaszczepione i oznakowane, ale sam transport z terenów ogarniętych działaniami wojennymi stanowi poważne i niebezpieczne zadanie. Tak było właśnie w przypadku Galyny Czernyczko z Kijowa. Bezpieczne schronienie trzeba było znaleźć dla jej ponad 40 psów.

W akcję pomocy dla Galyny zaangażowały się sosnowiczanki, Edyta i Sara Górka, mama i córka, które prowadzą hodowlę „Esqueen”, oraz Izabela Dawidowska z Mysłowic, prowadząca hodowlę „Spanish Eyes”. Zdeterminowani polscy hodowcy czekali dwie doby na granicy, żeby w końcu zaopiekować się psami. Następnie podjęli decyzję, że połowa psów Galyny trafi na Węgry, a druga pozostanie w Polsce. Pani Edycie łamie się głos, gdy o tym opowiada. Psy podróżowały przez Ukrainę bez żadnych postojów, ale przetrwały z powodzeniem te trudne godziny i dziś już nic im nie grozi.

Nie wszystkie organizacje decydują się na bezpośrednią pomoc lub na wyprawę do Ukrainy. Podejmują jednak inne działania, które bywają dość skuteczne. Szef brytyjskiej organizacji International Fund for Animal Welfare (IFAW), James Sawyer, twierdzi, że z Wielkiej Brytanii wysłano znaczne ilości żywności dla psów i kotów oraz medykamentów, a wszystko to trafiło do ukraińskich schronisk dla zwierząt. Z kolei PETA Germany wysłała nad granice Ukrainy z Polską, Słowacją i Rumunią swoich działaczy, którzy mają pomagać przy odbiorze zwierząt przywożonych z ukraińskiego terytorium. Obie te organizacje, wraz z brytyjską Paws and Whiskers Sussex, robią wszystko, co możliwe, by do Niemiec i Wielkiej Brytanii przewieźć większość lokatorów rumuńskich schronisk dla zwierząt, tak by zwolniły się miejsca dla nowych „gości” z Ukrainy.

Niestety wszystkie te działania na rzecz ratowania zagrożonych na Ukrainie zwierząt nie mogą zmienić faktu, iż gospodarstwa ukraińskie, w których znajdują się konie, krowy, trzoda chlewna i drób, muszą radzić sobie same. W tym wypadku o żadnej ewakuacji nie ma mowy. Hodowca rasowych koni spod Lwowa powiedział francuskiej telewizji, że prędzej czy później będzie musiał zapewne wypuścić wszystkie swoje zwierzęta na wolność, ponieważ w zaistniałych warunkach nie będzie w stanie należycie się nimi opiekować i je żywić.

Relacje zachodnich sieci telewizyjnych z atakowanych ukraińskich miast pokazują od czasu do czasu błąkające się po ulicach psy, które pozbawione zostały przez wojnę dachu nad głową, żywności oraz właścicieli. Niestety sytuacja ta będzie się z pewnością w najbliższych dniach pogarszać i żadne międzynarodowe wysiłki nie są w stanie dramatycznie odmienić tego, co się dzieje.

Andrzej Malak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama