Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 05:28
Reklama KD Market

Polska Msza św.

Nowy Orlean, styczeń 2005
Nowy Orlean w styczniu zawsze jest piękny. Innego zresztą nie znam. Od wielu lat regularnie przyjeżdżam do Nowego Orleanu, właśnie w styczniu. Moje podróże nie mają żadnego związku z obchodzonym tu karnawałem, którego kulminacją jest Mardi Gras. Ilekroć tu jestem zawsze wstępuję do katedry św. Ludwika, najstarszej bazyliki w USA (1718 r.), centralnie usytuowanej w jednej z trzech pierzei Placu Jacksona. Dopiero w tym roku dostrzegłem tablicę pamiątkową Johna Patricka Cody wmurowaną w ścianę bocznej lewej nawy świątyni. Dowiedziałem się z niej, że kard. Cody zanim przybył do Chicago był arcybiskupem diecezji Nowego Orleanu. Księdza kardynała nie poznałem, umarł w kwietniu 1982 r., niecałe pół roku po naszym przyjeździe do Chicago. Słyszałem o nim wiele. Podobno nie faworyzował naszej grupy. Być może tak było, nie wiem. Starałem się dowiedzieć jakim był ordynariuszem tam w Nowym Orleanie zanim skierował go do Chicago papież Paweł VI. Ktoś to pamięta, było to dokładnie 40 lat temu. Od starszego pana pracującego w pobliskim antykwariacie na Chartres usłyszałem, że abp. Cody generalnie nie lubił etników za wyjątkiem Irlandczyków. Tych, chierarcha za takowych chyba nie uważał.


Chicago, koniec 1981 roku
Od państwa Stankiewiczów z Niles, którzy dali nam gościnę i znaleźli pracę z zamieszkaniem w pobliskim Lincolnwood, dowiedzieliśmy się o sobotniej mszy św. w języku polskim w kościele św. Jana Brebeuf w Niles. Krępowaliśmy się wykorzystywać gościnność naszych jedynych znajomych i prosić ich o podwożenie do kościoła. Radziliśmy sobie chodząc co niedziela pieszo do najbliższej bazyliki Królowej Wszystkich świętych w Sauganash, odległej od nas o dwie mile. Przyznam, że dojście było uciążliwe, zwłaszcza zimą, kiedy brnęliśmy w śniegu idąc wzdłuż ulic Crawford i Devon. Którejś mroźnej niedzieli spotkał nas wracających z kościoła "nasz" rabin  pracowaliśmy i mieszkaliśmy bowiem w synagodze. Na poczynioną przezeń uwagę, że pogoda taka nie sprzyja spacerom, odpowiedziałem, że to coś więcej niż spacer. Rabin wymógł na nas zgodę, iż począwszy od następnej niedzieli, on sam lub ktoś z kongregacji przez niego wyznaczony, będzie nas zawoził i przywoził z kościoła. Ten ogromnej kultury człowiek stał się bardzo nam życzliwy.


Kościół św. Jana Brebeuf w Niles a Sobór Watykański II
John (Jan) Brebeuf a właściwie Jean de Brebeuf był pierwszym świętym jakiego wydała ziemia amerykańska, tak gdzieś czytałem. Pierwszym, który za wiarę poniósł męczeńską śmierć na ziemi amerykańskiej, tak, to może być prawda, ale trudno zgodzić się z tym, że wydała go ziemia amerykańska. Wydała go Francja, wykształcili jezuici a zamordowali w wyjątkowo okrutny sposób Irokezi w pobliżu dzisiejszego St. Ignace w górnej części stanu Michigan. Nasz św. Andrzej Bobola, również jezuita, zginął osiem lat później z rąk Kozaków. Działo się to w połowie XVII w., dziś księża, zakonnice i zakonnicy nadal padają ofiarami mordów.


Kościół św. Jana Brebeuf w Niles. Czytelna modernistyczna architektura, chłodna acz nie pozbawiona kilku uroczych detali. Była to pierwsza świątynia jaką widziałem zaprojektowana według ustaleń Soboru Watykańskiego II. Tak się złożyło, że przez 2 lata poprzedzające mój przyjazd do USA studiowałem dokumenty posoborowe, zwłaszcza Sacrosanctum Consilium. Dokumentem tym w wersji polskiej jest Konstytucja o życiu liturgicznym. Konstytucja owa, efekt wielomiesięcznej pracy Komisji Liturgicznej, została zatwierdzona przez Ojców Soboru i ogłoszona w grudniu 1963 r. Stanowi ona obowiazującą normę sprawowania liturgii, obrzędów i sakramentów świętych. Architekturę określa funkcja, funkcję w tym przypadku reguluje liturgia, a ta po Soborze została jak wiemy znacząco zreformowana. Trzeba zauważyć, że Sacrosanctum Consilium z szacunkiem dostrzega różnice w tradycji kościołów narodowych, zostawiając spory margines interpretacyjnej swobody poszczególnym episkopatom i biskupom. Wspomniany dokument nie jest jedynym zresztą. Dobrze obeznany w tej dziedzinie katolik bez trudu wymieni pozostałe trzy dokumenty uzupełniające. Ostatni, to kilkadziesiąt początkowych stron Mszału Rzymskiego (Missale Romanum) zebranych w rozdziale Ogólne wprowadzenie (Institutio Generalis).


Architekturą sakralną, taką jak tę kościoła w Niles, łatwiej jest rozumieć i "czytać" w kontekście tych wszystkich wspomnianych dokumentów o liturgii, której teologiczne zasady i normy przewodziły jej zmianom na przestrzeni ostatnich 40 lat. Ojcowie Soboru położyli nacisk na liturgię zogniskowaną na Chrystusie, a udział w Eucharystii jako źrodło i szczyt całego chrześcijańskiego życia. Koniecznym stało się też właściwe podkreślenie roli kapłana in Persona Christi i objęcie aktywnym uczestnictwem w Ofierze Eucharystii wszystkich wiernych.


Polska Msza św. w Niles
Jest wiosna 1982 r. Te kilka miesięcy wystarczyło aby zacząć tęsknić za liturgią w języku polskim, modlitwami i śpiewem. Nie bez wpływu na chęć przebywania w swojej grupie miały zapewne wiadomości z Polski, a ściślej ich brak spowodowany wprowadzonym stanem wojennym. Uniemożliwił on nam planowany na Boże Narodzenie powrót do kraju.


Moja pierwsza Msza święta w języku polskim na emigracji, choć wtedy, 23 lata temu, nie wiedziałem jeszcze, że to emigracja. Zaczynamy systematycznie co sobota przyjeżdżać do kościoła w Niles. Poznajemy organizatorów tej mszy, historię jej powstania i trudy towarzyszące temu przedsięwzięciu. Poznajemy wspaniałych ludzi: państwa Teresę i Tadeusza Sokołowskich, państwa Cecylię i Józefa Tatkowskich, państwa Wróblewskich, panów Jana Iżykowskiego, Antoniego Popka, Matta Araszewskiego, Franka Knappa i Richarda Harczaka, panie Marię Steinert, Janinę Kubanek, Marię Ryśko i Halinę Kubsik. Ciekawi nas jak to się stało, że to oni właśnie, ludzie od dziesięcioleci tu mieszkąjacy bądź tu urodzeni, zadali trud aby, co tu dużo mówić, zorganizować Mszę św. bardziej potrzebną nam niż sobie.


Okazuje się, że Msza św. w języku polskim potrzebna jest nam wszystkim. Kiedy po raz pierwszy tymczasowy komitet organizacyjny spotkał się z ówczesnym proboszczem aby przedstawić mu petycję, ten zdziwiony obecnością w tej grupie Amerykanów znanych mu z aktywności parafialnej, zapytał wprost, co tu robię. Do odpowiedzi poczuł się wezwany Matt Araszewski. I odpowiedział tak: "Urodziłem się w Ameryce, ale otrzymałem też dobre wykształcenie w języku polskim. Tak dobre, że łatwiej jest mi się modlić i spowiadać po polsku. Dlatego tutaj jestem" (wypowiedź tę podaję za p. Józefem Tatkowskim, kronikarzem wszystkich spotkań).


Dowiedziałem się, że podobne argumenty przedstawiał dużo wcześniej ks. kard. Cody p. Jan Iżykowski. Trudno powiedzieć dlaczego mu się nie powiodło. Czy tylko dlatego, że działał samotnie, czy też ucho chierarchy nie słyszało wszystkiego, a z listami, które słał do Watykanu w tej sprawie, po prostu nie wiedziano co zrobić? Dzię ki mądrości i wytrwałości ludzi tworzących tymczasowy komitet organizacyjny, do którego wkrótce dołączyli nasi przyjaciele Basia i Henryk Stankiewiczowie, archidiecezja zgodziła się zezwolić na mszę św. w języku polskim. Znalezienie księdza stanowiło drugi problem. Celebrantem pierwszej mszy św. był ks. Tadeusz Jakubowski, późniejszy biskup pomocniczy Archidiecezji Chicagowskiej. Było to 23 lutego 1980 roku.


Kościół mogący pomieścić 1500 wiernych, wypełniony był w całości. Przybyli nie tylko Polonusi i Polacy z Niles, ale też z sąsiednich przedmieść: Morton Grove, Des Plaines, Park Ridge, Glenview i Skokie. I tak już pozostało. Byla to pierwsza polska msza św. na północnozachodnich przedmieściach a może w ogóle jedyna poza Chicago. Bez wątpienia stała się precedensem ułatwiającym późniejsze starania polskich społeczności w Wheeling, Des Plaines czy Lombard.


Msza wciąż nie miała stałego księdza. Przyjeżdżali z daleka księża Stanisław Shaw i Józef Mytych, czasami wyręczał obu o. Piotr Gacki. Zaiste było to ogromne poświęcenie.


Z tej mojej pierwszej Mszy św. po polsku zapamiętałem jak trudno było mi zrozumieć jezyk, w którym czytana była cała liturgia i głoszona homilia. Po kilku sobotach rozumiałem już wszystko. Urzekł mnie kontrast pomiędzy modernistyczną architekturą świątyni a językiem sprawowanej liturgii. Język wydawał mi się skądś znajomy, gdzieś w przeszłości już się z nim zetknąłem. Po latach sięgnąłem do Mszalika niedzielnego, pamiątki  prezentu jaki dostałem na Pierwszą Komunię św. od mojej cioci starowinki. Mszalik wydany został w Buffalo, NY w roku 1905. To ten język.


Zgłaszam się do czytań. Robiłem to przez wiele lat w Polsce, zaczynajac w studenckich czasach. Rzemiosła tego uczyłem się na tzw. warsztatach. Pomagali nam  lektorom akademickim  aktorzy, m.in. Jerzy Zelnik i Wojciech Duryasz. Uczono nas, że tak trzeba czytać, aby uwaga słuchających skupiona była nie na czytających, ale na Słowie. Szacunek dla Słowa zaczyna się od Jego zrozumienia. Wykrzyknik winien być artykułowany dyskretnie, jakby to było ćwierć wykrzyknika. Podobnie ze znakiem zapytania. Stosowanie pauzy, zawieszenie głosu, tempo czytania, żadnych zbędnych ruchów, żadnej gestykulacji.


Bierność wiernych wynika raczej ze źle przygotowanej liturgii. Język zrozumiały bardziej wciąga  wystarczy otworzyć uszy... Oczywiście, wszystko zależy od tego jak się czyta, jak się mówi, jak się sprawuje liturgię. "Można z niej zrobić niezłą drogę przez mękę, niemniej można też dać się "pociągnąć" w górę"  jak mawiał ks. prof. Wacław Hryniewicz.
Wtedy w kwietniu 1982 r. podczas naszej pierwszej w USA Mszy św. po polsku o istnieniu wszystkich tych prawd zapomniałem.


Obowiązki lektora
Lektor nie tylko czytał, lektor musiał też  i to było novum  śpiewać. Dobrze jeśli potrafił. Przez wiele lat nie mieliśmy organisty. Siłą rzeczy repertuar pieśni śpiewanych przez lektorów był ograniczony. Nie ma w tym nic odkrywczego, że najlepiej śpiewa się pieśni, które się zna. Wierni włączają się ze śpiewem, o to wszak chodzi, a lektor kontroluje czas mierzony liczbą śpiewanych zwrotek. Po jakimś czasie ks. Mytych położył kres tej jednostajności. Lektorzy dostawali od księdza kartkę z nazwami pieśni tuż przed mszą św.: ta pieśń na rozpoczęcie, ta na ofiarowanie, ta podczas Komunii św. i ta na zakończenie. Połowy tych pieśni nie znałem, a myślałem, że znam prawie wszystkie. Ci, którzy pamiętają potrydencką liturgię, a więc tę sprzed Soboru Watykańskiego II, w której dominowała łacina, gdzie ksiądz  jak to się brzydko potocznie mówiło  mamrotał ciche modlitwy po łacinie, wiedzą, że tę lukę swoją paraliturgią wypełniał chór. Pamiętam to  moja Mama była śpiewaczką.


Dla niej wytchnienie życiowe i największą radość stanowiło śpiewanie w chórze. Zabierała mnie na częste próby, więc powiedzieć mogę, iż osłuchałem się pieśni od dziecka. Więc ten śpiew lektorski po urozmaiceniach wprowadzonych przez ks. Mytycha zaczynał być koszmarem. Zawsze a capella, często (wbrew założeniom) był to śpiew solowy, bo nikt z wiernych się nie włączał. Pojawienie się po jakimś czasie panienki grającej na pianinie niewiele zmieniło. Panienka, że tak ją umownie nazwę, niestety nie śpiewała. Za to grała wiernie co jej ks. Mytych zlecił a my lektorzy mieliśmy śpiewać. W swoim posłuszeństwie była nieprzejednana. Wiem, bo próbowałem bezskutecznie odwieść ją od wyznaczonego repertuaru. Jej gra, mogę to wyznać, wręcz przeszkadzała mi, krępując inwencję w wykonywaniu nieznanych pieśni. Ogromną ulgę przyniosło pojawienie się stałego organisty p. Mariana Mikowskiego.


Jezuici w Niles
Starania o stałego księdza na sobotnie Msze św. nie ustawały. Widzieliśmy z jakim trudem dojeżdżał do nas leciwy i chorowity ks. Mytych. Nigdy żadnych narzekań, tak rozumial swoją służbę i powinność. Wtedy to ówczesny proboszcz, ks. Robert Banzin skontaktował się z ks. Stefanem Filipowiczem, przełożonym polskich jezuitów na Avers. Zaczął przyjeżdżać do nas ojciec Stefan, po nim przez 7 lat ks. Andrzej Peńka. Zastąpił go na krótko ks. Janusz Iwan. Z posługą do nas przyjeżdżali kolejno ojcowie: Augustyn Smyda, Leszek Balczewski, Paweł Kosiński, i ostatnio, Mariusz Han.
W lipcu 1999 r. parafii przydzielono księdza Adama Gałka z nieodległej św. Tekli. Oprócz tej historycznej już sobotniej, powiększająca się grupa polska może uczestniczyć też w niedzielnej Mszy św. o godz. 12:30.
Jezuici zakończyli swoją wieloletnią posługę w grudniu ub. roku. Ja przestałem być lektorem w 2000 roku.


Jubileusz
Choć od trzech lat czytam u św. Zachariasza w Des Plaines, wciąż z ogromnym sentymentem wspominam swoje 18 lat w John Brebeuf. Dziękuję losowi, że pozwolił mi poznać tylu wspaniałych ludzi, dzięki którym powstała i istnieje do dziś nasza polska Msza św. Bez ich doświadczenia i ich sukcesów, trudniej byłoby nam żyć.


Obchodzony jubileusz stwarza okazję do podziękowania Opatrzności za to wszystko dobro, którego doświadczyliśmy w ciągu minionych 25. lat. Stosowne będzie też podziękowanie tym wszystkim, którzy do powstania tego dzieła jakim jest polska Msza św. przyczynili się.


Uroczystej Eucharystii przewodniczyć będzie ks. bp Tadeusz Jakubowski w najbliższą niedzielę, 20 lutego o godz. 15:00 (3:00 PM) w kościele św. Jana Brebeuf przy 8307 N. Harlem Avenue w Niles. Zaprasza komitet, któremu przewodniczy p. Józef Tatkowski. Po mszy św. obiad w Centrum Parafialnym. Na rezerwacje i przedpłaty na obiad chyba już za późno, chociaż kto wie, warto sprawdzić. Informacje pod nr tel. (847) 9666913.
Władysław Rymsza

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama