Twórcy maskotki: On jest jeden, ale nas jest dwóch
Misia Wojtka dobrze znają już polonijne dzieci i nie tylko. Maskotka, która nawiązuje do legendarnego syryjskiego niedźwiedzia brunatnego adoptowanego w czasie II wojny przez żołnierzy 2. Korpusu dowodzonego przez gen. Władysława Andersa, od roku podbija serca najmłodszych i dorosłych w Chicago i daleko poza miastem. I chociaż Miś Wojtek jest jeden, za tym projektem kryją się dwie osoby. Roman Żółtowski i Mateusz Rachwalski w rozmowie z „Dziennikiem Związkowym” opowiadają o pierwszych 365 dniach Misia Wojtka.
Łukasz Dudka: Który z Was jest tak naprawdę Misiem Wojtkiem?
Roman Żółkowski: To zależy kiedy. Zamieniamy się w miarę możliwości. Kto nie jest w przebraniu misia, czasami robi zdjęcia, chyba, że któreś z naszych dzieci to robi. Jakoś sobie radzimy z tym, pomagamy.
Czyli jest Was dwóch, ale jeden miś Wojtek.
Mateusz Rachwalski: Przebieramy się w zależności od okoliczności.
Niedźwiedź Wojtek jest postacią historyczną i od tego trzeba zacząć. Czy to Was zainspirowało?
Roman Ż.: Miś Wojtek był kapralem w Armii gen. Władysława Andersa. A skąd się wziął ten pomysł? Nasz znajomy Tomasz w Polsce posiadał taką maskotkę misia i za jego zgodą zrobiliśmy taką maskotkę na polonijny rynek, by Polonia też miała własnego Misia Wojtka, żeby przypominał o historii i bawił dzieci. Tak naprawdę to taki edukacyjny projekt. Chodzi o to, żeby wykorzystując historyczną postać Niedźwiedzia Wojtka, który służył w Armii Andersa i przeszedł szlak bojowy, i był między innymi pod Monte Cassino, żeby zwrócić uwagę dzieciaków na historię Polski.
Maskotka od roku okrasza polonijne imprezy i dziś trudno sobie wyobrazić np. pikniki bez Misia Wojtka. A jak dzieci reagują na tę maskotkę?
Mateusz R.: Mamy z tego dużo przyjemności, bo dzieci, szczególnie te z czwartej i piątej klasy, podchodzą do tego naprawdę bardzo fajnie, przytulają się do Misia i zadają mu różne pytania. Te małe dzieci czasami się go boją. Płynie dużo pozytywnej energii od rodziców. Także mamy dużą przyjemność z tego, co robimy, a robimy to głównie dla dzieci, tak dla swoich, jak dla innych. Dlatego ten projekt przeszedł nasze oczekiwania i rozrósł się. Ten miś nie jest dokładnym odzwierciedleniem tego niedźwiedzia brunatnego, tylko nawiązaniem do jego legendy. I nawet jak firma, która robiła przebranie naszego misia, zapytała się: „Czy ma mieć wyraz smutny, prawdziwy?”, to od razu ustaliliśmy, że nasz miś ma być pozytywny, uśmiechnięty, troszkę zadziorny.
Roman Ż.: Miś tak naprawdę zadebiutował w zeszłym roku na Biegu Niepodległości organizowanym przez radio WPNA.FM. To było pierwsze publiczne zewnętrzne pokazanie Misia Wojtka, poza pokazaniem go w polskiej szkole im. Andersa. A potem ruszyło wszystko lawinowo. Byliśmy na wielu polonijnych imprezach, których nie damy rady nawet wszystkich wymienić. Najpiękniejsza ciężarówka, jaka jeździ po Illinois i po Ameryce, to ta oklejona logo Misia Wojtka.
Wychodzicie też poza polonijne wydarzenia. W ostatni weekend września byliście w Midway Village Museum w Rockford, gdzie odbyły się doroczne Dni II Wojny Światowej. Opowiedzcie o tym wydarzeniu.
Roman Ż.: To było bardzo ładne wydarzenie, bo to jest jedyne w swoim rodzaju miejsce, gdzie możesz na jeden weekend przenieść się 80 lat do tyłu w lata 40. Poza militarnym aspektem prezentowana jest ta cała moda lat 40. Dlatego nasze dziewczyny ubrały się w tego rodzaju stroje. To jest największe w środkowej części Ameryki wydarzenie militarne organizowane przez Midway Village Museum w Rockford i bierze w nim udział około tysiąca rekonstruktorów, w tym polonijne grupy rekonstrukcyjne, którzy przywożą swoje pojazdy wojskowe, broń, całe wyposażenia, namioty. To miejsce zmienia się na jeden dzień na lata 40., okres II wojny światowej. Można się przenieść w lata 40. i zobaczyć, jak ludzie żyli, jak np. wyglądało drukowanie gazety, jak funkcjonował wtedy bank, czy jak działał wojskowy szpital. Na zdjęciach wygląda to bardzo efektownie, tak jak z filmów z II wojny światowej. Miś Wojtek był pierwszy raz na tej imprezie i wzbudził duże zainteresowanie.
Jak ci amerykańscy uczestnicy imprezy reagowali na Misia Wojtka?
Mateusz R.: Oczywiście część osób była zaskoczona. Wcześniej uzgodniliśmy z organizatorami, że nie będziemy się pokazywać na tych oficjalnych zdjęciach przedstawiających realia lat 40., ale byliśmy w obozie i mogliśmy porobić zdjęcia. Dużo ludzi biorących udział w imprezie znało historię Wojtka, bo oni po prostu rozmawiają, wymieniają się informacjami i nawet specjalnie przychodzili później do naszego obozu, bo stacjonowaliśmy przy 12 Pułku Ułanów Polskich, by zrobić sobie zdjęcia z Misiem Wojtkiem.
Jakie plany Miś Wojtek ma na drugi rok?
Mateusz R.: Mamy dużo planów. Może zacznę od tego, że zostaliśmy zaproszeni do Europy na obchody 80-lecia bitwy o Monte Cassino. Nie wydaje mi się, że pojedziemy na Monte Cassino w terminie 18 maja, kiedy będzie 80-lecie bitwy, ale może uda nam się pojawić w Polsce i w Europie później.
Roman Ż.: Zostaliśmy zaproszeni też do Pensylwanii przez właściciela muzeum, który kupił oryginalną ciężarówkę z II wojny światowej, jaką Miś Wojtek podczas wojny jeździł. Odrestaurował ją, pomalował na odpowiednie kolory.No i brakuje tylko misia. I musimy tam podjechać do niego, by zrobić zdjęcie w tej ciężarówce. Mam nadzieję, że „Dziennik Związkowy” opublikuje to zdjęcie.
Mateusz R.: To jest niedaleko polskiej Częstochowy (Doleystown) w Pensylwanii. Na trzeci tydzień czerwca jest tam planowana bardzo duża impreza organizowana przez lokalną Polonię.
Projekt Miś Wojtek wymaga czasu. Bardzo Was angażuje. Jak to robicie, by niemalże w każdy weekend maskotka mogła się gdzieś pojawić?
Mateusz R.: Może nie w każdy weekend. Czasami jest jednak bardzo ciężko to pogodzić. Jest nas dwóch, ale na początku, jak ten miś się pojawił, to nasze dzieci też się przebierały. A teraz po prostu staramy się dograć, poznać ludzi, którzy nas wspomogą, którzy też coś nam podpowiedzą, jak się rozwinąć. Na razie dajemy radę, ale możemy zaprosić do współpracy. Jesteśmy niezależni, ale ze Zrzeszeniem Nauczycieli Polskich w Ameryce, szkołami polskim, czy Przystankiem Historia, próbujemy przedostać się i przekazać informacje do Polonii, szczególnie do dzieci. Chcemy ich zainteresować samym Misiem Wojtkiem, ale też historią 2 Korpusu gen. Władysława Andersa. Staramy się wspierać nawet inicjatywy takie, jak rozgrywki w piłkę nożną albo powiązane ze zdrowiem, wszystko, co jest pozytywne i nie psuje wizerunku Misia Wojtka.
W ciągu pierwszych 365 dni działalności Misia Wojtka na pewno otrzymaliście duże wsparcie od swojej rodziny?
Mateusz R.: Myślę, że zaczęło się od naszych dzieci i później cała Polonia i wszystkie inne dzieci też na tym zyskały.
Roman Ż.: Na początku dziewczyny nie bardzo chciały się nawet przebrać za tego misia czy asystować, bo się wstydziły. W przypadku nastolatek to jest normalne. Ale dzisiaj, jak mówimy, że np. jedziemy, gdzieś na jakąś imprezę w przyszły weekend, to już nie trzeba ich namawiać. One jadą i wiedzą, jaka to frajda. Naprawdę przez cały rok w weekendy miały jakieś kolejne zainteresowanie, kolejny nowy projekt związany z Misiem Wojtkiem. I można powiedzieć, że te nasze dzieci się nie nudziły. Czasami w weekendy jesteśmy w domu, ale co chwila jest jakaś impreza, gdzie dzieci są z nami i mają jakieś atrakcje.
Nic na tym świecie nie jest za darmo. Ktoś tego misia musiał zaprojektować. Wyjazdy na imprezy itd. Jak to finansujecie, bo nie bierzecie żadnych pieniędzy. Sami finansujecie ten projekt?
Roman Ż: Wydaje mi się, że to są mądrze zainwestowane pieniądze i mam nadzieję, że kiedyś to przyniesie efekt. Mam nadzieję, że któregoś dnia ktoś zobaczy, że dwóch facetów po czterdziestce wpadło na śmieszny pomysł, by zakładać przebranie maskotki i zachwycać nią na wszystkich polskich imprezach, a przy okazji przypominać o historii. Pieniądze to nie wszystko.
Mateusz R.: Wtrącę tutaj słowo, jak Romek pojawił się, maskotka Misia była w październiku (2022 roku) w polskiej szkole i wtedy mała dziewczynka skradła jego serce po tym, jak powiedziała:„Misiu, Misiu, ja chcę cię zabrać do domu”. Ktoś nagrał to przez przypadek telefonem, a ten filmik w ciągu kilku godzin miał ponad tysiąc odtworzeń w internecie. To było jak taka iskra. I zrozumieliśmy wtedy, że musimy być obecni w mediach. A przy tej okazji, pozdrawiamy Sylwię Lisiecki.
Roman Ż.: Właśnie chciałem o tym powiedzieć, że gdyby nie Sylwia Lisiecki, to Miś Wojtek nie pojawiłby się w mediach, na Instagramie, Facebooku. Ale także dzięki radiu 103.1 FM, „Dziennikowi Związkowemu”, telewizji i wszystkim innym lokalnym mediom, Miś zaistniał medialnie wszędzie.
Powiedzcie w takim razie, jak znaleźć profil Misia Wojtka na Facebooku czy Instagramie?
Mateusz R.: Bohaterski Miś Wojtek.
Roman Ż.: Miś ma na plecach logo mojej firmy, czyli mój herb rodzinny, i mój numer telefonu. Gdyby ktoś potrzebował zrobić ogrzewanie albo ochłodzenie czy skontaktować się z nami odnośnie Misia Wojtka, może to zrobić pod numerem: (773) 787-6644.
Gdybym miał zgadywać, to chyba setki tysięcy zdjęć, na których jest Miś Wojtek, zrobiono w ciągu jego pierwszego roku.
Mateusz R.: Jest ich bardzo dużo, jest też dużo filmików. Staramy się dobrze prezentować Misia Wojtka, który tak jak już wspominaliśmy, promuje przede wszystkim historię.
Dziękuję bardzo za tą rozmowę i czekamy na drugie urodziny Misia Wojtka. Życzymy Wam wielu sukcesów i gratulujemy wspaniałego projektu.
Z Romanem Żółtowskim i Mateuszem Rachwalskim rozmawiał Łukasz Dudka[email protected]
Tekst opracowała: Joanna Trzos
Na zdjęcia: Miś Wojtek podczas Biegu Niepodległości Radia WPNA 103.1 FM, niedziela 29 październikaZdjęcia: Peter Serocki