Dariusz Michalczewski będzie walczył w sobotę, 26 lutego, o mistrzostwo świata w bokserskiej wadze półciężkiej organizacji WBA. W Color Line Arena w Hamburgu zmierzy się z broniącym tytułu Francuzem Fabrice'em Tiozzo. To 50. pojedynek w karierze polskiego "Tygrysa".
Będzie to druga konfrontacja tych pięściarzy. Do pierwszego spotkania w ringu doszło w... 1986 roku, w ćwierćfinale mistrzostw Europy juniorów w Kopenhadze. 18-letni wówczas Michalczewski (urodził się 5 maja 1968 roku) pokonał na punkty o rok młodszego Tiozzo (8.5.1969). Stawka rewanżowego pojedynku jest o wiele wieększa. Obaj zawodnicy - jakżeby inaczej - zapowiadają, że są w wysokiej formie i pokonają rywala.
Michalczewski, który przez dziewięć lat (1994-2003) był mistrzem świata WBO, tym razem wystąpi w roli pretendenta. Marzy "tylko" o odzyskaniu tytułu, bowiem pieniądze i sławę ma zapewnione na lata. Na walkę z Amerykaninem Royem Jonesem Jr., która zelektryzowałaby cały pięściarski świat, już nie liczy. Marzenia gdańszczanina (równie dobrze czuje się tylko w bliskim jego sercu Hamburgu) zamierza zburzyć Francuz pochodzący z podparyskiego St. Denis. "Trenowałem na całego i zakończę walkę jako zwycięzca" - zapewnia Tiozzo.
Polski bokser tradycyjnie przygotowywał się m.in. w Zakopanem, gdzie jak cień co roku (lub częściej) towarzyszą mu trener Fritz Sdunek, masażysta Krzysztof Busch oraz tatrzański przewodnik Maciej Mojrzeszek, z którym "Tygrys" biega od 20 lat po górach. Na Tiozzo treningi Michalczewskiego nie wywarły większego wrażenia. "Stoczyłem 130 rund sparingowych. To o kilkadziesiąt więcej niż przed poprzednią walką o mistrzostwo świata z Włochem Silvio Branco" - dodał Francuz.
"Widziałem na kasecie jego konfrontację z Branco. Tiozzo wygrał, ale nie zachwycił. Zaliczył nawet deski. Słabo broni się przed ciosami lewą ręką. Dla mnie to wspaniała wiadomość. Lewy prosty to moja największa broń" - cieszy się Michalczewski.
Michalczewski, który nie należy do świętoszków, i wcale się z tym nie kryje, w ostatnich tygodniach prowadzi wzorowy tryb życia. "Nie mogę sobie pozwolić na imprezowanie, na alkohol, na to, żeby kłaść się spać w środku nocy" - uważa bokser hamburskiej grupy Universum.
Pojedynek Michalczewski - Tiozzo o pas WBA jest reklamowany pod hasłem "Tiger is back", czyli "Tygrys wrócił". W Color Line Arena zasiądzie komplet 17 tysięcy widzów, by obejrzeć w akcji Polaka. To będzie jego pierwsza walka od prawie półtora roku. Jesienią 2003 roku Michalczewskiego, dążącego do pobicia rekordu Rocky'ego Marciano (50 wygranych w profesjonalnej karierze, bez porażki), trochę niespodziewanie zdetronizował Meksykanin Julio Cesar Gonzalez.
Kariera Michalczewskiego dobiega końca. Jeśli przegra z Tiozzo, być może już nigdy nie pojawi się w ringu. Będzie mógł na dobre zająć się showbiznesem i np. zawodowo śpiewać albo prowadzić jakiś program rozrywkowy w polskiej lub niemieckiej telewizji. Znakomicie radzi sobie także przy sztaludze, ale to nie dziwne, skoro od lat przyjaźni się ze znanym włoskim artystą Bruno Brunim. W przypadku zwycięstwa "Tygrysa", nieoczekiwanie, przynajmniej na jakiś czas, kategorią półciężką mogą zawładnąć Polacy. Za trzy miesiące o pas WBC będzie rywalizował Tomasz Adamek z Australijczykiem Paulem Briggsem. I wcale bokser z Gilowic nie stoi na straconej pozycji. A do ewentualnej walki Michalczewski- Adamek raczej nigdy nie dojdzie.