Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 08:18
Reklama KD Market
Reklama

Mordercza góra

Dla Carlalberto „Cala” Cimenti, cudownego dziecka włoskiego alpinizmu, zdobycie Gaszerbrum VII było ukoronowaniem kariery. Szczyt przez lata pozostawał niezdobyty. Otoczony wysokimi wierzchołkami siostrzanych gór, pokryty serakami i szczelinami, stanowił dla wspinaczy niezwykłe wyzwanie. O tym, by stanąć na wierzchołku niebezpiecznej góry, Cala myślał od dawna. Jednak przedsięwzięcie o mały włos nie zakończyło się tragedią...

Droga na szczyt

Tamtego lata jego celem była Nanga Parbat, którą zdobył 3 lipca 2019 roku. Po zejściu na dół zdecydował, że jest za wcześnie, by kończyć letni sezon wspinaczkowy. Postanowił więc przystać na propozycję swojego przyjaciela, alpinisty i lekarza Francesco Cassardo, i spróbować pierwszego wejścia na Gaszerbrum VII. Z nartami na plecach wędrowali po twardym jak skała śniegu w kierunku lodowca u stóp góry, skąd mieli rozpocząć wspinaczkę. Po zdobyciu wierzchołka mieli zamiar zjechać z niego na nartach do bazy.

Około południa 20 lipca Cala i Francesco znaleźli się 150 metrów od szczytu. Przed nimi znajdowała się ostatnia grań i wyjątkowo niebezpieczna szczelina. Francesco zrezygnował z podejścia – boleśnie odczuwał brak wystarczającej aklimatyzacji i chciał oszczędzać siły na drogę powrotną. Cimenti postanowił zdobyć szczyt samotnie i spotkać się z Cassardo w drodze powrotnej. Pogoda mu sprzyjała, ale robiło się późno. Musiał spieszyć się, żeby zdążyć zejść przed zmrokiem – nocleg na takiej wysokości nie wchodził w grę.

Trzy godziny później stanął na szczycie. Uradowany zrobił sobie zdjęcie, wysłał wiadomość do żony i po krótkim odpoczynku ruszył w drogę powrotną. Francesco czekał na niego w miejscu, w którym się rozstali. Był bardzo zmęczony, ale w dobrym nastroju. Wspinacze ustalili, że Cala zjedzie pierwszy, wyznaczając bezpieczną trasę, a mniej doświadczony Francesco podąży jego śladem. Pierwszy z alpinistów spokojnymi szusami zjeżdżał w dół. Kiedy minął najbardziej stromą część, skontaktował się z przyjacielem, że droga jest bezpieczna i może ruszać. Jednak Francesco nigdy do niego nie dotarł.

Fatalny upadek

Cala czekał na partnera, ale ten się nie zjawiał. Nagle usłyszał krzyk i zobaczył przyjaciela, który bezwładnie sunął po stromym stoku. Zatrzymał się dopiero 450 metrów niżej. „W czasie upadku ostre kamienie zdarły z niego całą odzież, została mu tylko podarta bielizna” – pisał później Cimenti na swojej stronie na Facebooku.

Wypadek wyglądał groźnie i Cimenti obawiał się, że jego przyjaciel go nie przeżył. Jednak kiedy dotarł do Francesco, okazało się, że ten, choć nie wiedział, kim jest ani gdzie się znajduje, był przytomny. Cala był przerażony – Francesco wykazywał objawy urazu mózgu. Po takim upadku mógł też odnieść poważne obrażenia wewnętrzne. Trzeba było jak najszybciej sprowadzić go na dół. Cala skontaktował się z żoną, prosząc o sprowadzenie helikoptera.

Erica natychmiast postawiła na nogi pakistańskie władze oraz alpinistów z pobliskich baz. Szybko okazało się, że pomoc tego dnia nie jest możliwa – robiło się ciemno i helikopter nie mógł wystartować. Na Facebooku Cimenti napisał później, że najtrudniejszym momentem było uświadomienie sobie, iż helikopter tego dnia już do nich nie dotrze. Musiał zostawić Francesco samego na dwie godziny i przynieść z obozu, który założyli niżej, śpiwory i kuchenkę. Bez nich nie przeżyliby nocy.

Cala obawiał się, że Cassardo może umrzeć pod jego nieobecność. Z ciężkim sercem zostawił przyjaciela i ruszył w dół. Kiedy po dwóch godzinach wrócił, Francesco ciągle żył. „Po raz drugi tego dnia mnie zadziwił. Wykazał się wielką siłą” – stwierdził Cala w jednym z wywiadów. Wykopał w śniegu jamę, owinął Francesco śpiworem, starając się zabezpieczyć go jak tylko mógł. Spędzenie nocy na wysokości ponad 6000 m samo w sobie było śmiertelnie niebezpieczne. Co gorsza Cimenti nie miał pojęcia, jakiego rodzaju obrażeń doznał partner. Nie był w stanie zasnąć, zastanawiając się, czy jego przyjaciel przeżyje tę noc.

Heroiczna akcja

W tym czasie Erica jeszcze raz nawiązała kontakt ze wspinaczami w obozie pod Gaszerbrum II i poprosiła o pomoc. Jednak rano helikopter został wezwany do akcji ratunkowej na pobliskim Broad Peak. Wydawało się, że dla Francesco nie ma ratunku. Mark Confortola, który koordynował akcję, napisał w mediach społecznościowych: „Wydaje mi się, że żyję w koszmarze i nie mogę znaleźć drogi wyjścia. Znalazłem się w obliczu murów nie do pokonania – biurokracji – problemów z ubezpieczeniem – organizacji lotów – innych problemów związanych z ratownictwem na K2 i na Broad Peak. I nadal nie mogę znaleźć rozwiązania, aby ten błogosławiony helikopter mógł polecieć”.

Cimenti zrozumiał, że ratunek nie przyjdzie tak szybko, jak się spodziewał. Ogromnie martwił się o partnera, który wprawdzie był przytomny, ale ciągle pozostawał zdezorientowany. Zwrócił się więc o pomoc do zespołu z bazy pod Gaszerbrum II, w skład którego wchodzili między innymi Kanadyjczyk Dan Bowie oraz Denis Urubko, Jarosław Zdanowicz i Janusz Adamski.

Polacy i Kanadyjczyk postanowili od razu ruszyć na ratunek. Dotarli do Cimenti i Cassardo tuż przed zapadnięciem zmroku. Nie mogli pozwolić, aby spędzili oni kolejną noc na takiej wysokości. Obawiając się, że poszkodowany ma uraz kręgosłupa, zbudowali z nart prowizoryczny tobogan, aby przetransportować go do bazy. Pomimo ogromnego ryzyka związanego ze schodzeniem w ciemności, zespół transportował tobogan przez całą noc, aby jak najszybciej dotrzeć do lodowca.

Wczesnym rankiem 22 lipca, dwa dni po upadku, do wspinaczy dotarł helikopter wysłany przez pakistańskie wojsko. Ranny został przetransportowany do szpitala wojskowego w Skardu. Lekarze obawiali się urazu mózgu oraz kręgosłupa. Jednak tomografia komputerowa wykazała, że poza niegroźnym wstrząśnieniem mózgu i odmrożeniami Cassardo miał jedynie złamany nadgarstek oraz łokieć. Mordercza góra potraktowała go wyjątkowo łagodnie.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama