Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 06:18
Reklama KD Market
Reklama

Konflikt na orbicie

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) pozostaje na orbicie okołoziemskiej od ponad 20 lat. Jest to stacja badawcza, która ma na swoim koncie wiele sukcesów i jest największym sztucznym satelitą Ziemi w bezpośredniej bliskości naszego globu. Podróżuje na orbicie znajdującej się na wysokości ok. 400 kilometrów, a w jej skład wchodzą dwa zasadnicze moduły: amerykański i rosyjski...

Fatalny koniec misji?

Ten pierwszy odpowiedzialny jest za systemy generujące energię elektryczną, tlen, wodę, itd. Natomiast moduł rosyjski utrzymuje stację na odpowiedniej trajektorii, korygując od czasu do czasu trasę lotu. ISS posiada też kilka innych części, wyprodukowanych przez naukowców w innych krajach, ale ów duet rosyjsko-amerykański ma zasadnicze znaczenie.

Niestety obecna sytuacja międzynarodowa wywołała wiele wątpliwości na temat tego, czy Rosjanie zamierzają nadal uczestniczyć w tej misji. Przed dwoma laty Władimir Putin poinformował, że jego kraj nosi się z zamiarem zakończenia wsparcia dla ISS w roku 2025, natomiast NASA chce, by stacja pozostała na orbicie o pięć lat dłużej. Jednak rosyjski atak na Ukrainę znacznie skomplikował sprawy, gdyż istnieje obecnie realna możliwość, że Rosja porzuci ISS jeszcze w tym roku.

Szef rosyjskiej agencji Roscosmos, Dmitry Rogozin, przyznał, że taki rozwój sytuacji jest możliwy w wyniku sankcji nałożonych na Rosję przez Zachód. Rogozin napisał: „Jeżeli zablokujecie współpracę z nami, to nikt nie uchroni ISS przed niekontrolowanym wejściem w atmosferę i upadkiem na terytorium Stanów Zjednoczonych lub Europy. Możliwe, że 500-tonowa stacja spadnie na Indie lub Chiny”. Wydaje się, że Rogozin nie tyle zapowiada wycofanie się Rosjan z ISS, co obawia się wykluczenia z tego przedsięwzięcia swojego kraju.

Szef Roskosmosu przypomniał również, że ISS manewruje na orbicie omijając kosmiczne śmieci tylko dzięki silnikom rosyjskich statków towarowych Progress. Jego zdaniem, jeśli współpraca z Rosją zostanie zakończona, stacja może stracić zdolność do omijania przeszkód. Groźby te jednak bardzo zwięźle i wymownie skomentował Elon Musk, właściciel firmy SpaceX, który w odpowiedzi umieścił w serwisie Twitter logo swojego koncernu. Użytkownicy tego serwisu umieścili też wizualizację stacji już bez modułu rosyjskiego, za to z zadokowaną amerykańską rakietą Dragon.

Rodzi to wszystko bardzo poważne pytanie – czy ISS jest rzeczywiście w stanie pracować nadal bez udziału Rosjan i ich modułu? Amerykanie podjęli już pierwsze próby jego zastąpienia. 21 lutego do stacji dotarł towarowy pojazd Cygnus, który jest dziełem firmy Northrop Grumman i jest w stanie przejąć część funkcji rosyjskiego modułu napędowego. Ponadto firma SpaceX buduje nową wersję statku kosmicznego Dragon, który po dotarciu do ISS mógłby zapewnić stacji dalsze działanie po wycofaniu się Rosjan.

Amerykanin w Sojuzie

Na razie jednak stacja pracuje normalnie i nikt nie podejmuje żadnych drastycznych decyzji. Podkreśla się między innymi to, iż ISS skutecznie przetrwała wcześniejsze kryzysy międzynarodowe, takie jak rosyjska aneksja Krymu w 2014 roku. Obecna załoga stacji składa się z czterech Amerykanów, dwóch Rosjan i jednego Niemca. Ludzie ci współpracują ze sobą bardzo dobrze, niezależnie od tego, co dzieje się na Ziemi. Jednak to nie od nich zależą decyzje na temat dalszych losów ISS.

Wśród aktualnie przebywających na pokładzie astronautów znajduje się m.in. Amerykanin Mark Vande Hei. Tak się składa, że Vande Hei zgodnie z planem po zakończeniu swojej misji wróci na Ziemię na pokładzie rosyjskiego statku Sojuz. Z pewnością nie będzie to spokojna podróż, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację. Teoretycznie Vande Hei mógłby wrócić do domu na pokładzie statku Crew Dragon firmy Elona Muska, którym będą wracali kosmiczni turyści z rozpoczynającej się wkrótce prywatnej misji Ax-1. Przedstawiciele NASA przekonują jednak, że na razie nie ma takich planów. Całkiem zatem możliwe, że Mark Vande Hei będzie ostatnim amerykańskim astronautą, który wsiądzie do statku Sojuz.

Tymczasem Rosja systematycznie wycofuje się z udziału w międzynarodowych przedsięwzięciach astronautycznych. W ciągu kilku ostatnich tygodni Rosjanie wycofali się ze startów rakiet Sojuz z portu kosmicznego w Gujanie Francuskiej oraz z realizacji misji sondy kosmicznej Wenera-D, która ma polecieć na Wenus. Pozostała zatem jedynie stacja kosmiczna.

Przyszłość ISS jest i tak przesądzona, ponieważ obecne plany zakładają, że stacja w roku 2031 zacznie obniżać swoją orbitę, a następnie wejdzie w ziemską atmosferę, częściowo się rozpadnie, a jej szczątki runą do oceanu. Oznacza to, iż chodzi obecnie wyłącznie o to, czy ISS będzie w stanie przetrwać przez następnie dziewięć lat, czy też jej eksploatacja zakończy się wcześniej w wyniku działań Rosjan. Być może po raz pierwszy w tym stuleciu konflikty na powierzchni naszego globu wpłyną na badania przestrzeni kosmicznej.

Rosja (jeszcze jako ZSRR) oraz Stany Zjednoczone zaczynały eksplorację kosmosu jako rywale. Rosjanie po stronie swoich sukcesów mają wysłanie pierwszego sztucznego satelity w 1957 roku i pierwszego człowieka w kosmos w 1961 roku. Amerykanie mogą poszczycić się lądowaniem pierwszego człowieka na Księżycu w 1969 roku. Później, gdy kończyła się zimna wojna, powstawało coraz więcej projektów, w które zaangażowane były oba supermocarstwa.

Wydaje się niestety, że ta współpraca zaczyna dobiegać końca. W przyszłości Amerykanie planują budowę międzynarodowej stacji Gateway, a Rosja ma plany współpracy z Chinami i również planuje zbudowanie własnej stacji kosmicznej, choć na razie nie wiadomo, w jakim terminie.

Krzysztof M. Kucharski


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama