Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 14:48
Reklama KD Market

Sikorski: Zrobimy wszystko, by nie stać się znów kolonią Rosji

Sikorski: Zrobimy wszystko, by nie stać się znów kolonią Rosji
Radosław Sikorski fot. SERGEY DOLZHENKO/EPA-EFE/Shutterstock

Szef MSZ Radosław Sikorski w wykładzie na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie zapewnił, że Europa jest gotowa odpowiadać za własne bezpieczeństwo, a Polska zrobi wszystko, by nie zostać znów "kolonią Rosji". Jak dodał, jeśli USA faktycznie uważają Chiny za zagrożenie, to tym bardziej potrzebują Europy.

Sikorski wystąpił w piątek na prestiżowej uczelni w ramach organizowanej przez nią serii wykładów "Zbigniew Brzezinski Lectures", do których wygłoszenia zapraszani są "najwybitniejsi myśliciele świata" w tematyce spraw międzynarodowych.

W swoim wystąpieniu szef polskiej dyplomacji - powołując się na idee Brzezińskiego - wezwał do odnowienia i zacieśnienia sojuszu między USA i Europą, zwłaszcza w obliczu zagrożeń ze strony Rosji i Chin. Przestrzegał przy tym elity w Waszyngtonie, by wykonując "zwrot ku Azji" i uważając Pekin za swojego największego rywala, nie zapomniały o Europie.

"Jeśli rzeczywiście uważacie, że Chiny stanowią zagrożenie dla amerykańskiego prymatu, dla amerykańskich wartości oraz opartego na zasadach porządku światowego, tak jak uważamy, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla globalnej stabilności, a w szczególności dla Europy, to potrzebujemy siebie nawzajem bardziej, a nie mniej" - argumentował Sikorski. "Zwrot ku Azji powinien być zwrotem z Europą, a nie bez niej" - dodawał.

Podkreślał jednocześnie, że Rosja - której wiarygodność porównał do Korei Północnej - pozostanie niebezpieczna dla świata na długi czas i współpracuje z Chinami, by osłabiać międzynarodowy porządek i zachodnią jedność. Zwracał uwagę na prowadzoną przez Moskwę skoordynowaną kampanię sabotażu i wojny hybrydowej w całej Europie.

"To jest nieprzyjazny akt agresji" - zaznaczył.

Szef MSZ przekonywał, że wbrew częstym wyobrażeniom w Ameryce Europa nie jest już "zdezorganizowana i chaotyczna" i "stale potrzebująca charytatywnego wsparcia Waszyngtonu", lecz jest gotowa wziąć większy ciężar na barki, by chronić swoje bezpieczeństwo. Wspominał o zwiększeniu wydatków obronnych - i potrzebie dalszego ich zwiększania - oraz o tym, że to Europa wydaje łącznie więcej na pomoc Ukrainie niż USA.

Sikorski przyznawał, że jeszcze przed rosyjską inwazją nie spodziewał się, że Europa zareaguje na agresję Rosji tak mocno, jak to zrobiła. Zaznaczył jednak, że wciąż powinno się zrobić więcej, m.in. za pomocą inwestycji w przemysł obronny i zacieśnienie sankcji.

Wspominał przy tym o ogromie pomocy udzielonej Ukrainie przez Polskę i Polaków, zaznaczył, że w jego własnym domu w pewnym momencie gościł 10 uchodźców z Ukrainy.

"W stosunkach transatlantyckich era pasażerów na gapę nieuchronnie dobiega końca (...). Polska jest liderem z budżetem obronnym przekraczającym już 4 proc. jej PKB. W przyszłym roku wzrośnie do 4,7 proc. i prawdopodobnie nie będzie to nasze ostatnie słowo. Zrobimy wszystko, aby nie stać się ponownie rosyjską kolonią, niezależnie od tego, co zrobi ktokolwiek inny" - zapowiedział minister.

Przypominał, że choć Polacy "nie mają ochoty na konfrontacje militarne", to dzięki swej historii potrafią rozpoznać zagrożenie płynące z rosyjskiego imperializmu. "Zbyt wiele razy byliśmy jego ofiarami. Wiemy, jak czuje się utratę niepodległości. Wiemy, co znaczy żyć pod tyranią. I nie zamierzamy do tego wracać" - powiedział Sikorski, używając sloganu z kampanii wiceprezydentki Kamali Harris ("We're not going back").

Pytany po wykładzie, czy Polacy są przygotowani na ewentualną eskalację, w razie gdyby USA zgodziły się na użycie przez Ukrainę zachodnich rakiet do uderzeń w głębi Rosji, Sikorski ocenił, że Putin nie zaatakuje w najbliższym czasie państw NATO, bo wie, że by przegrał.

"Kiedy Rosjanie nam grożą, wierzymy im, bo oni to zrobili wiele razy (...). Ale jesteśmy teraz częścią NATO (...), Putin może być kryminalistą, ale jest racjonalny" - powiedział. Odnosząc się do gróźb nuklearnych Putina, sugerował, że rosyjski przywódca stale blefuje.

Sikorski stwierdził, że wydawane przez USA i UE pieniądze na wsparcie Ukrainy - stanowiące mniej niż 1 proc. PKB - "nie są nadmiernym wydatkiem, by poskromić niebezpieczny, autokratyczny reżim w Moskwie". Minister przestrzegł, że wojna w Ukrainie może potrwać długo, lecz sojusznicy muszą zapewnić, że zakończy się ona na warunkach możliwych do przyjęcia dla Kijowa.

"Im dłużej żyjemy w pokoju, tym łatwiej zapomnieć o tej jednej niewygodnej prawdzie: że tylko mały krok dzieli nasz porządek oparty na zasadach od chaosu i niewiarygodnego cierpienia, jakie ze sobą niesie. Widzieliśmy to w Europie 80 lat temu i widzimy to teraz na Ukrainie" - przestrzegał minister. "Nie traćmy więc z oczu tego, co naprawdę ważne: wyjątkowej wartości jedności i współpracy transatlantyckiej. Nie traćmy wiary w wartości demokratycznego świata. I nie zawiedźmy tych, którzy mają nadzieję i marzą, by być jego częścią" - dodał.

Wystąpienie Sikorskiego odbyło się w ramach serii corocznych wykładów organizowanego przez Szkołę Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa - uczelni, na której wykładał Zbigniew Brzeziński, były doradca Jimmy'ego Cartera. Rok wcześniej w ramach tej samej serii wykład wygłosił szef dyplomacji USA Antony Blinken. SAIS to też uczelnia, na której pracuje żona polskiego ministra Anne Applebaum.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama