Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 14 grudnia 2024 15:41
Reklama KD Market

Krzysztof Marek, który zastrzelił pięć osób na Irving Park, uznany za niewinnego z powodu niepoczytalności

Krysztof Marek fot.Chicago Police Department

Prosto z sali sądowej

Ponad cztery lata od potwornej zbrodni, która wstrząsnęła Polonią i mieszkańcami północnego zachodu Chicago, zapadł werdykt w sprawie Krzysztofa Marka, oskarżonego o morderstwo pięciu osób w apartamentowcu przy Irving Park Road w 2019 r. Sędzia powiatu Cook w poniedziałek, 18 grudnia uznała Marka za niepoczytalnego, a przez to niewinnego zarzucanych mu czynów. 71-letni polski imigrant, przez wiele lat zawodowy kierowca ciężarówki, spędzi prawdopodobnie resztę swoich dni w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.

Po jednodniowym, 7-godzinnym procesie bez ławy przysięgłych, a tylko przed sędzią (bench trial), sędzia powiatu Cook Ursula Walowski w poniedziałek, 18 grudnia uznała 71-letniego dziś Krzysztofa Marka, oskarżonego o zastrzelenie pięciu osób w budynku apartamentowym przy 6733 W. Irving Park w Chicago w październiku 2019 r., za niewinnego z powodu niepoczytalności (ang.„not guilty by reason of insanity”).

Sędzia nakazała przeniesienie Marka do stanowego zamkniętego zakładu psychiatrycznego i kilkakrotnie podkreśliła, zwracając się do zgromadzonych na sali bliskich ofiar, że oskarżony „pozostanie zamknięty” i „nie wyjdzie na wolność”.

Mężczyzna odpowiadał na 10 zarzutów morderstwa pierwszego stopnia, po dwa za każdą ofiarę. Zginęli: 43-letnia Tsvetanka Kostadinova, 43-letnim Ivaylo Popov, oboje z Chicago, 65-letnia Iskra Pourel-Popova, 61-letni David Haniki z Arlington Heights oraz 53-letnia Jolanta Topolska z Chicago. Markowi groziła kara od 20 do 60 lat więzienia za każdy zarzut.

Niepoczytalny, czyli niewinny

Zgodnie z prawem stanu Illinois, oskarżony jest niepoczytalny, jeśli w wyniku choroby psychicznej lub defektu psychicznego, nie jest w stanie zrozumieć przestępczego aspektu swojego postępowania i w takim przypadku nie ponosi za nie odpowiedzialności karnej.

Obrońcy Krzysztofa Marka, Edward Koziboski i Randi Peterson z Biura Obrońcy Publicznego powiatu Cook, powołali się na opinię dwóch ekspertów w dziedzinie psychologii sądowej, dr. Alexandra Pareta oraz dr. Christofera Coopera. Obaj eksperci niezależnie stwierdzili, że Marek cierpi na zaburzenia urojeniowe.

Dr Cooper, zastępca dyrektora w biurze klinicznych usług kryminalistycznych (Forensic Clinical Services) powiatu Cook, podczas ponad półtoragodzinnych zeznań tłumaczył, że zaburzenia urojeniowe to bardzo rzadka przypadłość, która występuje jedynie u 0,2 proc. populacji Stanów Zjednoczonych. Charakteryzuje się występowaniem usystematyzowanych urojeń – chorobliwych, nieuzasadnionych przekonań na dany temat, które nie ustępują pod wpływem logicznej argumentacji lub dowodów na ich nieistnienie. Jak powiedział, pacjenci często nie reagują na żadne leczenie.

Według dr. Coopera, który latem br. dwukrotnie badał Marka, jego zaburzenie urojeniowe polegało na silnym przekonaniu, że jest on celem prześladowania nieokreślonej organizacji, która usiłuje kontrolować jego umysł. Przez ostatnich kilka lat przed popełnieniem zbrodni Marek miał być dręczony przekonaniami, głosami i obrazami, które odczuwał jako prawdziwe. Mężczyzna doszedł do przekonania, że jego doświadczenia były kontrolowane przez sąsiadów, którzy związani byli z dręczącą go siłą. Mężczyzna wierzył też, że jego „oprawcy” używają ściśle nieokreślonego urządzenia, które emituje sygnał przez ściany i ma za zadanie kontrolować jego myśli, ale także zadawać mu fizyczny ból.

Według lekarzy i obrońców, problemy ze zdrowiem psychicznym Marka zaczęły się w 2016 r., gdy z powodu wypadku podczas pracy mężczyzna złamał nogę i został unieruchomiony na dłuższy czas. Marek nigdy już nie wrócił do pracy jako kierowca ciężarówki, a parę lat później przeszedł na emeryturę. W tym czasie przekonania o byciu prześladowanym nasilały się. W pewnym momencie stały się tak silne, że emeryt zbudował prowizoryczny kask z marmurowej deski do krojenia i metalowego garnka, i zakładał go na głowę, aby uchronić się przed rzekomym sygnałem i próbami kontrolowania jego myśli.

Lekarze przeanalizowali też kilkaset stron dowodów zebranych w mieszkaniu Marka, w tym odręcznie napisane notatki, które detektywi znaleźli na jego drzwiach po popełnieniu zbrodni. Zawierały one między innymi hasła „No mercy” („bez litości”) i szereg haseł w języku polskim, w tym „bez głupiego wahania”, „dosyć”, „muszą zapłacić”, „pamiętaj, co to gów…o  z tobą robi” itp. Wśród wymienionych dowodów była też ewidencja listów, które Marek w latach poprzedzających zbrodnię wysyłał do wysoko postawionych osób i urzędników władz lokalnych i federalnych, m.in. senatora Dicka Durbina, senatora Johna McCaina, księdza Mike’a Pflegera, Departamentu Sprawiedliwości, chicagowskiej policji i FBI. W listach skarżył się na prześladowanie i tortury, i domagał się od władz ustalenia, kto za tym stoi.

W opinii sędzi Walowski, dowody niepoczytalności były „wyraźne i bezsporne”, zaś ze strony prokuratury nic nie było w stanie podważyć opinii lekarzy.

Z zimną krwią

Asystenci prokuratora stanowego powiatu Cook, Kevin DeBoni i Susan Jakubiak argumentowali, że morderstwa były popełnione z premedytacją i zimną krwią, i były reakcją rozgoryczonego sąsiada na negatywne komentarze, które dobiegały na jego temat zza ściany. Świadczyć o tym mają znalezione w mieszkaniu notatki z przypomnieniem planu działania. W mowie końcowej Jakubiak podkreślała, że ofiary zostały zastrzelone w stylu egzekucji, a sprawca ze spokojem wyznał policji, co zrobił.

Ze strony prokuratury zeznawało ośmiu świadków, w tym krewnych zamordowanych, policjantów i detektywów. Przedstawiono też szereg dodatkowych zeznań na piśmie, w tym sąsiada, kryminologa, kryminalistyka, patologa itp. Na sali obecnych było kilkanaście osób z trzech rodzin reprezentujących ofiary. Siedziały razem, w ciszy i z powagą obserwując proces, momentami dzieląc emocjonalne gesty: ocierając łzy, obejmując  ramieniem, ściskając dłoń. Wśród nich był 26-letni dziś Jakub Kuźmicki, syn zastrzelonej Jolanty Topolskiej, siedzący u boku swojego ojca, 21-letnia Iskra Popova, która w strzelaninie straciła ojca i przybraną matkę oraz rodzeństwo Davida Hanika.

Prokuratura odtworzyła mrożące krew w żyłach nagranie z kamer na mundurze policjantek, które tragicznego wieczoru jako pierwsze przybyły na miejsce zdarzenia. Widać na nich najpierw moment aresztowania Marka, który wyłania się spomiędzy budynków, unosi ręce do góry i mówi „To mnie szukacie. Ja to zrobiłem”, po czym kroki funkcjonariuszki do mieszkania, w którym rozegrał się dramat. W części jadalnej kuchni kamera policjantki rejestruje stół nakryty jasnym obrusem i zastawiony do posiłku. Widać koszyk z chlebem i kieliszek napełniony białym winem. Kiedy kamera kieruje się na podłogę wokół stołu, widać ciała trzech osób leżących w agonii i kałuży krwi. Po chwili wyłania się ciało czwartej osoby. „Pomoc jest w drodze” – woła funkcjonariuszka. Dalej,  zaalarmowana przez radio, odkrywa piąte ciało leżące na zewnątrz budynku.

Nagranie z kamery drugiej funkcjonariuszki, która w radiowozie pilnowała Marka, rejestruje, jak mężczyzna ze spokojem mówi, że broń zostawił w salonie w swoim mieszkaniu, do którego drzwi są otwarte. „Chcesz porozmawiać o tym, co się stało?” – słychać głos policjantki. „Aaa… Wolałbym poczekać” – odpowiada Marek.

Do zdarzenia doszło 12 października o 5.30 pm. Na drugim piętrze apartamentowca przy 6733 West Irving Park, blisko skrzyżowania z Oak Park, w mieszkaniu 2D na drugim piętrze rodzina zasiadała do stołu. Byli tam domownicy, 43-letnia przedszkolanka Tsvetanka Kostadinova ze swoim mężem, 43-letnim Ivaylo Popovem oraz zaproszeni goście – 65-letnia Iskra Pourel-Popova ze swoim mężem 61-letnim Davidem Hanikiem z Arlington Heights. Była godzina 5.30 pm. Na stole podane już było jedzenie. W tym momencie do mieszkania wszedł wówczas 66-letni sąsiad, Krzysztof Marek, i zaczął strzelać do znajdujących się przy stole osób.

Następnie Marek wyszedł z mieszkania i udał się piętro wyżej, do mieszkania 3C, gdzie oddał strzał w stronę znajdującej się tam 53-letniej Jolanty Topolskiej. Syn kobiety, zaalarmowany wcześniejszym hałasem, wyglądał z balkonu, sprawdzając, co się dzieje. Wówczas usłyszał głos matki: „Kuba, Kuba!”. Na środku salonu zobaczył sąsiada trzymającego pistolet. Jak relacjonował podczas zeznań, wybiegł z mieszkania na stację benzynową, skąd wezwano 911. Policja przybyła na miejsce w ciągu kilku minut. Według prokuratury, postrzelona kobieta była w stanie uciec z mieszkania tylnymi drzwiami. Sąsiad dopadł ją i postrzelił kolejny raz. Topolska w krytycznym stanie została przewieziona do szpitala, gdzie zmarła następnego dnia.

Po zdarzeniu Marek wrócił do swojego mieszkania, gdzie zostawił broń –  zakupioną legalnie w 2018 r. Wyszedł na zewnątrz, gdy usłyszał radiowozy.

Sprawnie funkcjonujący obywatel

Podczas procesu niewiele było mowy o wcześniejszym życiu Krzysztofa Marka. Wiadomo, że wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w 1979 r. W 1999 został obywatelem amerykańskim. Uzyskał licencję kierowcy zawodowego CDL i przez 25 lat pracował jako kierowca ciężarówki i był „sprawnie funkcjonującym obywatelem”. Miał troje dorosłych dzieci. Według prokuratury, po zaprzestaniu pracy dopadły go problemy finansowe. W 2017 r. groziło mu odebranie mieszkania przez bank. Sąsiedzi twierdzili, że był samotnikiem i miał z nimi coraz częstsze zatargi.

Rodziny ofiar pośpiesznie opuściły salę sądową po zakończeniu procesu. Jakub Kuźmicki nie chciał komentować wyniku procesu. Brat zastrzelonego Davida Hanika powiedział „Dziennikowi Związkowemu”, że jest zadowolony, że oskarżony został uznany za niepoczytalnego. O bracie powiedział, że był „uzdolnionym tancerzem w sile wieku, który odszedł za wcześnie”.

Asystent prokuratora stanowego prowadzący sprawę, Kevin DeBoni, powiedział „Dziennikowi Związkowemu”, że niepoczytalność Marka w znaczeniu prawnym oznacza, że jest on niewinny. Zapytany o reakcję na wynik procesu odpowiedział, że wolałby, aby oskarżony został uznany za winnego morderstwa pierwszego stopnia.

Przez cały czas, gdy ważyły się losy 71-letniego Krzysztofa Marka, on sam zdawał się niewzruszony tym, co działo się wokół niego na sali sądowej. Średniego wzrostu brodaty mężczyzna z siwymi, przydługimi włosami i mocno podkrążonymi oczami miał na sobie beżowy więzienny uniform i czarno-białe trampki. Na początku rozprawy kilkakrotnie wyraźnym głosem potwierdził przed sędzią, że rozumie konsekwencje procesu przed sędzią. Przez kolejne godziny siedział odchylony na fotelu przy ławie swoich obrońców, głaszcząc swoją brodę i wąsy.

Przesłuchanie, na którym zapadną szczegóły dotyczące przeniesienia Marka do zakładu psychiatrycznego, ma odbyć się w styczniu.

Joanna Marszałek
[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama