Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 27 listopada 2024 22:45
Reklama KD Market

Raper i pedagog Dobromir Makowski: Siła świadectwa ma ogromną moc (PODCAST)

Raper i pedagog Dobromir Makowski: Siła świadectwa ma ogromną moc (PODCAST)
Dobromir Makowski z rodziną

„Świadectwa fantastycznych osób bardzo mi pomagały. Do dzisiaj słucham świadectw ludzi świeżo nawróconych i przypominam sobie, jak Bóg mnie ratował” – powiedział w wywiadzie z „Dziennikiem Związkowym" raper i pedagog Dobromir Makowski. Wyrwał się z piekła, z okowów alkoholu, narkotyków, chuligaństwa i bezdomności, bo znalazł Boga. Dzisiaj Dobromir Makowski, który był wychowankiem domu dziecka, pomaga bezdomnym, uzależnionym i zagubionym. W Pabianicach założył Fundację Rampa. W ramach „Rappedagogia”, projektu opartego na muzyce hip hop i elementach profilaktyki, dociera do wielu szkół, domów dziecka, domów poprawczych i zakładów karnych, by przekazać młodzieży, że można żyć inaczej. Dobromir Makowski jest autorem książki „Nic z Ciebie nie będzie! Jak często to słyszałeś?”, a także pasjonatem muzyki i autorem kolejnego albumu. Na XXXVI Pieszą Polonijną Pielgrzymkę Maryjną z Chicago do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w Indianie został zaproszony, by m.in. dać świadectwo swojej wiary. 

Joanna Trzos: Znany jesteś jako „Rappedagog”, ale kim jest Dobromir Makowski?

Dobromir Makowski: Dobromir Makowski to przede wszystkim mąż Bogusi i tata piątki dzieci, w tym czterech fantastycznych dziewczyn i fantastycznego syna. Dzisiaj to nauczyciel wychowania fizycznego, pedagog, student psychologii drugiego roku i pasjonat pracy z człowiekiem. Pracy, do której powołał mnie 20 lat temu, Ten, który wskrzesił Łazarza, o którym dzisiaj tak trudno jest mówić w społeczeństwie. A ja tu się chcę Nim (Bogiem – red.) chlubić, chcę się Nim cieszyć i przeżywać to życie właśnie w tym zrozumieniu, że kiedyś opuścimy Ziemię i jeżeli mądrze będziemy po niej stąpać, to możemy i wycelujemy w niebo. Po tym wszystkim, co przeżyłem w życiu, co przeżyłem z Panem Jezusem, z Panem Bogiem, fascynuję się niebem, fascynuję się rodziną, fascynuję się byciem tatą na ziemi i chcę pokazywać ludziom to i przeżywać razem z tymi, którzy mnie otaczają.

Podcast „Dziennika Związkowego” powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM. Zaprasza Joanna Trzos

Ale twoje życie nie zawsze było łatwe.

– Oczywiście, że nie. Przed laty obudziłem się na ulicy jako bezdomny chłopak bez nadziei. Może nawet bezdomność nie była takim problemem jak to, że nie było nadziei. Czasami spotykam tak samo bezdomnych duchowo ludzi, może oni zasadniczo mają domy i pieniądze, ale są bezdomni duchowo.Ja byłem bezdomny fizycznie i duchowo. Pamiętam, że z tej beznadziei po prostu zawołałem, że mam dość mojego życia, że już tak nie chcę żyć. Po prostu zgasło we mnie wszystko i była tam depresja, były próby samobójcze, narkotyki, wszystko, co najgorsze. A wcześniej mieszkałem w domu dziecka 12 lat. Moja mama była alkoholiczką, tato był alkoholikiem. Alkoholizm zrujnował naszą rodzinę, zrujnował moją historię życia. Przez wiele lat borykałem się z tzw. korkiem tradycyjnym, to znaczy z wódką przy każdej możliwej okazji. Komunia – picie, bierzmowanie – picie. Cokolwiek się działo, jakieś urodziny, zawsze był powód do tego, żeby pić. I tak pili wszyscy w moim domu, że mama się zapiła. Tato się zapił, siostra się zapiła. W wieku niespełna 19 lat skończyłem na ulicy jako narkoman-alkoholik. W końcu zacząłem wołać. Po prostu odnalazłem tego, który odnalazł trędowatych, który pomógł Samarytance przy studni Jakubowej. Poczułem w moim sercu nadzieję, że jeszcze powalczę. Pamiętam moją pierwszą modlitwę – jak powiedziałem: Boże, albo mnie zabierzesz, albo mnie zmień, bo już tak nie chcę żyć. Już nie chcę żyć pod dyktando kolegów, pod dyktando środowiska, które mi wyznacza standardy, pod ten głos tłumu, który mówi: ty musisz, ty musisz.Więc trafiłem do szkoły i zacząłem się uczyć. Spotkałem świetną polonistkę, która dała mi książkę. Odnalazłem litery. Zacząłem odkrywać, że jesteśmy istotami, które mają prawo wyboru. Możemy korzystać z prawa wyboru. Możemy być mądrzy albo głupi. Skorzystałem z prawa do nabierania mądrości. Zacząłem bardzo dużo czytać. Pani od polskiego dała mi pracę domową: poznać historię trędowatego. Czytając jego historię, zdałem sobie sprawę, że książka jest aktualna. Ona opisuje moje życie, życie moich kolegów, ponieważ my wszyscy byliśmy trędowaci – od pornografii, od narkotyków, od alkoholu, od kłamstwa, od egoizmu. Pamiętam, jak pierwszy raz powiedziałem, że dalej chcę czytać. Jeszcze nie powiedziałem, że jestem chrześcijaninem, po prostu czytałem Biblię. Po cichu gdzieś zacząłem szeptać (do Boga – red.): jesteś autorem tej księgi, jesteś żywy, pojawiasz się w moim życiu, chcę Cię poznać. I dopiero po kilku latach powiedziałem publicznie, że jestem wierzącym człowiekiem. Kiedy zrozumiałem, że wiara to jest droga, to jest to, co pozostawił nam Pan Jezus w czterech Ewangeliach, cały Nowy Testament, cały Stary Testament. I do dzisiaj tak chcę żyć. Czasami jest ciężko, tak jak wtedy, kiedy kilka lat temu pochowałem moją siostrę.Dzisiaj pomagam bezdomnym. W ciągu ostatniego roku pochowaliśmy kilkadziesiąt osób, które popełniły samobójstwo. Ktoś się zapił, aż zamarzł. To boli. Czasami siadam, płaczę, mam dość. Ale dzisiaj płaczę z Jezusem. Już nie muszę płakać. Dzisiaj nie muszę przeżywać tych trudności sam, mogę przeżywać to z Bogiem. To jest moja wiara. I Bogu dziękuję za to, że mam możliwość bycia częścią tego, co dał nam tutaj poprzez śmierć Jezusa na krzyżu.

Dziękuję Ci bardzo za te bardzo osobiste wyznania, które zresztą przelałeś na papier, bo wydałeś książkę „Wyrwałem się z piekła”.

– Ten tytuł się zmienił po tym, jak zmieniliśmy wydawnictwo i obecnie brzmi: „Nic z Ciebie nie będzie! Jak często to słyszałeś?”. Tytuł nawiązuje do mojego życia, bo często słyszałem od dorosłych, nauczycieli, psychologów: ‘jesteś głupek, skończysz jak matka, jak ojciec’. I po latach mojej pracy z dorosłymi ludźmi, których wyciągaliśmy z ulicy, widziałem, jak wielu z nich żyje pod piętnem fałszywie wypowiedzianych słów, kłamliwie oskarżających, dewastujących. Te słowa krytyki, ten wandalizm intelektualny zdewastował niejednego człowieka. I tak zatytułowaliśmy tę książkę – „Nic z Ciebie nie będzie! Jak często to słyszałeś?”. Po prostu wiele razy musiałem się uwolnić od tej myśli. I cała ta historia została opisana właśnie w tej książce. Wyrwałem się z piekła. Cały bagaż tych doświadczeń i błogosławieństwo, które spotkałem właśnie z chwilą, kiedy spotkałem Pana Boga.

Teraz spotykasz ludzi, pomagasz im. Jesteś m.in. założycielem Fundacji Rampa. Opowiedz o niej.

– Fundacja Rampa to taki projekt, który zrodził się w Pabianicach w województwie łódzkim. Jesteśmy w centralnej Polsce, a jest to druga obecnie najbiedniejsza gmina w kraju. Po studiach bardzo nie chciałem tu wracać. Pamiętam, jak po prostu Pan Bóg powiedział do mnie: 'wracaj do Pabianic'. Pomyślałem 'ok, ale z bólem serca, ale jeżeli Ty mnie powołujesz, to pójdę tam, gdzie Ty mnie powołujesz'. Nie było mi to w ogóle na rękę. Ale tutaj pomagamy tym, którzy są wykluczeni społecznie czy zagrożeni tym wykluczeniem społecznym. Pomagamy uzależnionym od narkotyków, od alkoholu, dotkniętym bardzo dużym ubóstwem, tak materialnym, jak i emocjonalnym. Zaczęliśmy tworzyć różnego rodzaju spotkania, działania, projekty i tak już 12 lat współpracujemy. Mamy fantastyczne miejsce w Centrum Rampa, gdzie mamy łaźnie dla bezdomnych, punkt medyczny, pomagamy osobom przychodzącym z ulicy, wydajemy tygodniowo 150 do 200 paczek żywnościowych, zbieramy żywność z lokalnych supermarketów, otworzyliśmy siłownię społeczną, prowadzimy projekty dla szkół, mamy punkt konsultacyjny. Wszystko po to, by odświeżyć życie człowieka, pokazać, że Bóg nie jest tylko tym, który stoi i pokazuje palcem, że coś musisz, ale Bóg przez drugiego człowieka wychodzi do człowieka i mówi, że go kocha, że jest dla niego ważny. Na tym polega przykazanie miłości: ‘Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego’. I myślę, że tak powinna funkcjonować każda wierząca wspólnota ludzi, która afiszuje się tym, że wierzy w Chrystusa.

Będziesz gościem 36. Pieszej Polonijnej Pielgrzymki Maryjnej z Chicago do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w Indianie i będzie to Twój powrót do Stanów Zjednoczonych?

– Tak, bo odwiedzałem wcześniej Chicago i był to dobry czas. Mam u Was wielu znajomych Polaków i też pozdrawiam wszystkich. Ufam, że spotkamy się na tej pielgrzymce i to będzie fragment naszego pielgrzymowania do nieba. Zawsze powtarzam, że pielgrzymka na Ziemi to tylko fragment, i ten fragment tutaj w Chicago też będzie dla mnie ważny, ponieważ kocham spotykać się z Polonią, tak w USA, jak i w Kanadzie czy w Anglii, Szwecji czy Niemczech. Zawsze powtarzam jedną rzecz: nieważne jak daleko, ważne, żebyśmy zawsze szli w jedną stronę do nieba, i żebyśmy spotkali się po drugiej stronie. Cieszę się, że będę mógł być gościem tej pielgrzymki, która wyrusza z Chicago.

Twoja obecność na pielgrzymce jest związana z tym, co nazywane jest świadectwem. Dlaczego ludzie potrzebują świadectwa? Jak Ty do takich świadectw sam podchodzisz?

– Siła świadectwa ma ogromną moc. Myślę, że podstawą jest, żebyśmy ze sobą przede wszystkim rozmawiali. Żyjemy w czasach multimedialnej cyfryzacji. Zamykamy się w emotikony, nie umiemy ze sobą rozmawiać. Pielgrzymka to jest fajny czas. Możemy pobyć z ludźmi, porozmawiać, zanieść komuś dobre słowo i pobłogosławić człowiekowi. Możemy powiedzieć, kim jest Bóg, który jest lekarzem duszy. Mamy w sobie duszę, która potrzebuje uzdrowienia, a Bóg jest tym lekarzem, który chce nas uzdrawiać. Mam 40 lat, jestem w małżeństwie od 12 lat, jestem ojcem. Sam wciąż potrzebuję uzdrowienia ze schematów, które były w moim dzieciństwie, aby móc dzisiaj kochać zdrowo moje dzieci. Więc to nie jest tak, że ja 20 lat temu się nawróciłem i dziś już nie muszę zmieniać. Paweł (ksiądz Paweł Krężołek) pisze, że my wciąż potrzebujemy odnawiać się przez odnawianie naszych myśli. Świat atakuje nasze myśli, billboardami, centrami handlowymi, pieniędzmi. Jesteśmy atakowani tą chorą walutą materialną, która mówi: ‘bierz, zbieraj, odkładaj, chowaj, rodziny się sprzedają nawzajem’. A Chrystus przychodzi i mówi: 'Nic tej Ziemi nie zabierzecie'. Więc potrzebujemy takiego odświeżenia. Wierzę, że pielgrzymka, takie spotkania i skupiska, są pewnego rodzaju duchowym prysznicem, obmycie w duszy i zastanowienie się nad tym, dokąd w ogóle zmierzamy. Czym jest moje życie dzisiaj? Jaki jest sens mojej egzystencji na Ziemi? Dlatego wierzę w świadectwo. Świadectwo to jest niesamowite Boże działanie dla życia drugiego człowieka. Świadectwa fantastycznych osób bardzo mi pomagały. Do dzisiaj słucham świadectw ludzi świeżo nawróconych i przypominam sobie, jak Bóg mnie ratował. To, co mnie dzisiaj inspiruje do życia w Chrystusie, jeszcze bardziej niż wtedy, to jak ludzie pytają mnie: ‘czy Ty masz historyczne fakty na to’. Odpowiadam: 'mam, ale ty i tak mi nie uwierzysz'. Ale najbardziej mnie przekonuje to, że na drugim kontynencie nawraca się człowiek i mówi, że doświadczył takich samych rzeczy, jakich ja doświadczyłem 20 lat temu na melinie, kiedy pojawiła się w moim sercu nadzieja. Ja wiem, że jest to ten Bóg, którego świat nie chce zobaczyć.

Pamiętasz swoją pierwszą pielgrzymkę?

– Moja pierwsza to była pielgrzymka w Doylestown, w Amerykańskiej Częstochowie w Pensylwanii z ojcem Bartłomiejem, na której poznałem wielu moich przyjaciół i mam do dziś z nimi kontakt. Pielgrzymowałem w Polsce z Niepokalanowa do Częstochowy, ale moja pierwsza pielgrzymka była blisko siedem czy osiem lat temu właśnie w Doylestown. Z pewnością był to fajny czas, ale było trudno, bo nie byłem przyzwyczajony do Waszych warunków pogodowych. Pamiętam, że musiałem się naprawdę mocno dostosować do tego, co tam się dzieje, jeśli chodzi o barometr. Ale był to Boży i wspaniały czas dla mnie.

Jak porównujesz te pielgrzymki polonijne w Ameryce do tych w Polsce?

– Przez pryzmat samego maszerowania i wspólnej podróży to dla mnie podobny czas. I tu, i tam u Was, bardzo dobrze się czułem. Po prostu pogodę zinterpretowałem inaczej, w Polsce stosunkowo łatwiej się szło, jeżeli chodzi o pogodę. I choć jestem osobą wysportowaną, to jednak bardzo mocno odczuwam te skoki ciśnieniowe i upały, i wtedy bardzo kiepsko się czuję. Ale duchowo – porównując te pielgrzymki – to powiem, że zawsze jest to taki czas, kiedy naprawdę to wszystko przeżywam i to śpiewem. Jestem może prostolinijny dla wyszukanej grupy muzyków, ale bardzo lubię śpiew oazowy, ponieważ wyczuwam w nim oryginalność i prostotę. To jest, co śpiewa serce, to co chcemy wyśpiewać. Kiedy idziemy, śpiewanie nie jest takie łatwe, więc to zmusza tych wszystkich, którzy śpiewają, do tego, żeby skłonić swoją artystyczną naturę i poddać się temu, co Bóg od nas chce. Więc bardzo lubię śpiew pielgrzymkowy. Bardzo lubię ten czas, kiedy mogę rozmawiać z ludźmi, kiedy możemy wymienić te kilka uśmiechów, wymienić się wodą, porozmawiać, a później wspólnie się modlić i oddawać chwałę Panu Bogu.

Jednym z fenomenów pielgrzymek polonijnych jest chyba ich wielopokoleniowość, bo z Chicago do Merrillville idą jako dorośli ci, których kiedyś rodzice w wózeczku pchali, idą obok tych, którzy mają już 60 czy 70 lat. To jest niesamowite.

– Idzie Kościół i to żywy Kościół, a zawsze powtarzam, że Kościół nie jest od tego, żeby siedzieć, ale żeby iść i świadczyć. Kocham ten obraz Kościoła, który idzie, który jest w drodze, który nie siada na ziemi, tylko idzie do nieba. Dla mnie pielgrzymka to jest taki obraz żywego Kościoła, który właśnie się z Tobą wymienia doświadczeniem wiary. Ci starsi przekazują wiarę młodszym. Uważam, że pielgrzymka jest kapitalnym momentem do tego, żeby zaprosić nawet osoby, które mają jakieś wątpliwości.

Kiedy więc przylatujesz do Stanów Zjednoczonych? Czy oprócz Chicago i Indiany masz jeszcze w planie odwiedzić inne amerykańskie miejsca?

– Wysłaliśmy oficjalny komunikat do kilku kapłanów, z którymi współpracowaliśmy, że będziemy 1 sierpnia lądowali w Nowym Jorku. Ojciec Bartłomiej zaproponował nam po 16 sierpnia spotkanie w Doylestown. Ale jadę do Was także z moją trzecią płytą. To jest taki audiodokument rappedagoga – audiodokument, który jest muzycznym świadectwem mojego życia. Będziemy też mieli spotkanie prawdopodobnie w jakiejś parafii w Nowym Jorku, na którym zaproponujemy płytę, by wieść o niej się rozeszła. Zatem nasz pobyt w USA potrwa od 1 do 28 sierpnia. Później wracam do Polski do zaplanowanych spraw. Dalej budujemy nasz ośrodek, a więc informacje na ten temat możecie znaleźć na stronie: makowskidobromir.pl.Zresztą płyta jest cegiełką, którą każdy może dołożyć do działań Fundacji Rampa (Facebook.com/centrumrampa). Środki uzyskane ze sprzedaży  płyty będą naszym narzędziem do dalszego remontu domu dla osób bezdomnych i szukających drogi do wyjścia z uzależnienia, który już działa przy naszej Fundacji od dwóch lat.

Dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę i oczywiście liczę na to, że być może uda nam się spotkać na miejscu w Chicago.

– Dziękuję i zapraszam wszystkich świadomych i mniej świadomych pielgrzymów do wspólnej podróży 12-13 sierpnia z Chicago. Ja chylę czoła. Dziękuję, że jesteście! Do zobaczenia na trasie 36. Pieszej Polonijnej Pielgrzymki Maryjnej do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville.

Z Dobromirem Makowskim rozmawiała Joanna Trzos[email protected]

Zdjęcia z archiwum Dobromira Makowskiego


Okladka ksiazki Dobromir Makowski

Okladka ksiazki Dobromir Makowski

3

3

2

2

1

1

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama